Jakże wielka była moja radość, gdy zobaczyłem, jak „Fakty TVN” (do spółki z „Gazetą Wyborczą”) zlustrowały Stanisława Piotrowicza. Oczom i uszom nie dowierzałem, patrząc na to jak redakcje z Czerskiej i Wiertniczej grzebią w dokumentach - tfu! - Instytutu Pamięci Narodowej, tropią prokuratorską (w czasach PRL) działalność polityka PiS i piętnują wysługiwanie się komunie. Na nic wszystkie grube kreski Mazowieckiego, „wybierzmy przyszłość” Kwaśniewskiego i święte oburzenie po książce Gontarczyka i Cenckiewicza o Wałęsie. Oto jeden mizerny Piotrowicz potrafił wywrócić do góry nogami wszystkie utarte schematy i fundamenty III RP.
Jest pracownikiem pilnym i zdyscyplinowanym, ambitnym i wydajnym
— grzmi serwis informacyjny (?) TVN, cytując uzasadnienie wniosku o przyznanie w 1984 roku Brązowego Krzyża Zasługi Piotrowiczowi.
Czerwienieje z oburzenia gmach stacji, której pracownicy czytają kolejne dokumenty poświęcone Piotrowiczowi, analizują jego podpis, pytają pokrzywdzonych przez komunistyczny reżim, czy (i jak) ówczesny prokurator im zaszkodził. Piękne to czasy, gdy lustracyjną robotę odwalają najbardziej sztandarowe media III RP.
Entuzjazm mój nie trwał jednak długo. Redaktorzy, zaprzyjaźnieni publicyści i politycy na jednym oddechu potrafią groźnie marszczyć brwi ws. Piotrowicza i wysłuchiwać w roli autorytetu Cimoszewicza, Dukaczewskiego, a wcześniej, by iść kolejnymi literami alfabetu, Jaruzelskiego i Kiszczaka. Nie będę ciągnął tego wątku, bo zrobił to na naszym portalu całkiem niedawno Łukasz Adamski.
Ale nie będę też tego wątku ciągnął, bo wiem, ile byłoby po prawej stronie oburzenia, gdyby - dajmy na to w roku 2023, po dwóch kadencjach rządów PiS - twarzą zmiany w Trybunale Konstytucyjnym (wprowadzanej przez kolejną hybrydę Unii Wolności, Platformy czy Nowoczesnej) stał się człowiek z życiorysem Piotrowicza. Sympatycy PiS i szeroko rozumianej prawicy prześwietliliby go dokładnie (wraz z rodzicami i dziadkami), wytknęli każde zaangażowanie w komunistyczny system, wygrzebali spod ziemi każdy jego podpis. I w zasadzie mieliby rację.
Mieliby rację, jak wtedy, gdy - w gruncie rzeczy bezskutecznie - dopytywaliśmy na konferencjach prasowych premier Ewę Kopacz o jej epizod w ZSL. Sam wyrywałem mikrofon (dosłownie) ówczesnej rzeczniczce rządu, by dopytać Kopacz o tę sprawę. Kluczyła, ściemniała, unikała odpowiedzi, rzucała zaklęcia. Przykładu Lecha Wałęsy nawet nie przytaczam, bo przecież wszyscy wiemy, jak groteskową linię obrony przyjął obóz III RP, idąc wbrew faktom, wbrew dokumentom, wbrew zeznaniom pokrzywdzonym (zeznaniami ofiar donosów TW „Bolka”) osób.
Sam mam czyste sumienie - dopytywałem Piotrowicza o jego rzekomą odpowiedzialność za oskarżenie opozycjonistów w czasach PRL już jakiś czas temu, kto chce - może się zapoznać, wywiad jest do przeczytania na wPolityce.pl. Jego odpowiedzi i trafność tłumaczeń każdy może ocenić.
Główne pytanie jest jednak inne - czy naprawdę chcemy przestrzegać dziś tych samych „standardów” (bo przecież nie tylko o Piotrowicza i jego mniej lub bardziej prawdziwą winę tu chodzi, ale o podejście), co obóz słusznie minionej władzy i zaprzyjaźnione z nim media?
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jakże wielka była moja radość, gdy zobaczyłem, jak „Fakty TVN” (do spółki z „Gazetą Wyborczą”) zlustrowały Stanisława Piotrowicza. Oczom i uszom nie dowierzałem, patrząc na to jak redakcje z Czerskiej i Wiertniczej grzebią w dokumentach - tfu! - Instytutu Pamięci Narodowej, tropią prokuratorską (w czasach PRL) działalność polityka PiS i piętnują wysługiwanie się komunie. Na nic wszystkie grube kreski Mazowieckiego, „wybierzmy przyszłość” Kwaśniewskiego i święte oburzenie po książce Gontarczyka i Cenckiewicza o Wałęsie. Oto jeden mizerny Piotrowicz potrafił wywrócić do góry nogami wszystkie utarte schematy i fundamenty III RP.
Jest pracownikiem pilnym i zdyscyplinowanym, ambitnym i wydajnym
— grzmi serwis informacyjny (?) TVN, cytując uzasadnienie wniosku o przyznanie w 1984 roku Brązowego Krzyża Zasługi Piotrowiczowi.
Czerwienieje z oburzenia gmach stacji, której pracownicy czytają kolejne dokumenty poświęcone Piotrowiczowi, analizują jego podpis, pytają pokrzywdzonych przez komunistyczny reżim, czy (i jak) ówczesny prokurator im zaszkodził. Piękne to czasy, gdy lustracyjną robotę odwalają najbardziej sztandarowe media III RP.
Entuzjazm mój nie trwał jednak długo. Redaktorzy, zaprzyjaźnieni publicyści i politycy na jednym oddechu potrafią groźnie marszczyć brwi ws. Piotrowicza i wysłuchiwać w roli autorytetu Cimoszewicza, Dukaczewskiego, a wcześniej, by iść kolejnymi literami alfabetu, Jaruzelskiego i Kiszczaka. Nie będę ciągnął tego wątku, bo zrobił to na naszym portalu całkiem niedawno Łukasz Adamski.
Ale nie będę też tego wątku ciągnął, bo wiem, ile byłoby po prawej stronie oburzenia, gdyby - dajmy na to w roku 2023, po dwóch kadencjach rządów PiS - twarzą zmiany w Trybunale Konstytucyjnym (wprowadzanej przez kolejną hybrydę Unii Wolności, Platformy czy Nowoczesnej) stał się człowiek z życiorysem Piotrowicza. Sympatycy PiS i szeroko rozumianej prawicy prześwietliliby go dokładnie (wraz z rodzicami i dziadkami), wytknęli każde zaangażowanie w komunistyczny system, wygrzebali spod ziemi każdy jego podpis. I w zasadzie mieliby rację.
Mieliby rację, jak wtedy, gdy - w gruncie rzeczy bezskutecznie - dopytywaliśmy na konferencjach prasowych premier Ewę Kopacz o jej epizod w ZSL. Sam wyrywałem mikrofon (dosłownie) ówczesnej rzeczniczce rządu, by dopytać Kopacz o tę sprawę. Kluczyła, ściemniała, unikała odpowiedzi, rzucała zaklęcia. Przykładu Lecha Wałęsy nawet nie przytaczam, bo przecież wszyscy wiemy, jak groteskową linię obrony przyjął obóz III RP, idąc wbrew faktom, wbrew dokumentom, wbrew zeznaniom pokrzywdzonym (zeznaniami ofiar donosów TW „Bolka”) osób.
Sam mam czyste sumienie - dopytywałem Piotrowicza o jego rzekomą odpowiedzialność za oskarżenie opozycjonistów w czasach PRL już jakiś czas temu, kto chce - może się zapoznać, wywiad jest do przeczytania na wPolityce.pl. Jego odpowiedzi i trafność tłumaczeń każdy może ocenić.
Główne pytanie jest jednak inne - czy naprawdę chcemy przestrzegać dziś tych samych „standardów” (bo przecież nie tylko o Piotrowicza i jego mniej lub bardziej prawdziwą winę tu chodzi, ale o podejście), co obóz słusznie minionej władzy i zaprzyjaźnione z nim media?
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/318649-wszyscy-jestesmy-hipokrytami-piotrowicz-marsz-13-grudnia-i-kopacz-w-zsl-jakich-standardow-chcemy-przestrzegac