Piątka urzędujących dotychczas polskich komisarzy w UE szczyci się swoją „bezpaństwowością” i hipereuropejskością oraz oburza, gdy zadaje się im pytanie, dlaczego nic nie robili dla kraju, z którego pochodzą. Nie robili, bo nie mogli i nie wypadało. W efekcie o wiele łatwiej polskiemu rządowi przychodzi dogadanie się z „obcymi” komisarzami niż z „własnym”. I podobnie jest z przewodniczącym Rady Europejskiej: Donald Tusk nic nie może i mu nie wypada, a Belg Herman van Rompuy mógł i dało się z nim dogadać. Kiedy się rozmawia z unijnymi urzędnikami, nie rozumieją, dlaczego polscy komisarze są takimi „jeleniami” i „ofiarami losu”. Tym bardziej że nie są nimi nawet komisarze z małych państw członkowskich, np. Karmenu Vella z Malty, Vytenis Andriukaitis z Litwy, Valdis Dombrovskis z Łotwy czy Andrus Ansip z Estonii. A już tacy komisarze jak Günter Oettinger z Niemiec, Johannes Hahn z Austrii, Marianne Thyssen z Belgii, Pierre Moscovici z Francji, Cecilia Malmström ze Szwecji czy Kristalina Georgieva z Bułgarii robią dla swoich państw pochodzenia bardzo dużo, czyli tak jak wspomniana Dunka Margarethe Vestager. Robią i nawet się z tym specjalnie nie kryją. Polscy komisarze, szczególnie Elżbieta Bieńkowska (komisarz ds. rynku wewnętrznego, przemysłu, przedsiębiorczości i MŚP) oczywiście nic nie mogą i im nie wypada, choć akurat byłą wicepremier zajmuje się takimi dziedzinami, gdzie można zrobić wiele dobrego dla Polski. Ale przecież Europejka pełną gębą nie może się kierować jakimiś partykularyzmami.
Było wiele gadania, jakim to zaszczytem i atutem dla Polski był wybór Jerzego Buzka na szefa europarlamentu, a potem Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Tyle tylko, że z tego zaszczytu i atutu kompletnie nic dla Polski nie wynika. Podobnie jak nie wynika z tego, że komisarzami byli Lewandowski, Hübner, Sarnecki i Dominik, a jest Bieńkowska. Dla interesów Polski to, że mieli (mają) obywatelstwo RP nie ma żadnego znaczenia, więc równie dobrze mógłby nas reprezentować obcokrajowiec albo faktyczny bezpaństwowiec. Nie wiadomo, dlaczego uznano, że polski komisarz ma być słupem, który nic nie może i któremu nic nie wypada. To znaczy w jakimś sensie wiadomo: wmówiono to zarówno komisarzom, jak i rządom, które decydowały o ich delegowaniu. Tak jak wmówiono wiele innych rzeczy, np. niestosowność upominania się o narodowe interesy. Doszło więc do swego rodzaju ubezwłasnowolnienia polskich przedstawicieli w instytucjach Unii Europejskiej. A jedyną korzyścią jest to, że przede wszystkim Platforma Obywatelska może się puszyć, iż ulokowała swoich ludzi w Brukseli i Strasburgu. No i sami delegowani zarabiają z tego tytułu spore sumy, więc im się opłaca. I to ma nam wystarczyć. Może byłoby lepiej i przejrzyściej, gdyby Polskę reprezentował w UE jakiś robot. Różnicy merytorycznej by nie było, a serwisowanie robota byłoby chyba znacznie tańsze. Zresztą czasem podejrzewam, że ci nasi przedstawiciele to faktycznie są roboty, szczególnie Elżbieta Bieńkowska i Donald Tusk.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Piątka urzędujących dotychczas polskich komisarzy w UE szczyci się swoją „bezpaństwowością” i hipereuropejskością oraz oburza, gdy zadaje się im pytanie, dlaczego nic nie robili dla kraju, z którego pochodzą. Nie robili, bo nie mogli i nie wypadało. W efekcie o wiele łatwiej polskiemu rządowi przychodzi dogadanie się z „obcymi” komisarzami niż z „własnym”. I podobnie jest z przewodniczącym Rady Europejskiej: Donald Tusk nic nie może i mu nie wypada, a Belg Herman van Rompuy mógł i dało się z nim dogadać. Kiedy się rozmawia z unijnymi urzędnikami, nie rozumieją, dlaczego polscy komisarze są takimi „jeleniami” i „ofiarami losu”. Tym bardziej że nie są nimi nawet komisarze z małych państw członkowskich, np. Karmenu Vella z Malty, Vytenis Andriukaitis z Litwy, Valdis Dombrovskis z Łotwy czy Andrus Ansip z Estonii. A już tacy komisarze jak Günter Oettinger z Niemiec, Johannes Hahn z Austrii, Marianne Thyssen z Belgii, Pierre Moscovici z Francji, Cecilia Malmström ze Szwecji czy Kristalina Georgieva z Bułgarii robią dla swoich państw pochodzenia bardzo dużo, czyli tak jak wspomniana Dunka Margarethe Vestager. Robią i nawet się z tym specjalnie nie kryją. Polscy komisarze, szczególnie Elżbieta Bieńkowska (komisarz ds. rynku wewnętrznego, przemysłu, przedsiębiorczości i MŚP) oczywiście nic nie mogą i im nie wypada, choć akurat byłą wicepremier zajmuje się takimi dziedzinami, gdzie można zrobić wiele dobrego dla Polski. Ale przecież Europejka pełną gębą nie może się kierować jakimiś partykularyzmami.
Było wiele gadania, jakim to zaszczytem i atutem dla Polski był wybór Jerzego Buzka na szefa europarlamentu, a potem Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Tyle tylko, że z tego zaszczytu i atutu kompletnie nic dla Polski nie wynika. Podobnie jak nie wynika z tego, że komisarzami byli Lewandowski, Hübner, Sarnecki i Dominik, a jest Bieńkowska. Dla interesów Polski to, że mieli (mają) obywatelstwo RP nie ma żadnego znaczenia, więc równie dobrze mógłby nas reprezentować obcokrajowiec albo faktyczny bezpaństwowiec. Nie wiadomo, dlaczego uznano, że polski komisarz ma być słupem, który nic nie może i któremu nic nie wypada. To znaczy w jakimś sensie wiadomo: wmówiono to zarówno komisarzom, jak i rządom, które decydowały o ich delegowaniu. Tak jak wmówiono wiele innych rzeczy, np. niestosowność upominania się o narodowe interesy. Doszło więc do swego rodzaju ubezwłasnowolnienia polskich przedstawicieli w instytucjach Unii Europejskiej. A jedyną korzyścią jest to, że przede wszystkim Platforma Obywatelska może się puszyć, iż ulokowała swoich ludzi w Brukseli i Strasburgu. No i sami delegowani zarabiają z tego tytułu spore sumy, więc im się opłaca. I to ma nam wystarczyć. Może byłoby lepiej i przejrzyściej, gdyby Polskę reprezentował w UE jakiś robot. Różnicy merytorycznej by nie było, a serwisowanie robota byłoby chyba znacznie tańsze. Zresztą czasem podejrzewam, że ci nasi przedstawiciele to faktycznie są roboty, szczególnie Elżbieta Bieńkowska i Donald Tusk.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/316670-do-unijnych-instytucji-wysylamy-slupy-ale-podczas-gdy-tusk-i-bienkowska-nic-nie-moga-inni-moga-duzo?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.