Rzeczywisty powód: obrona przywilejów
Jeśli obrona wartości demokratycznych (np. wolnych mediów) nie jest rzeczywistym powodem organizowania antyrządowych demonstracji przez opozycję, to powstaje pytanie: co nim jest w istocie?
Biorąc pod uwagę kto inspiruje te demonstracje (beneficjenci transformacji ustrojowej w Polsce i systemu stworzonego po przełomie 1989 r., w tym ludzie dawnego reżimu komunistycznego), wydaje się oczywiste, że chodzi o utrzymanie dotychczasowego stanu posiadania, tj. licznych przywilejów i korzyści czerpanych przez wąską grupę społeczeństwa. Taki polityczno-biznesowo-medialny układ oligarchiczny funkcjonował przez 8 lat rządów koalicji PO-PSL, ale rok temu został odsunięty od władzy (i przywilejów) w demokratycznych wyborach. W związku z tym, beneficjenci tamtej sytuacji – którzy do tej pory nie mogą pogodzić się z wynikiem wyborów – dążą do odsunięcia od władzy rządu Prawa i Sprawiedliwości, który chce te przywileje odebrać lub ograniczyć.
W tym kontekście należy zauważyć, że na 16 grudnia zaplanowane było przyjęcie przez Sejm tzw. ustawy dezubekizacyjnej, mającej na celu obniżenie emerytur i rent funkcjonariuszom pełniącym służbę w latach 1944-1990 w komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa. Celem ustawy nie jest karanie byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL, lecz odebranie im niesłusznie przyznanych przywilejów, tj. wysokich świadczeń emerytalnych i rentowych.
Pierwszą próbę obniżenia świadczeń emerytalnych podjęto w 2009 r., jednak nie była ona wystarczająco skuteczna. W rezultacie, byli funkcjonariusze organów bezpieczeństwa państwa PRL nadal pobierali bardzo wysokie emerytury (często ponad 10 tysięcy złotych), znacznie wyższe od przeciętnej emerytury (obecnie około 2 tysięcy złotych), co było postrzegane przez większość polskiego społeczeństwa jako rażąca niesprawiedliwość. Szczególnie bulwersujący był fakt, że byli funkcjonariusze komunistycznego reżimu pobierają znacznie wyższe emerytury niż działacze antykomunistycznej opozycji w czasach PRL.
Tak więc, rzeczywistym powodem działań opozycji w ostatni weekend wydaje się chęć uniemożliwienia Sejmowi uchwalenia ustawy dezubekizacyjnej, obniżającej państwowe świadczenia pieniężne na rzecz pewnej uprzywilejowanej grupy społecznej. Środkiem do osiągnięcia tego celu miała być okupacja przez posłów opozycji (głównie PO i Nowoczesnej) sejmowej mównicy i fotela marszałka Sejmu, a za pretekst do tego nieparlamentarnego zachowania posłużyło wykluczenie przez marszałka Sejmu jednego z posłów PO z debaty budżetowej za jej zakłócanie. Na marginesie, w poprzedniej kadencji marszałek Sejmu z PO również wykluczał posłów opozycji z obrad, ale nigdy nie skutkowało to tak histerycznymi reakcjami jak obecnie (posłowie opozycji, którzy od 16 grudnia okupują salę plenarną Sejmu, zapowiadają kontynuację okupacji do kolejnego posiedzenia Sejmu rozpoczynającego się 11 stycznia).
Ustawa dezubekizacyjna została jednak przyjęta przez Sejm zgodnie z planem, tj. 16 grudnia – po przeniesieniu przez marszałka Sejmu obrad w inne miejsce (Sala Kolumnowa). Następnie, 20 grudnia, przyjął ją również Senat. Zgodnie z ustawą, obniżone świadczenia emerytalne i rentowe nie będą mogły przekraczać średniej emerytury lub renty wypłacanej przez ZUS (w czerwcu 2016 r. przeciętna emerytura wynosiła 2053 zł, renta z tytułu niezdolności do pracy – 1543 zł, a renta rodzinna – 1725 zł). Świadczenia w nowej wysokości będą wypłacane od 1 października 2017 r. Obniżenie emerytur i rent, które dotyczy około 32 tysięcy osób, ma przynieść rocznie ponad 500 mln zł oszczędności w budżecie państwa.
Oczywiście, próby zablokowania prac Sejmu nie mogły odbywać się pod hasłem obrony przywilejów emerytalnych dla wąskiej grupy skompromitowanych ludzi, więc opozycja posłużyła się wygodnym i nośnym medialnie hasłem „obrony wolnych mediów”. Podobny mechanizm odwracania pojęć widać na demonstracjach KOD, które odbywają się pod hasłami „obrony demokracji”, ale w rzeczywistości są wyrazem ogromnej frustracji uprzywilejowanych środowisk, które w wyniku demokratycznych wyborów utraciły różnego rodzaju korzyści (np. dobrze płatne stanowiska w spółkach skarbu państwa, państwowych agencjach i instytucjach, dotacje z budżetu państwa, kontrakty na zamówienia publiczne, wysokie emerytury, a także przyzwolenie władzy na prowadzenie nieuczciwych interesów, oszustwa podatkowe itp). W imieniu społeczeństwa czy własnym?
Jeśli chodzi o skalę demonstracji w ostatni weekend, to niektóre polskie i zagraniczne media mówiły o „tysiącach ludzi” protestujących w wielu miastach Polski, co miało sugerować masowe poparcie społeczeństwa dla działań opozycji. Według władz Warszawy pod Sejmem zebrało się około 2 tysięcy osób.
Natomiast według innych źródeł, w Warszawie protestowało kilkaset osób, a w kilku innych polskich miastach na ogół mniej niż 100 osób w każdym. Trudno więc uznać te demonstracje za powszechne i reprezentujące znaczą część społeczeństwa. Ponadto, wiarygodność władz Warszawy w szacowaniu liczby uczestników ulicznych demonstracji została poważnie podważona w maju 2016 r., gdy liczebność opozycyjnej demonstracji oszacowano na 240 tysięcy, choć w opinii praktycznie wszystkich innych źródeł (prorządowych i opozycyjnych) demonstrowało wówczas około 50 tysięcy osób (była to największa i jedyna takiej skali demonstracja opozycji). Te zawyżone szacunki nie powinny jednak dziwić biorąc pod uwagę, że władzę w stolicy sprawuje obecna opozycja parlamentarna (prezydentem Warszawy jest Hanna Gronkiewicz-Waltz, wiceprzewodnicząca PO).
Słabnąca frekwencja na demonstracjach opozycji może świadczyć o tym, że polskie społeczeństwo zaczyna być zmęczone awanturniczym i destrukcyjnym stylem działania opozycji, która nie ma do zaproponowania nic konstruktywnego – jedynie histerię i kolejne demonstracje. Wydaje się też, że Polacy zaczynają zdawać sobie sprawę z manipulacji liderów opozycji, którzy udają męczenników walczących o interesy społeczne, a w istocie traktują społeczeństwo instrumentalnie i cynicznie wykorzystują je do walki o własne interesy.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Rzeczywisty powód: obrona przywilejów
Jeśli obrona wartości demokratycznych (np. wolnych mediów) nie jest rzeczywistym powodem organizowania antyrządowych demonstracji przez opozycję, to powstaje pytanie: co nim jest w istocie?
Biorąc pod uwagę kto inspiruje te demonstracje (beneficjenci transformacji ustrojowej w Polsce i systemu stworzonego po przełomie 1989 r., w tym ludzie dawnego reżimu komunistycznego), wydaje się oczywiste, że chodzi o utrzymanie dotychczasowego stanu posiadania, tj. licznych przywilejów i korzyści czerpanych przez wąską grupę społeczeństwa. Taki polityczno-biznesowo-medialny układ oligarchiczny funkcjonował przez 8 lat rządów koalicji PO-PSL, ale rok temu został odsunięty od władzy (i przywilejów) w demokratycznych wyborach. W związku z tym, beneficjenci tamtej sytuacji – którzy do tej pory nie mogą pogodzić się z wynikiem wyborów – dążą do odsunięcia od władzy rządu Prawa i Sprawiedliwości, który chce te przywileje odebrać lub ograniczyć.
W tym kontekście należy zauważyć, że na 16 grudnia zaplanowane było przyjęcie przez Sejm tzw. ustawy dezubekizacyjnej, mającej na celu obniżenie emerytur i rent funkcjonariuszom pełniącym służbę w latach 1944-1990 w komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa. Celem ustawy nie jest karanie byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL, lecz odebranie im niesłusznie przyznanych przywilejów, tj. wysokich świadczeń emerytalnych i rentowych.
Pierwszą próbę obniżenia świadczeń emerytalnych podjęto w 2009 r., jednak nie była ona wystarczająco skuteczna. W rezultacie, byli funkcjonariusze organów bezpieczeństwa państwa PRL nadal pobierali bardzo wysokie emerytury (często ponad 10 tysięcy złotych), znacznie wyższe od przeciętnej emerytury (obecnie około 2 tysięcy złotych), co było postrzegane przez większość polskiego społeczeństwa jako rażąca niesprawiedliwość. Szczególnie bulwersujący był fakt, że byli funkcjonariusze komunistycznego reżimu pobierają znacznie wyższe emerytury niż działacze antykomunistycznej opozycji w czasach PRL.
Tak więc, rzeczywistym powodem działań opozycji w ostatni weekend wydaje się chęć uniemożliwienia Sejmowi uchwalenia ustawy dezubekizacyjnej, obniżającej państwowe świadczenia pieniężne na rzecz pewnej uprzywilejowanej grupy społecznej. Środkiem do osiągnięcia tego celu miała być okupacja przez posłów opozycji (głównie PO i Nowoczesnej) sejmowej mównicy i fotela marszałka Sejmu, a za pretekst do tego nieparlamentarnego zachowania posłużyło wykluczenie przez marszałka Sejmu jednego z posłów PO z debaty budżetowej za jej zakłócanie. Na marginesie, w poprzedniej kadencji marszałek Sejmu z PO również wykluczał posłów opozycji z obrad, ale nigdy nie skutkowało to tak histerycznymi reakcjami jak obecnie (posłowie opozycji, którzy od 16 grudnia okupują salę plenarną Sejmu, zapowiadają kontynuację okupacji do kolejnego posiedzenia Sejmu rozpoczynającego się 11 stycznia).
Ustawa dezubekizacyjna została jednak przyjęta przez Sejm zgodnie z planem, tj. 16 grudnia – po przeniesieniu przez marszałka Sejmu obrad w inne miejsce (Sala Kolumnowa). Następnie, 20 grudnia, przyjął ją również Senat. Zgodnie z ustawą, obniżone świadczenia emerytalne i rentowe nie będą mogły przekraczać średniej emerytury lub renty wypłacanej przez ZUS (w czerwcu 2016 r. przeciętna emerytura wynosiła 2053 zł, renta z tytułu niezdolności do pracy – 1543 zł, a renta rodzinna – 1725 zł). Świadczenia w nowej wysokości będą wypłacane od 1 października 2017 r. Obniżenie emerytur i rent, które dotyczy około 32 tysięcy osób, ma przynieść rocznie ponad 500 mln zł oszczędności w budżecie państwa.
Oczywiście, próby zablokowania prac Sejmu nie mogły odbywać się pod hasłem obrony przywilejów emerytalnych dla wąskiej grupy skompromitowanych ludzi, więc opozycja posłużyła się wygodnym i nośnym medialnie hasłem „obrony wolnych mediów”. Podobny mechanizm odwracania pojęć widać na demonstracjach KOD, które odbywają się pod hasłami „obrony demokracji”, ale w rzeczywistości są wyrazem ogromnej frustracji uprzywilejowanych środowisk, które w wyniku demokratycznych wyborów utraciły różnego rodzaju korzyści (np. dobrze płatne stanowiska w spółkach skarbu państwa, państwowych agencjach i instytucjach, dotacje z budżetu państwa, kontrakty na zamówienia publiczne, wysokie emerytury, a także przyzwolenie władzy na prowadzenie nieuczciwych interesów, oszustwa podatkowe itp). W imieniu społeczeństwa czy własnym?
Jeśli chodzi o skalę demonstracji w ostatni weekend, to niektóre polskie i zagraniczne media mówiły o „tysiącach ludzi” protestujących w wielu miastach Polski, co miało sugerować masowe poparcie społeczeństwa dla działań opozycji. Według władz Warszawy pod Sejmem zebrało się około 2 tysięcy osób.
Natomiast według innych źródeł, w Warszawie protestowało kilkaset osób, a w kilku innych polskich miastach na ogół mniej niż 100 osób w każdym. Trudno więc uznać te demonstracje za powszechne i reprezentujące znaczą część społeczeństwa. Ponadto, wiarygodność władz Warszawy w szacowaniu liczby uczestników ulicznych demonstracji została poważnie podważona w maju 2016 r., gdy liczebność opozycyjnej demonstracji oszacowano na 240 tysięcy, choć w opinii praktycznie wszystkich innych źródeł (prorządowych i opozycyjnych) demonstrowało wówczas około 50 tysięcy osób (była to największa i jedyna takiej skali demonstracja opozycji). Te zawyżone szacunki nie powinny jednak dziwić biorąc pod uwagę, że władzę w stolicy sprawuje obecna opozycja parlamentarna (prezydentem Warszawy jest Hanna Gronkiewicz-Waltz, wiceprzewodnicząca PO).
Słabnąca frekwencja na demonstracjach opozycji może świadczyć o tym, że polskie społeczeństwo zaczyna być zmęczone awanturniczym i destrukcyjnym stylem działania opozycji, która nie ma do zaproponowania nic konstruktywnego – jedynie histerię i kolejne demonstracje. Wydaje się też, że Polacy zaczynają zdawać sobie sprawę z manipulacji liderów opozycji, którzy udają męczenników walczących o interesy społeczne, a w istocie traktują społeczeństwo instrumentalnie i cynicznie wykorzystują je do walki o własne interesy.
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/320708-raport-polska-opozycja-proba-destabilizacji-panstwa-spontaniczne-protesty-czy-zaplanowana-prowokacja?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.