Apel prezydenta Andrzeja Dudy powinien zostać przyjęty pozytywnie przez wszystkie strony politycznego sporu. To dobra szansa, by pokazać niezaangażowanym w życie publiczne współobywatelom, że polityka nie jest wyłącznie cyniczną grą opartą o pyskówki i brudne chwyty.
Pierwsze, intuicyjne i odruchowe reakcje na apel prezydenta Dudy były pozytywne. Lider KOD stwierdził, że dzielą nas „drobne różnice”, bez niechęci odniósł się Grzegorz Schetyna i inni liderzy partii i ruchów opozycyjnych. Z czasem do głosu doszły jednak wyrachowanie i indywidualne interesy, które wzięły górę. Z jednej strony słychać więc o cynicznym zagraniu prezydenta i nawoływaniach, by „robił, a nie gadał”, z drugiej są i tacy, którzy w apelu Dudy widzą totalne naiwniactwo. Oba podejścia są nieuczciwe.
Przemówienie na Placu Piłsudskiego, pomysł na wspólne obchody i apel prezydenta Andrzeja Dudy nie były bowiem skierowane do partyjnych kiboli. To jasne, że najbardziej rozpalone głowy z manifestacji KOD nie podadzą ręki „twardogłowym” zwolennikom rządu, nie mówiąc o idących w Marszu Niepodległości. I vice versa. Gdy ideowych przeciwników nazywamy zdrajcami Polski, Targowicą, faszystami czy niszczącymi demokrację, nie ma miejsca na jakikolwiek wspólny mianownik. Inicjatywa prezydenta jest w założeniach właśnie takim szukaniem najmniejszego wspólnego mianownika naszej wspólnoty. Jeśli ktoś od razu, z założenia odrzuca tak wyciągniętę rękę, to jasno określa się, że prywata jest dla niego wartością wyższą niż dobro wspólne.
Co jednak charakterystyczne, próba - zresztą kolejna, tylko tym razem namacalna i oparta o konkrety - wyjścia Andrzeja Dudy naprzeciw często naiwnym, ale pozytywnym oczekiwaniom, by był „prezydentem wszystkich Polaków”, nie została odebrana z przesadnym entuzjazmem. Ci sami publicyści i gadające głowy, którzy domagali się (często słusznie) od prezydenta szerszego gestu, dziś nabrali wody w usta albo wprost kpią z pomysłu, jaki został przedstawiony 11 listopada.
Część elit i komentatorów jest bowiem nastawiona zero-jedynkowo. Najchętniej wyrwaliby prezydenta Dudę z pisowskich korzeni i zrobili z niego opozycyjnego prezydenta. Tak się nie stanie, bo prezydent w sposób naturalny wspiera program (z którym szedł w swojej kampanii) i nie sypie piachu w trybiki rządu Beaty Szydło. Byłoby to polityczną głupotą i niekonsekwencją.
Apel prezydenta nie jest jednak skierowany ani do elit i komentatorów, ani, jak wcześniej już wspomniałem, do partyjnych kiboli. To inicjatywa, z której ucieszą się ci, którzy na co dzień narzekają na kłótnie w życiu publicznym, którzy nie mają zaufania do żadnego polityka. Nie słychać o nich, nie publikują komentarzy pod artykułami w internecie, nie są przesadnie zaangażowani i zorientowani w życiu politycznym. Ale są takimi samymi obywatelami jak ci zaangażowani i mają takie samo prawo wyborcze. Proszę Czytelników o uczciwe rozejrzenie się dookoła - takich osób jest mnóstwo: w rodzinach, wśród znajomych.
Jak słusznie zauważyła na Facebooku minister Anna Streżyńska, wielu z nich ma uczucie, że to nie rozwój, innowacyjność, czy z drugiej strony polityczna dintojra i sprawiedliwość, ale zaufanie to fundamenty pomyślności naszego kraju.
I wiemy, że jest głęboki deficyt zgody, szacunku, zaufania. W tym kontekście pomysł Pana Prezydenta, żeby rozciągnąć obchody 100-lecia Niepodległości na lata 2017-2021 i stworzyć platformy wspólnej pracy nad tymi obchodami dla wszystkich sił społecznych i politycznych, jest dokładnie tym, czego oczekiwałam od mojego Prezydenta, wierząc że stanie się to okazją do uruchomienia pozytywnych zmian, dzięki którym będzie można powierzyć nasz kraj naszym dzieciom i wnukom bez wstydu
— napisała szefowa resortu cyfryzacji.
Byc może to naiwne czy pięknoduchowskie podejście do spraw polityki, ale tacy wyborcy, tacy obywatele przywiązują wielką wagę do takich gestów jak wyciągnięta dłoń Dudy do Wałęsy, jak zaproszenie politycznego wroga na wspólną uroczystość, jak dobre słowo pod adresem przeciwnika. Nie może o nich zapominać żadna partia, zwłaszcza rządząca, ale przede wszystkim - nie może o nich zapominać prezydent, który ma w perspektywie walkę o drugą kadencję. To nie tylko polepszenie zasad, na jakich oparte jest nasze życie publiczne, ale i opłacalny politycznie ruch, który zaprocentuje w przyszłości.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Apel prezydenta Andrzeja Dudy powinien zostać przyjęty pozytywnie przez wszystkie strony politycznego sporu. To dobra szansa, by pokazać niezaangażowanym w życie publiczne współobywatelom, że polityka nie jest wyłącznie cyniczną grą opartą o pyskówki i brudne chwyty.
Pierwsze, intuicyjne i odruchowe reakcje na apel prezydenta Dudy były pozytywne. Lider KOD stwierdził, że dzielą nas „drobne różnice”, bez niechęci odniósł się Grzegorz Schetyna i inni liderzy partii i ruchów opozycyjnych. Z czasem do głosu doszły jednak wyrachowanie i indywidualne interesy, które wzięły górę. Z jednej strony słychać więc o cynicznym zagraniu prezydenta i nawoływaniach, by „robił, a nie gadał”, z drugiej są i tacy, którzy w apelu Dudy widzą totalne naiwniactwo. Oba podejścia są nieuczciwe.
Przemówienie na Placu Piłsudskiego, pomysł na wspólne obchody i apel prezydenta Andrzeja Dudy nie były bowiem skierowane do partyjnych kiboli. To jasne, że najbardziej rozpalone głowy z manifestacji KOD nie podadzą ręki „twardogłowym” zwolennikom rządu, nie mówiąc o idących w Marszu Niepodległości. I vice versa. Gdy ideowych przeciwników nazywamy zdrajcami Polski, Targowicą, faszystami czy niszczącymi demokrację, nie ma miejsca na jakikolwiek wspólny mianownik. Inicjatywa prezydenta jest w założeniach właśnie takim szukaniem najmniejszego wspólnego mianownika naszej wspólnoty. Jeśli ktoś od razu, z założenia odrzuca tak wyciągniętę rękę, to jasno określa się, że prywata jest dla niego wartością wyższą niż dobro wspólne.
Co jednak charakterystyczne, próba - zresztą kolejna, tylko tym razem namacalna i oparta o konkrety - wyjścia Andrzeja Dudy naprzeciw często naiwnym, ale pozytywnym oczekiwaniom, by był „prezydentem wszystkich Polaków”, nie została odebrana z przesadnym entuzjazmem. Ci sami publicyści i gadające głowy, którzy domagali się (często słusznie) od prezydenta szerszego gestu, dziś nabrali wody w usta albo wprost kpią z pomysłu, jaki został przedstawiony 11 listopada.
Część elit i komentatorów jest bowiem nastawiona zero-jedynkowo. Najchętniej wyrwaliby prezydenta Dudę z pisowskich korzeni i zrobili z niego opozycyjnego prezydenta. Tak się nie stanie, bo prezydent w sposób naturalny wspiera program (z którym szedł w swojej kampanii) i nie sypie piachu w trybiki rządu Beaty Szydło. Byłoby to polityczną głupotą i niekonsekwencją.
Apel prezydenta nie jest jednak skierowany ani do elit i komentatorów, ani, jak wcześniej już wspomniałem, do partyjnych kiboli. To inicjatywa, z której ucieszą się ci, którzy na co dzień narzekają na kłótnie w życiu publicznym, którzy nie mają zaufania do żadnego polityka. Nie słychać o nich, nie publikują komentarzy pod artykułami w internecie, nie są przesadnie zaangażowani i zorientowani w życiu politycznym. Ale są takimi samymi obywatelami jak ci zaangażowani i mają takie samo prawo wyborcze. Proszę Czytelników o uczciwe rozejrzenie się dookoła - takich osób jest mnóstwo: w rodzinach, wśród znajomych.
Jak słusznie zauważyła na Facebooku minister Anna Streżyńska, wielu z nich ma uczucie, że to nie rozwój, innowacyjność, czy z drugiej strony polityczna dintojra i sprawiedliwość, ale zaufanie to fundamenty pomyślności naszego kraju.
I wiemy, że jest głęboki deficyt zgody, szacunku, zaufania. W tym kontekście pomysł Pana Prezydenta, żeby rozciągnąć obchody 100-lecia Niepodległości na lata 2017-2021 i stworzyć platformy wspólnej pracy nad tymi obchodami dla wszystkich sił społecznych i politycznych, jest dokładnie tym, czego oczekiwałam od mojego Prezydenta, wierząc że stanie się to okazją do uruchomienia pozytywnych zmian, dzięki którym będzie można powierzyć nasz kraj naszym dzieciom i wnukom bez wstydu
— napisała szefowa resortu cyfryzacji.
Byc może to naiwne czy pięknoduchowskie podejście do spraw polityki, ale tacy wyborcy, tacy obywatele przywiązują wielką wagę do takich gestów jak wyciągnięta dłoń Dudy do Wałęsy, jak zaproszenie politycznego wroga na wspólną uroczystość, jak dobre słowo pod adresem przeciwnika. Nie może o nich zapominać żadna partia, zwłaszcza rządząca, ale przede wszystkim - nie może o nich zapominać prezydent, który ma w perspektywie walkę o drugą kadencję. To nie tylko polepszenie zasad, na jakich oparte jest nasze życie publiczne, ale i opłacalny politycznie ruch, który zaprocentuje w przyszłości.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/315217-apel-prezydenta-dudy-to-dobra-inicjatywa-by-znalezc-najmniejszy-wspolny-mianownik-wspolnoty-odrzucanie-go-z-gory-to-przejaw-zlej-woli?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.