Termin ten stworzył zmarły w 2014 roku niemiecki socjolog Ulrich Beck, znany głównie jako autor książki „Społeczeństwo ryzyka”. To kosmopolityczne państwo, twór potencjalny i utopijny, ma się zrealizować nieuchronnie, bo to Postęp. Prawdziwa elita już, tu i teraz, to państwo stwarza. I właśnie ten majaczący w tle projekt uzasadnia prawo do nauczania tych, którzy przez przyjęciem „dobrej nowiny” o Postępie, wzbraniają się, a nawet śmią go kwestionować.
Nie ma tu znaczenia, wobec moralnych imperatywów, że ta wizja ponadnarodowego kosmopolitycznego państwa, stworzona została głównie w Niemczech, które w ten sposób realizują politykę utrwalania dominacji kulturowej i ekonomicznej , gdyż znów stały się „lokomotywą dziejów” Europy, co znaczy, że występuje stary problem, że są dla Europy za duże. I dlatego taka koncepcja globalnego społeczeństwa powstała właśnie w Niemczech.
Meta-władza tego globalnego społeczeństwa obywatelskiego, którego ekonomicznym spoiwem jest konsumpcja, opiera się na kontroli i narzucaniu zgodnie z własną wykładnią poszanowania praw człowieka. Te prawa człowieka powtarzane są jak mantra, bo to dzięki temu „moralnemu szantażowi” kapitał uzasadnia swoje niczym nie skrępowane czasem i przestrzenią wędrówki. Za globalizacją ekonomiczną, jak cień do kryzysu 2008 roku podążała globalizacja kosmopolityczna, traktowana jako historyczna konieczność, żelazne prawo dziejów. To jest właśnie Postęp.
Dla polskich sierot po marksizmie i leninizmie musiało coś takiego brzmieć bardzo atrakcyjnie, jako nowa obietnica uzasadnienia swojej wyjątkowej pozycji. Ponadto źródło natchnień było poza granicami Polski i nareszcie na Zachodzie a nie jak dotąd w Moskwie. Przyjęcie tej ideologii czyniło sieroty po marksizmie Europejczykami i pozwalało odróżnić się od autochtonów, którzy jak zawsze są odporni na ucywilizowanie, hołdując na przykład anachronicznym i zawstydzającym religijnym praktykom pod przewodnictwem „szamanów w ornatach”.
Globalizacja wygenerowała, co dla członków tej struktury jest faktem już oczywistym, globalne społeczeństwo obywatelskie i w imię tego tworu trzeba walczyć ze wstecznictwem. Patos Kodziarzy w tego wynika. Wstecznictwo to państwo narodowe. Determinacja ludzi KOD-u możliwa jest dlatego, że ta narracja płynie spoza granic Polski. To jasne. Patos jaki usiłują wzbudzić podszyty jest hipokryzją, bo chodzi o własną pozycję a to wiążę się z obroną narracji o zagrożeniu podstawowych praw człowieka w Polsce.
Jeśli w państwie narodowym tych praw się nie przestrzega, albo są one zagrożone, a o tym decydują arbitralnie Prezesi TK Niemiec i Francji, to można wówczas sięgnąć po cały arsenał środków dyscyplinujących, co właśnie się dzieje z Polską. Właściwie z zasady państwa narodowe praw człowieka nie respektują, dlatego trzeba je „odnarodowić”. Za tą moralną retoryką kryje się jak zawsze logika polityczna.
Silniejsze państwa w świecie zglobalizowanej gospodarki traktują jako rzecz względną atrybuty suwerenności wszystkich państw uznanych dotąd za takie na mocy prawa międzynarodowego. To kolejny „moralny” szantaż, zakłamujący politykę, która jest bezwzględną rywalizacją. Beck pisał w 2003 roku, kiedy władza globalizacji sięgała zenitu, że wręcz „antycypując normatywny i polityczny potencjał „kosmopolityzmu” doprawdy należy przenieść niezależność państwa narodowego w stan spoczynku”.
Rozpoznając logikę ekonomiczną jako zasadę podstawową i nie mogąca zostać poddaną kontroli, Beck oznajmia, że nie tylko organizacjom pozarządowym przysługuje prawo do upominania się o prawa człowieka, ale także grupie kosmopolitycznie zaangażowanych państw, którym wolno teraz w imię obrony tychże praw, ingerować w wewnętrzne sprawy innych państw a także zmieniać ich strukturę rządów oraz podstawy prawodawstwa. Mało tego. Pod wpływem obrońców praw człowieka ukształtował się już pozbawiony granic państwowych obszar zwany „światową polityką wewnętrzną”.
Zatem spór między ambasadorem Przyłębskim a Prezesami Trybunałów Konstytucyjnych Niemiec i Francji, ma swe źródła w innych koncepcjach suwerenności. Profesor Andrzej Przyłębski, nota bene uczeń jednego z największych filozofów XX wieku Gadamera, myśli kategoriami suwerenności państwa narodowego, gdy Prezesi TK Francji i Niemiec, tkwią mentalnie w obszarze zwanym „światową polityką wewnętrzną”.
A nigdzie nie jest powiedziane, że ta wynikająca z tradycji narodowej jest gorsza, mniej skuteczna w respektowaniu praw człowieka, niż ta „kosmopolityczna”. Jest przeciwnie. Pod jednym warunkiem. Tym warunkiem jest istnienie silnego narodowego państwa czego Francja i Niemcy potwierdzeniem.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Termin ten stworzył zmarły w 2014 roku niemiecki socjolog Ulrich Beck, znany głównie jako autor książki „Społeczeństwo ryzyka”. To kosmopolityczne państwo, twór potencjalny i utopijny, ma się zrealizować nieuchronnie, bo to Postęp. Prawdziwa elita już, tu i teraz, to państwo stwarza. I właśnie ten majaczący w tle projekt uzasadnia prawo do nauczania tych, którzy przez przyjęciem „dobrej nowiny” o Postępie, wzbraniają się, a nawet śmią go kwestionować.
Nie ma tu znaczenia, wobec moralnych imperatywów, że ta wizja ponadnarodowego kosmopolitycznego państwa, stworzona została głównie w Niemczech, które w ten sposób realizują politykę utrwalania dominacji kulturowej i ekonomicznej , gdyż znów stały się „lokomotywą dziejów” Europy, co znaczy, że występuje stary problem, że są dla Europy za duże. I dlatego taka koncepcja globalnego społeczeństwa powstała właśnie w Niemczech.
Meta-władza tego globalnego społeczeństwa obywatelskiego, którego ekonomicznym spoiwem jest konsumpcja, opiera się na kontroli i narzucaniu zgodnie z własną wykładnią poszanowania praw człowieka. Te prawa człowieka powtarzane są jak mantra, bo to dzięki temu „moralnemu szantażowi” kapitał uzasadnia swoje niczym nie skrępowane czasem i przestrzenią wędrówki. Za globalizacją ekonomiczną, jak cień do kryzysu 2008 roku podążała globalizacja kosmopolityczna, traktowana jako historyczna konieczność, żelazne prawo dziejów. To jest właśnie Postęp.
Dla polskich sierot po marksizmie i leninizmie musiało coś takiego brzmieć bardzo atrakcyjnie, jako nowa obietnica uzasadnienia swojej wyjątkowej pozycji. Ponadto źródło natchnień było poza granicami Polski i nareszcie na Zachodzie a nie jak dotąd w Moskwie. Przyjęcie tej ideologii czyniło sieroty po marksizmie Europejczykami i pozwalało odróżnić się od autochtonów, którzy jak zawsze są odporni na ucywilizowanie, hołdując na przykład anachronicznym i zawstydzającym religijnym praktykom pod przewodnictwem „szamanów w ornatach”.
Globalizacja wygenerowała, co dla członków tej struktury jest faktem już oczywistym, globalne społeczeństwo obywatelskie i w imię tego tworu trzeba walczyć ze wstecznictwem. Patos Kodziarzy w tego wynika. Wstecznictwo to państwo narodowe. Determinacja ludzi KOD-u możliwa jest dlatego, że ta narracja płynie spoza granic Polski. To jasne. Patos jaki usiłują wzbudzić podszyty jest hipokryzją, bo chodzi o własną pozycję a to wiążę się z obroną narracji o zagrożeniu podstawowych praw człowieka w Polsce.
Jeśli w państwie narodowym tych praw się nie przestrzega, albo są one zagrożone, a o tym decydują arbitralnie Prezesi TK Niemiec i Francji, to można wówczas sięgnąć po cały arsenał środków dyscyplinujących, co właśnie się dzieje z Polską. Właściwie z zasady państwa narodowe praw człowieka nie respektują, dlatego trzeba je „odnarodowić”. Za tą moralną retoryką kryje się jak zawsze logika polityczna.
Silniejsze państwa w świecie zglobalizowanej gospodarki traktują jako rzecz względną atrybuty suwerenności wszystkich państw uznanych dotąd za takie na mocy prawa międzynarodowego. To kolejny „moralny” szantaż, zakłamujący politykę, która jest bezwzględną rywalizacją. Beck pisał w 2003 roku, kiedy władza globalizacji sięgała zenitu, że wręcz „antycypując normatywny i polityczny potencjał „kosmopolityzmu” doprawdy należy przenieść niezależność państwa narodowego w stan spoczynku”.
Rozpoznając logikę ekonomiczną jako zasadę podstawową i nie mogąca zostać poddaną kontroli, Beck oznajmia, że nie tylko organizacjom pozarządowym przysługuje prawo do upominania się o prawa człowieka, ale także grupie kosmopolitycznie zaangażowanych państw, którym wolno teraz w imię obrony tychże praw, ingerować w wewnętrzne sprawy innych państw a także zmieniać ich strukturę rządów oraz podstawy prawodawstwa. Mało tego. Pod wpływem obrońców praw człowieka ukształtował się już pozbawiony granic państwowych obszar zwany „światową polityką wewnętrzną”.
Zatem spór między ambasadorem Przyłębskim a Prezesami Trybunałów Konstytucyjnych Niemiec i Francji, ma swe źródła w innych koncepcjach suwerenności. Profesor Andrzej Przyłębski, nota bene uczeń jednego z największych filozofów XX wieku Gadamera, myśli kategoriami suwerenności państwa narodowego, gdy Prezesi TK Francji i Niemiec, tkwią mentalnie w obszarze zwanym „światową polityką wewnętrzną”.
A nigdzie nie jest powiedziane, że ta wynikająca z tradycji narodowej jest gorsza, mniej skuteczna w respektowaniu praw człowieka, niż ta „kosmopolityczna”. Jest przeciwnie. Pod jednym warunkiem. Tym warunkiem jest istnienie silnego narodowego państwa czego Francja i Niemcy potwierdzeniem.
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/313890-spor-o-trybunal-i-polske-silniejsze-panstwa-w-swiecie-zglobalizowanej-gospodarki-traktuja-jako-rzecz-wzgledna-atrybuty-suwerennosci-innych-panstw?strona=3