Oczywiście z jednego powodu cieszy mnie szczególnie mocno, że nie napiszę nigdy „madame prezydent Hillary Clinton”. Jej prezydentura byłaby wsparciem dla obyczajowej lewicy realizującej od lat przysłowiową „pierekowkę dusz”. Clinton to gwarancja „przekonywania” sojusznicze kraje do legalizacji aborcji, zmianę definicji małżeństwa i wspieranie każdej lewicowej nowinki. Pod tym kątem Clinton to spadkobierczyni ultralewicowej polityki Baracka Obamy. Niemniej jednak nawet ona nie mogłaby zupełnie lekceważyć „oburzonych”, których nie można już wsadzić do ciasnej szuflady z napisem „redneck”. Właśnie dzięki Donaldowi Trumpowi i jego ciosom w normy politycznej poprawności, która jest dziś głównym zagrożeniem dla wolności**. Czy przy prezydenturze zanurzonej po uszy w religii poprawności politycznej lewicowej polityk ten sprzeciw miałby cywilizowaną twarz? Czy wojna światów, która wiele lat temu spowodowała pęknięcie tak przenikliwie opisane przez Gertrude Himmelfarb i tak nie przybrałaby jeszcze bardziej agresywną formę bez względu na wynik wyborów?
Gniew Amerykanów unaocznił się w postaci Donalda Trumpa. Faceta, który mógłby niedawno co najwyższej pojawić się w karykaturalnych bajkach o amerykańskiej prawicy. A teraz położył ręce na atomowych guzikach i został liderem wolnego świata. Przed Ameryką trudne lata. W jednym kraju mieszkają dla narody coraz mocniej od siebie oddalone. Czy znienawidzony jak żaden inny prezydent w przeszłości Trump jest dobrą osobą, by go zjednoczyć? Mam wielkie wątpliwości. Tak samo jak kompletnie nie wiem, co myśleć o możliwych ruchach Trumpa na arenie międzynarodowej. Wierzę jednak, że wiceprezydent Mike Pence i grupa jego doradców nie zejdzie z objętej kilka dekad temu drogi tego mocarstwa. Ja naprawdę wolę, by było ono policjantem świata. Nawet i ułomnym. Zamknięcie się tego policjanta na strychu komisariatu, zachęci jakiegoś bandziora do wejścia do naszych domów. A jak policjant, co już zapowiadał w kampanii, dogada się z bandytą? Ciarki jednak przechodzą po moich plecach od kilku minut.
Teraz jednak jako osoba, która mieszkała w USA, ma w sercu ten kraj i mieszkają w nim jego najlepsi przyjaciele mogę powiedzieć jedno: Niech Bóg błogosławi Amerykę. Gratuluję wygranej Donaldowi Trumpowi. Oby okazał się być prezydentem choć w połowie takim jak George W. Bush. O nowej wersji Ronalda Reagana nawet nie marzę.
„Kontynuacja i zmiana. Polityka zagraniczna prezydentów Stanów Zjednoczonych od Waszyngtona do Obamy” - Longin Pastusiak. Książka do kupienia „wSklepiku.pl”.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Oczywiście z jednego powodu cieszy mnie szczególnie mocno, że nie napiszę nigdy „madame prezydent Hillary Clinton”. Jej prezydentura byłaby wsparciem dla obyczajowej lewicy realizującej od lat przysłowiową „pierekowkę dusz”. Clinton to gwarancja „przekonywania” sojusznicze kraje do legalizacji aborcji, zmianę definicji małżeństwa i wspieranie każdej lewicowej nowinki. Pod tym kątem Clinton to spadkobierczyni ultralewicowej polityki Baracka Obamy. Niemniej jednak nawet ona nie mogłaby zupełnie lekceważyć „oburzonych”, których nie można już wsadzić do ciasnej szuflady z napisem „redneck”. Właśnie dzięki Donaldowi Trumpowi i jego ciosom w normy politycznej poprawności, która jest dziś głównym zagrożeniem dla wolności**. Czy przy prezydenturze zanurzonej po uszy w religii poprawności politycznej lewicowej polityk ten sprzeciw miałby cywilizowaną twarz? Czy wojna światów, która wiele lat temu spowodowała pęknięcie tak przenikliwie opisane przez Gertrude Himmelfarb i tak nie przybrałaby jeszcze bardziej agresywną formę bez względu na wynik wyborów?
Gniew Amerykanów unaocznił się w postaci Donalda Trumpa. Faceta, który mógłby niedawno co najwyższej pojawić się w karykaturalnych bajkach o amerykańskiej prawicy. A teraz położył ręce na atomowych guzikach i został liderem wolnego świata. Przed Ameryką trudne lata. W jednym kraju mieszkają dla narody coraz mocniej od siebie oddalone. Czy znienawidzony jak żaden inny prezydent w przeszłości Trump jest dobrą osobą, by go zjednoczyć? Mam wielkie wątpliwości. Tak samo jak kompletnie nie wiem, co myśleć o możliwych ruchach Trumpa na arenie międzynarodowej. Wierzę jednak, że wiceprezydent Mike Pence i grupa jego doradców nie zejdzie z objętej kilka dekad temu drogi tego mocarstwa. Ja naprawdę wolę, by było ono policjantem świata. Nawet i ułomnym. Zamknięcie się tego policjanta na strychu komisariatu, zachęci jakiegoś bandziora do wejścia do naszych domów. A jak policjant, co już zapowiadał w kampanii, dogada się z bandytą? Ciarki jednak przechodzą po moich plecach od kilku minut.
Teraz jednak jako osoba, która mieszkała w USA, ma w sercu ten kraj i mieszkają w nim jego najlepsi przyjaciele mogę powiedzieć jedno: Niech Bóg błogosławi Amerykę. Gratuluję wygranej Donaldowi Trumpowi. Oby okazał się być prezydentem choć w połowie takim jak George W. Bush. O nowej wersji Ronalda Reagana nawet nie marzę.
„Kontynuacja i zmiana. Polityka zagraniczna prezydentów Stanów Zjednoczonych od Waszyngtona do Obamy” - Longin Pastusiak. Książka do kupienia „wSklepiku.pl”.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/314761-wszystko-wskazuje-ze-donald-trump-zostal-45-prezydentem-usa-wygrala-wscieklosc-amerykanow?strona=2