Aby siły NATO w tym rejonie Europy miały jakieś znaczenie, powinna tu stacjonować przynajmniej jedna zintegrowana brygada w sile kilku tysięcy żołnierzy, składająca się z różnych formacji zbrojnych z pełnym wsparciem
— mówi były zastępca naczelnego dowódcy Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie gen. sir Richard Shirreff w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: W powieści „2017: Wojna z Rosją”, która właśnie ma premierę w Polsce pisze pan o hipotetycznej sytuacji, zajęciu przez Rosję państw nadbałtyckich. Po co Rosja miałaby to robić? Jakie byłyby skutki?
gen. sir Richard Shirreff: To byłaby katastrofa dla Rosji, ale również dla państw nadbałtyckich i NATO. Inwazja Putina na Krym było rozpoczęciem procesu, o którym mówił w przemówienia wygłoszonym na Kremlu w 2014 r., stwierdził, że Rosja musi dbać również o interesy Rosjan poza granicami kraju. Te słowa dotyczą nie tylko Krymu, również krajów nadbałtyckich, gdzie jest bardzo liczna mniejszość rosyjska. Zajęcie krajów nadbałtyckich mogłoby spowodować załamanie Sojuszu Północnoatlantyckiego i wycofaniem się Ameryki ze spraw bezpieczeństwa europejskiego, a to byłby z kolei pozytywny efekt dla Putina.
Jak NATO powinno zareagować, gdyby Rosja zajęła państwa nadbałtyckie?
Nie miałoby innego wyjścia jak spróbować odbić zajęte kraje, wymagałoby to koncentracji wojsk niewidzianej od czasów zimnej wojny albo bardzo niestandardowej taktyki, którą opisałem chociażby w powieści „2017: Wojna z Rosją”. Zajęcie państw bałtyckich przez Rosję byłby dowodem na słabość Sojuszu Północnoatlantyckiego. Podkreślam to w książce, ponieważ chce zwrócić uwagę, że Rosja jest potencjalnym zagrożeniem.
Pisze pan w swojej książce, że potencjalne zajęcie państw nadbałtyckich jest skutkiem zaniechań NATO. Jakie to zaniechania?
Sojusz od chwili włączenia w swoje struktury byłych państw Układu Warszawskiego nie przeniósł na ich teren żadnych wojsk i nie pokazał Rosji, ani komukolwiek innemu, że jest gotowe bronić nowych krajów członkowskich. Padły deklaracje, ale brakuje czynów. Nie ma sygnałów, że NATO jest w stanie bronić tych państw, ani czy jest je w stanie obronić. NATO do 2014 r. nie traktowało Rosji jako zagrożenia. Opierało się głównie na zażegnywaniu kryzysów takich jak na Bałkanach czy w Afganistanie, dlatego inaczej myślało strategicznie, jednak to wszystko zmieniło się po zajęciu Krymu przed dwoma laty. Obecnie NATO jest zmuszone wykazać, że jest w stanie utrzymywać pokój za pomocą strategii skutecznego odstraszania.
Dlaczego pakt nie stworzył żadnych planów obrony przed Rosją?
Na to pytanie najlepiej mógłby odpowiedzieć historyk. Myślę, że jest to wypadkowa wielu czynników. Po pierwsze, ludzie byli przekonani, że nie ma zagrożenia dla terytorium państw członkowskich Sojuszu. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku Rosja ściśle współpracowała z NATO, w Bośni i Hercegowinie oraz we wprowadzaniu w życie układu z Dayton z 1995 r., który kończył wojnę w Bośni. Pojawiły się nawet głosy o przyjęciu Rosji do NATO. Atak na Gruzję w 2008 r. zmienił tę sytuację. Pokazał, że rosyjskie siły mimo, że przestarzałe, zdezorganizowane i z wieloma problemami, były w stanie zmobilizować i przemieścić znaczne ilości wojska oraz używać swojej siły bez żadnego wahania.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Aby siły NATO w tym rejonie Europy miały jakieś znaczenie, powinna tu stacjonować przynajmniej jedna zintegrowana brygada w sile kilku tysięcy żołnierzy, składająca się z różnych formacji zbrojnych z pełnym wsparciem
— mówi były zastępca naczelnego dowódcy Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie gen. sir Richard Shirreff w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: W powieści „2017: Wojna z Rosją”, która właśnie ma premierę w Polsce pisze pan o hipotetycznej sytuacji, zajęciu przez Rosję państw nadbałtyckich. Po co Rosja miałaby to robić? Jakie byłyby skutki?
gen. sir Richard Shirreff: To byłaby katastrofa dla Rosji, ale również dla państw nadbałtyckich i NATO. Inwazja Putina na Krym było rozpoczęciem procesu, o którym mówił w przemówienia wygłoszonym na Kremlu w 2014 r., stwierdził, że Rosja musi dbać również o interesy Rosjan poza granicami kraju. Te słowa dotyczą nie tylko Krymu, również krajów nadbałtyckich, gdzie jest bardzo liczna mniejszość rosyjska. Zajęcie krajów nadbałtyckich mogłoby spowodować załamanie Sojuszu Północnoatlantyckiego i wycofaniem się Ameryki ze spraw bezpieczeństwa europejskiego, a to byłby z kolei pozytywny efekt dla Putina.
Jak NATO powinno zareagować, gdyby Rosja zajęła państwa nadbałtyckie?
Nie miałoby innego wyjścia jak spróbować odbić zajęte kraje, wymagałoby to koncentracji wojsk niewidzianej od czasów zimnej wojny albo bardzo niestandardowej taktyki, którą opisałem chociażby w powieści „2017: Wojna z Rosją”. Zajęcie państw bałtyckich przez Rosję byłby dowodem na słabość Sojuszu Północnoatlantyckiego. Podkreślam to w książce, ponieważ chce zwrócić uwagę, że Rosja jest potencjalnym zagrożeniem.
Pisze pan w swojej książce, że potencjalne zajęcie państw nadbałtyckich jest skutkiem zaniechań NATO. Jakie to zaniechania?
Sojusz od chwili włączenia w swoje struktury byłych państw Układu Warszawskiego nie przeniósł na ich teren żadnych wojsk i nie pokazał Rosji, ani komukolwiek innemu, że jest gotowe bronić nowych krajów członkowskich. Padły deklaracje, ale brakuje czynów. Nie ma sygnałów, że NATO jest w stanie bronić tych państw, ani czy jest je w stanie obronić. NATO do 2014 r. nie traktowało Rosji jako zagrożenia. Opierało się głównie na zażegnywaniu kryzysów takich jak na Bałkanach czy w Afganistanie, dlatego inaczej myślało strategicznie, jednak to wszystko zmieniło się po zajęciu Krymu przed dwoma laty. Obecnie NATO jest zmuszone wykazać, że jest w stanie utrzymywać pokój za pomocą strategii skutecznego odstraszania.
Dlaczego pakt nie stworzył żadnych planów obrony przed Rosją?
Na to pytanie najlepiej mógłby odpowiedzieć historyk. Myślę, że jest to wypadkowa wielu czynników. Po pierwsze, ludzie byli przekonani, że nie ma zagrożenia dla terytorium państw członkowskich Sojuszu. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku Rosja ściśle współpracowała z NATO, w Bośni i Hercegowinie oraz we wprowadzaniu w życie układu z Dayton z 1995 r., który kończył wojnę w Bośni. Pojawiły się nawet głosy o przyjęciu Rosji do NATO. Atak na Gruzję w 2008 r. zmienił tę sytuację. Pokazał, że rosyjskie siły mimo, że przestarzałe, zdezorganizowane i z wieloma problemami, były w stanie zmobilizować i przemieścić znaczne ilości wojska oraz używać swojej siły bez żadnego wahania.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/313556-nasz-wywiad-gen-shirreff-obietnica-zlozona-ukrainie-i-gruzji-na-szczycie-nato-w-warszawie-ze-zostana-potencjalnymi-czlonkami-nato-byla-bledem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.