Ogromna większość tych, którzy 13 grudnia 2016 r. protestowali przeciwko stanowi wojennemu wprowadzanemu przez Jarosława Kaczyńskiego stuprocentowo wie, że nie mówi ani słowa prawdy. I im bardziej to wiedzą, tym gorliwiej, o tym mówią. Część sądzi, że mówi prawdę, ale w każdej chorobie zdarzają się niewyleczalne przypadki. Ci, którzy wiedzą, że łżą, uważają, iż tak trzeba, bo da się może coś na tym ugrać. Gdy się czyta i słucha różne wpisy i wypowiedzi takich polityków PO jak Grzegorz Schetyna, Rafał Trzaskowski, Sławomir Neumann, Sławomir Nitras czy Paweł Zalewski (co do Ewy Kopacz, to niczego nie można być pewnym), nawet styl wskazuje na to, że – jak ujęłaby to była wicepremier Elżbieta Bieńkowska - mamy „ale jaja, ale jaja, ale jaja”. Wszystko to czysta farsa i oni o tym doskonale wiedzą. Wiem nawet z pierwszej ręki, że sami się z tego śmieją. Ale na zewnątrz odgrywają cyrk. Piszę o cyrku właśnie ze względu na pełną świadomość cyrkowców. Problemem jest to, że zawsze są jednostki i grupy, które nie rozumieją konwencji. I dla nich to nie jest cyrk, tylko front. Cyrkowcy się tym nie przejmują, bo uważają, że jeśli wszyscy tylko grają, to nie ma prawdziwych emocji. Potrzeba im więc tych, którzy nie grają, choćby to balansowało na granicy niebezpiecznej patologii. I coraz częściej balansuje.
W historii wielokrotnie bywało tak, że przyczyną rzeczywistych dramatów i tragedii były całkowicie zmyślone, a wręcz idiotyczne z punktu widzenia zdrowego rozsądku przesłanki. Bo fałszywa przyczyna może wywoływać całkiem realne skutki. I wtedy jakoś nikomu nie jest do śmiechu. Istnieje wiele przesłanek, żeby stwierdzić, iż od kilkunastu miesięcy unikamy nieszczęść tylko dlatego, że bardzo sprawnie działa policja i inne służby odpowiedzialne za to, żeby było bezpiecznie, szczególnie podczas niebezpiecznych wydarzeń ulicznych. Te służby wykonują naprawdę świetną pracę, tylko zawsze istnieje margines tego, czego nie da się w pełni kontrolować. Wszyscy cyrkowcy i ci, którzy uważają, że mamy „ale jaja, ale jaja, ale jaja” powinni dziękować opatrzności, że policja i inne służby uwzględniają ich specyficzne poczucie humoru. Istnieje jednak coś takiego jak pula szczęścia i ona nie jest nieograniczona. Co gorsza, niektórzy nawet uważają, że nie byłoby źle, gdyby jakieś nieszczęście się wydarzyło, bo przecież jałowe straszenie prędzej czy później może się znudzić. I tu już wkraczamy na bardzo śliski teren.
Jest dla mnie oczywiste, że tacy ludzie jak Grzegorz Schetyna, Rafał Grupiński czy Sławomir Neumann nawet mają przebłyski, że igrają z ogniem, ale usypia ich to, że mimo wszystko nic niebezpiecznego się nie dzieje. Uznali, że przedstawienie musi trwać, bo są w tej sprawie absolutnie cyniczni. Ale wielu ludzi orbitujących wokół KOD te sprawy traktuje serio. I nie kończy się to odlotami w stylu znanego aktora Krzysztofa Pieczyńskiego, który wpada w trans, tylko skutkuje kumulowaniem złych emocji. Bo w gruncie rzeczy cynicy stosują strategię walenia w pręty klatki z własną małpą w środku, licząc na to, że zamki wytrzymają, a jak nie, to najwyżej. Ale istnieje coś takiego jak element nieprzewidywalności oraz jeszcze ważniejszy czynnik zewnętrzny. To, co wielu może się wydawać kontrolowalnym cyrkiem, może być znakomitym poligonem wojny hybrydowej, z prowokacją jako jej głównym narzędziem. I tu żarty kończą się już bezwzględnie, a najlepszym na to dowodem jest wielka prowokacja przeprowadzona w styczniu 2016 r. w Berlinie w związku z zaginięciem i rzekomym zbiorowym gwałtem (dokonanym przez „uchodźców”) na trzynastoletniej Lisie, dziewczynce rosyjskiego pochodzenia. Uruchomiła się lawina z udziałem rosyjskim mediów, polityków, dyplomatów (z szefem MSZ Ławrowem na czele) i tajnych służb, grożąca krwawymi rozruchami na wielką skalę i wywołaniem spirali odwetu. Prawie rok temu w Berlinie mieliśmy manewry i dowód na to, że wszystko da się zaaranżować.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ogromna większość tych, którzy 13 grudnia 2016 r. protestowali przeciwko stanowi wojennemu wprowadzanemu przez Jarosława Kaczyńskiego stuprocentowo wie, że nie mówi ani słowa prawdy. I im bardziej to wiedzą, tym gorliwiej, o tym mówią. Część sądzi, że mówi prawdę, ale w każdej chorobie zdarzają się niewyleczalne przypadki. Ci, którzy wiedzą, że łżą, uważają, iż tak trzeba, bo da się może coś na tym ugrać. Gdy się czyta i słucha różne wpisy i wypowiedzi takich polityków PO jak Grzegorz Schetyna, Rafał Trzaskowski, Sławomir Neumann, Sławomir Nitras czy Paweł Zalewski (co do Ewy Kopacz, to niczego nie można być pewnym), nawet styl wskazuje na to, że – jak ujęłaby to była wicepremier Elżbieta Bieńkowska - mamy „ale jaja, ale jaja, ale jaja”. Wszystko to czysta farsa i oni o tym doskonale wiedzą. Wiem nawet z pierwszej ręki, że sami się z tego śmieją. Ale na zewnątrz odgrywają cyrk. Piszę o cyrku właśnie ze względu na pełną świadomość cyrkowców. Problemem jest to, że zawsze są jednostki i grupy, które nie rozumieją konwencji. I dla nich to nie jest cyrk, tylko front. Cyrkowcy się tym nie przejmują, bo uważają, że jeśli wszyscy tylko grają, to nie ma prawdziwych emocji. Potrzeba im więc tych, którzy nie grają, choćby to balansowało na granicy niebezpiecznej patologii. I coraz częściej balansuje.
W historii wielokrotnie bywało tak, że przyczyną rzeczywistych dramatów i tragedii były całkowicie zmyślone, a wręcz idiotyczne z punktu widzenia zdrowego rozsądku przesłanki. Bo fałszywa przyczyna może wywoływać całkiem realne skutki. I wtedy jakoś nikomu nie jest do śmiechu. Istnieje wiele przesłanek, żeby stwierdzić, iż od kilkunastu miesięcy unikamy nieszczęść tylko dlatego, że bardzo sprawnie działa policja i inne służby odpowiedzialne za to, żeby było bezpiecznie, szczególnie podczas niebezpiecznych wydarzeń ulicznych. Te służby wykonują naprawdę świetną pracę, tylko zawsze istnieje margines tego, czego nie da się w pełni kontrolować. Wszyscy cyrkowcy i ci, którzy uważają, że mamy „ale jaja, ale jaja, ale jaja” powinni dziękować opatrzności, że policja i inne służby uwzględniają ich specyficzne poczucie humoru. Istnieje jednak coś takiego jak pula szczęścia i ona nie jest nieograniczona. Co gorsza, niektórzy nawet uważają, że nie byłoby źle, gdyby jakieś nieszczęście się wydarzyło, bo przecież jałowe straszenie prędzej czy później może się znudzić. I tu już wkraczamy na bardzo śliski teren.
Jest dla mnie oczywiste, że tacy ludzie jak Grzegorz Schetyna, Rafał Grupiński czy Sławomir Neumann nawet mają przebłyski, że igrają z ogniem, ale usypia ich to, że mimo wszystko nic niebezpiecznego się nie dzieje. Uznali, że przedstawienie musi trwać, bo są w tej sprawie absolutnie cyniczni. Ale wielu ludzi orbitujących wokół KOD te sprawy traktuje serio. I nie kończy się to odlotami w stylu znanego aktora Krzysztofa Pieczyńskiego, który wpada w trans, tylko skutkuje kumulowaniem złych emocji. Bo w gruncie rzeczy cynicy stosują strategię walenia w pręty klatki z własną małpą w środku, licząc na to, że zamki wytrzymają, a jak nie, to najwyżej. Ale istnieje coś takiego jak element nieprzewidywalności oraz jeszcze ważniejszy czynnik zewnętrzny. To, co wielu może się wydawać kontrolowalnym cyrkiem, może być znakomitym poligonem wojny hybrydowej, z prowokacją jako jej głównym narzędziem. I tu żarty kończą się już bezwzględnie, a najlepszym na to dowodem jest wielka prowokacja przeprowadzona w styczniu 2016 r. w Berlinie w związku z zaginięciem i rzekomym zbiorowym gwałtem (dokonanym przez „uchodźców”) na trzynastoletniej Lisie, dziewczynce rosyjskiego pochodzenia. Uruchomiła się lawina z udziałem rosyjskim mediów, polityków, dyplomatów (z szefem MSZ Ławrowem na czele) i tajnych służb, grożąca krwawymi rozruchami na wielką skalę i wywołaniem spirali odwetu. Prawie rok temu w Berlinie mieliśmy manewry i dowód na to, że wszystko da się zaaranżować.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319266-wiekszosc-wie-ze-oskarzanie-kaczynskiego-o-nowy-stan-wojenny-to-glupi-cyrk-ale-komus-moze-odbic-naprawde