Cała moja intencja związana z przeprosinami wynika z faktu, że te organizacje nie są doskonałe, że są negatywne zjawiska (sam o nich pisałem jako jeden z pierwszych!), ale na litość Boską, nie przesądzajmy o tym, że cały sektor trzeba zaorać
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Piotr Gliński, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego.
Wywiad przeprowadził Marcin Fijołek.
wPolityce.pl: Dzień dobry, panie premierze.
Prof. Piotr Gliński, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego: Przepraszam, że musiał pan czekać, ale mam dziś tutaj kompletny dom wariatów.
O, to jak w TVP.
(śmiech) Sam Pan widzi, że lubię używać tego powiedzonka.
Wywołał Pan sporą burzę swoim wywiadem w TVP. Dla jednych z naczelnego hunwejbina „dobrej zmiany” stał się Pan cenionym autorytetem, z drugiej strony dotychczasowi zwolennicy sugerują, że wyszedł pan z Unii Wolności, ale Unia Wolności nie wyszła z Pana.
A czy musimy rozmawiać o odbiorze moich słów? To sprawa drugorzędna.
To jednak ważne, wrócimy do tego, ale dobrze, zacznijmy od meritum. Skąd ta emocjonalna reakcja na antenie?
Proszę mnie dobrze zrozumieć - przed rozmową w „Gościu Wiadomości” w serwisie informacyjnym został wyemitowany materiał, moim zdaniem, nieprofesjonalny i przedstawiający w negatywnym kontekście moją żonę i mnie. I to w sprawie, która była wyjaśniana. A później oczekiwano ode mnie spokojnej rozmowy, jak gdyby nigdy nic…
Wyjaśnijmy zatem jeszcze raz – problem dotyczył fundacji, która otrzymała z Ministerstwa Kultury 50 tys. złotych dotacji. Fundacji, w której radzie zasiada pana żona.
No właśnie, jest w radzie. Pan redaktor w TVP był łaskaw powiedzieć, że moja żona tam pracuje.
Dla Czytelników ta subtelna różnica może nie być zrozumiała.
Moja żona zasiada w radzie tej fundacji, wydelegowana przez jednego z jej sponsorów, nie bierze za to ani grosza. Rada to nie zarząd, a ciało raczej nadzorcze. Nie kieruje bieżącą działalnością, nie decyduje o tym gdzie, kto składa jakie wnioski itp.
Żona na co dzień pracuje w amerykańskiej fundacji, stworzonej z pieniędzy amerykańskiego rządu, a nie prywatnych, która prowadzi projekty edukacyjne, stypendialne, cywilizacyjne. I ta organizacja – Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności - wspiera działania wielu organizacji pozarządowych w Polsce. Nie pamiętałem, że moja żona została delegowana akurat do rady fundacji Stocznia.
Rozumiem, ale jednak przyzna Pan, że pewien niesmak pozostaje. A pytanie o konflikt interesów jest otwarte.
Rozpatrując jakieś odwołania, przyznałem dotację także tej fundacji. Znałem mniej więcej tę organizację, wiedziałem, że jest to fundacja profesjonalna i mimo tego, że osoby tam działające mają inne poglądy niż moje, to przyznałem im pieniądze. Nie pamiętałem, że w radzie zasiada moja żona, która ma kontakty – w różnych formach – z setkami organizacji pozarządowych. I to był błąd.
Mówi Pan o błędzie, czyli sprawa jednak jest.
Moim błędem było to, że przy tysiącach grantów, jakie są rozdysponowane, nie sprawdziłem składu rady każdej fundacji czy stowarzyszenia aplikującego o środki. Jest to możliwe, tylko czasochłonne.
Gdyby Pan pamiętał, to by Pan nie przyznał?
Co najmniej wycofałbym się z procesu rozpatrywania wniosku. Z tym, że proszę jeszcze pamiętać, że od przyznania dotacji jakiejś fundacji do skorzystania osobistego przez kogoś z tych pieniędzy, to jest przepaść. A tak to było przedstawiane w materiale TVP: „żona ministra dostała od niego publiczną kasę”. Ten materiał przedstawiał dodatkowo w bardzo uproszczony sposób funkcjonowanie całego pozarządowego sektora. Proszę spojrzeć uczciwie na „analizy”, z których dowiadujemy się, że dana fundacja jest zła, bo większość budżetu idzie na płace.
I znów – doprecyzujmy. Dlaczego? Na pierwszy rzut oka może to bulwersować.
Fundacje czy stowarzyszenia zajmują się różną działalnością. Niektóre są stricte charytatywne, zajmują się redystrybucją dóbr i tam udział płac jest niewielki, na poziomie kilku procent. Ale niektórzy działają na przykład organizując bezpłatną pomoc prawną, czy są eksperckie. Jeszcze raz powtórzę - nie można oceniać organizacji pozarządowych jedynie przez pryzmat płac. Tego rodzaju analiza jest po prostu nieuczciwa. A pracownicy – nawet w organizacjach społecznych – mają prawo do pobierania wynagrodzeń. Podobnie jak dziennikarze i publicyści.
Tak samo nie można oceniać fundacji wyłącznie poprzez koneksje rodzinne. Trzeba udowodnić, że ktoś robi coś złego, a nie krytykować rzeczywistość tylko przez ten pryzmat. Tym bardziej, że łączy się to z osobami, które mamy prawo oceniać negatywnie. Sam krytycznie oceniałem sędziów Rzeplińskiego i Stępnia, ale czymś innym jest fundacja FRLD, która miała duże zasługi przy reformie samorządowej. Natomiast materiał z TVP był zrobiony w taki sposób, że mógł zniekształcać odbiór rzeczywistości. Zarzut dotyczył np. bodajże szkolenia samorządowców ws. zwierząt. A to jest przecież rzeczywisty problem, ludzie mają zwierzęta i zorganizowanie funkcjonowania zwierząt, np. w dzielnicy czy mieście jest czymś do rozwiązania dla samorządowców – muszą znać np. ustawę o prawach zwierząt czy warunki funkcjonowania schroniska dla zwierząt itp.
Oho, odzywa się w Panu dusza ekologa.
Oczywiście. Ale proszę zrozumieć, nie wszyscy samorządowcy znają ustawę o prawach zwierząt, nie wszyscy znają przepisy dotyczące schwytania niebezpiecznych zwierząt na terenie gminy czy dzielnicy. Takie szkolenia mogą być czymś normalnym, co odbywa się na całym świecie, bo przecież radni mogą nie mieć pełnej wiedzy w tej kwestii. A „obsmarować” można wszystko..
Musi Pan wiedzieć, że ja od 30 lat, moja żona trochę krócej, bo jest młodsza, pracujemy w sektorze pozarządowym. Współtworzyłem go, badałem go jako badacz, pracowaliśmy w wielu organizacjach. Sam pracowałem zawsze społecznie, może poza jakimiś groszami za niektóre wygłaszane referaty czy wykłady, ale nigdy nie robiłem tego zawodowo. Między innymi dlatego zdecydowałem się na te przeprosiny, bo jestem sercem związany z trzecim sektorem i jestem współodpowiedzialny w rządzie za te sprawy. Co nie znaczy, że nie boleję też nad różnymi negatywnymi zjawiskami, bo i one występują…
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Cała moja intencja związana z przeprosinami wynika z faktu, że te organizacje nie są doskonałe, że są negatywne zjawiska (sam o nich pisałem jako jeden z pierwszych!), ale na litość Boską, nie przesądzajmy o tym, że cały sektor trzeba zaorać
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Piotr Gliński, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego.
Wywiad przeprowadził Marcin Fijołek.
wPolityce.pl: Dzień dobry, panie premierze.
Prof. Piotr Gliński, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego: Przepraszam, że musiał pan czekać, ale mam dziś tutaj kompletny dom wariatów.
O, to jak w TVP.
(śmiech) Sam Pan widzi, że lubię używać tego powiedzonka.
Wywołał Pan sporą burzę swoim wywiadem w TVP. Dla jednych z naczelnego hunwejbina „dobrej zmiany” stał się Pan cenionym autorytetem, z drugiej strony dotychczasowi zwolennicy sugerują, że wyszedł pan z Unii Wolności, ale Unia Wolności nie wyszła z Pana.
A czy musimy rozmawiać o odbiorze moich słów? To sprawa drugorzędna.
To jednak ważne, wrócimy do tego, ale dobrze, zacznijmy od meritum. Skąd ta emocjonalna reakcja na antenie?
Proszę mnie dobrze zrozumieć - przed rozmową w „Gościu Wiadomości” w serwisie informacyjnym został wyemitowany materiał, moim zdaniem, nieprofesjonalny i przedstawiający w negatywnym kontekście moją żonę i mnie. I to w sprawie, która była wyjaśniana. A później oczekiwano ode mnie spokojnej rozmowy, jak gdyby nigdy nic…
Wyjaśnijmy zatem jeszcze raz – problem dotyczył fundacji, która otrzymała z Ministerstwa Kultury 50 tys. złotych dotacji. Fundacji, w której radzie zasiada pana żona.
No właśnie, jest w radzie. Pan redaktor w TVP był łaskaw powiedzieć, że moja żona tam pracuje.
Dla Czytelników ta subtelna różnica może nie być zrozumiała.
Moja żona zasiada w radzie tej fundacji, wydelegowana przez jednego z jej sponsorów, nie bierze za to ani grosza. Rada to nie zarząd, a ciało raczej nadzorcze. Nie kieruje bieżącą działalnością, nie decyduje o tym gdzie, kto składa jakie wnioski itp.
Żona na co dzień pracuje w amerykańskiej fundacji, stworzonej z pieniędzy amerykańskiego rządu, a nie prywatnych, która prowadzi projekty edukacyjne, stypendialne, cywilizacyjne. I ta organizacja – Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności - wspiera działania wielu organizacji pozarządowych w Polsce. Nie pamiętałem, że moja żona została delegowana akurat do rady fundacji Stocznia.
Rozumiem, ale jednak przyzna Pan, że pewien niesmak pozostaje. A pytanie o konflikt interesów jest otwarte.
Rozpatrując jakieś odwołania, przyznałem dotację także tej fundacji. Znałem mniej więcej tę organizację, wiedziałem, że jest to fundacja profesjonalna i mimo tego, że osoby tam działające mają inne poglądy niż moje, to przyznałem im pieniądze. Nie pamiętałem, że w radzie zasiada moja żona, która ma kontakty – w różnych formach – z setkami organizacji pozarządowych. I to był błąd.
Mówi Pan o błędzie, czyli sprawa jednak jest.
Moim błędem było to, że przy tysiącach grantów, jakie są rozdysponowane, nie sprawdziłem składu rady każdej fundacji czy stowarzyszenia aplikującego o środki. Jest to możliwe, tylko czasochłonne.
Gdyby Pan pamiętał, to by Pan nie przyznał?
Co najmniej wycofałbym się z procesu rozpatrywania wniosku. Z tym, że proszę jeszcze pamiętać, że od przyznania dotacji jakiejś fundacji do skorzystania osobistego przez kogoś z tych pieniędzy, to jest przepaść. A tak to było przedstawiane w materiale TVP: „żona ministra dostała od niego publiczną kasę”. Ten materiał przedstawiał dodatkowo w bardzo uproszczony sposób funkcjonowanie całego pozarządowego sektora. Proszę spojrzeć uczciwie na „analizy”, z których dowiadujemy się, że dana fundacja jest zła, bo większość budżetu idzie na płace.
I znów – doprecyzujmy. Dlaczego? Na pierwszy rzut oka może to bulwersować.
Fundacje czy stowarzyszenia zajmują się różną działalnością. Niektóre są stricte charytatywne, zajmują się redystrybucją dóbr i tam udział płac jest niewielki, na poziomie kilku procent. Ale niektórzy działają na przykład organizując bezpłatną pomoc prawną, czy są eksperckie. Jeszcze raz powtórzę - nie można oceniać organizacji pozarządowych jedynie przez pryzmat płac. Tego rodzaju analiza jest po prostu nieuczciwa. A pracownicy – nawet w organizacjach społecznych – mają prawo do pobierania wynagrodzeń. Podobnie jak dziennikarze i publicyści.
Tak samo nie można oceniać fundacji wyłącznie poprzez koneksje rodzinne. Trzeba udowodnić, że ktoś robi coś złego, a nie krytykować rzeczywistość tylko przez ten pryzmat. Tym bardziej, że łączy się to z osobami, które mamy prawo oceniać negatywnie. Sam krytycznie oceniałem sędziów Rzeplińskiego i Stępnia, ale czymś innym jest fundacja FRLD, która miała duże zasługi przy reformie samorządowej. Natomiast materiał z TVP był zrobiony w taki sposób, że mógł zniekształcać odbiór rzeczywistości. Zarzut dotyczył np. bodajże szkolenia samorządowców ws. zwierząt. A to jest przecież rzeczywisty problem, ludzie mają zwierzęta i zorganizowanie funkcjonowania zwierząt, np. w dzielnicy czy mieście jest czymś do rozwiązania dla samorządowców – muszą znać np. ustawę o prawach zwierząt czy warunki funkcjonowania schroniska dla zwierząt itp.
Oho, odzywa się w Panu dusza ekologa.
Oczywiście. Ale proszę zrozumieć, nie wszyscy samorządowcy znają ustawę o prawach zwierząt, nie wszyscy znają przepisy dotyczące schwytania niebezpiecznych zwierząt na terenie gminy czy dzielnicy. Takie szkolenia mogą być czymś normalnym, co odbywa się na całym świecie, bo przecież radni mogą nie mieć pełnej wiedzy w tej kwestii. A „obsmarować” można wszystko..
Musi Pan wiedzieć, że ja od 30 lat, moja żona trochę krócej, bo jest młodsza, pracujemy w sektorze pozarządowym. Współtworzyłem go, badałem go jako badacz, pracowaliśmy w wielu organizacjach. Sam pracowałem zawsze społecznie, może poza jakimiś groszami za niektóre wygłaszane referaty czy wykłady, ale nigdy nie robiłem tego zawodowo. Między innymi dlatego zdecydowałem się na te przeprosiny, bo jestem sercem związany z trzecim sektorem i jestem współodpowiedzialny w rządzie za te sprawy. Co nie znaczy, że nie boleję też nad różnymi negatywnymi zjawiskami, bo i one występują…
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/317395-nasz-wywiad-wicepremier-glinski-o-ngo-wiadomosciach-tvp-i-dotacjach-sektor-pozarzadowy-wymaga-zmian-ale-nie-wylewajmy-dziecka-z-kapiela?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.