Jeżeli ktokolwiek w imię niechęci do Europy, albo w imię koncepcji federalnych, doprowadzi do rozpadu Europy, to efekt będzie ten sam. Eurofobowie i federaliści wspólnie kopią grób Europie - taka jest funkcjonalna wartość tych scenariuszy
— mówił Konrad Szymański – sekretarz stanu ds. europejskich, prawnych i traktatowych w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, który był jednym z gości debaty zorganizowanej w siedzibie Business Centre Club.
Dyskusja odbyła się w ramach Koalicji ProEuro, a wzięli w niej udział - poza Szymańskim m.in.: Janusz Lewandowski i Dariusz Rosati (obaj PO), Bogusław Liberadzki (SLD), a także Marek Goliszewski i prof. Stanisław Gomułka.
Poniżej subiektywna relacja z tej rozmowy.
Jak państwo widzą, skład debaty był dość jednostronny, choć nie zabrakło ciekawych i zaskakujących refleksji, zwłaszcza gdy dochodziło do wymiany zdań na linii Szymański - pozostali uczestnicy dyskusji. Co ciekawe, momentami politycy PO stawiali tezy i diagnozę… rodem z najtwardszych określeń polityków PiS. Warto zwrócić na to uwagę i zapisać w pamięci, gdy usłyszymy - a zapewne stanie się to wkrótce… - o konieczności zbliżenia się z Brukselą i posłusznego potakiwania instytucjom unijnym.
Ale po kolei.
Debata była zaś poświęcona pytaniu, jaka przyszłość czeka Unię Europejską i jak - w nowych warunkach - powinna odnaleźć się Polska. Rozmowę poprowadził Maciej Zakrocki.
Czy możliwy jest rozpad Unii Europejskiej? Konrad Szymański odpowiadał, że dość powszechnie panuje przekonanie, że przyszłość UE jest niepewna.
To nie musi być spektakularny rozpad UE, ale cichy zgon. Byłaby to zła informacja z gospodarczego punktu widzenia i czynników gospodarczych. To jest perspektywa recesji i zakorzenienia się kryzysu gospodarczego. Ale to również coś więcej - nie tylko osłabienie zdolności konkurencyjnych, ale także globalnie i cios w jedność Zachodu, w bezpieczeństwo. Czytanie takiego doświadczenia politycznego byłoby różne w zależności od zakątka Europy i świata. (…)
Ta niepewność co do przyszłości UE bierze się z oczywistego faktu radykalnego osłabienia i ciągłego osłabiania się wiarygodności klasy politycznej - w całej Europie - która do tej pory gwarantowała spokojną przyszłość procesu europejskiego. My przez długie lata nie rozmawialiśmy w tak dramatycznym tonie - kłóciliśmy się o detale, bo byliśmy przekonani, że integracja jest czymś oczywistym
— zaznaczył wiceszef MSZ.
Szymański podkreślał, że w niemal każdym kraju UE pojawiają się nowe siły polityczne i partyjne podnoszące postulaty, które godzą w sens istnienia wspólnoty.
Bez podjęcia działań ofensywnych ten projekt się nie utrzyma, upadnie. A to oznacza, że projekt UE musi się zmienić. (…) Bez powtórnego zakorzenienia integracji europejskiej, ten proces czeka uwiąd
— tłumaczył sekretarz stanu w KPRM.
Jak mówił polityk Prawa i Sprawiedliwości, w Europie pojawiają się koncepty na „małą UE” o ograniczonych rozmiarach i kompetencjach.
UE to dziś 500 mln obywateli, podatników, konsumentów, którzy posługują się podobnymi standardami. Jeżeli ktokolwiek w imię niechęci do Europy, albo w imię koncepcji federalnych, doprowadzi do rozpadu Europy, to efekt będzie ten sam. Eurofobowie i federaliści kopią grób Europie - taka jest funkcjonalna wartość tych scenariuszy. (…) Zanim państwo się przestraszą tego typu wizji, powinniście zwrócić uwagę na stopień realności takiego scenariusza w praktyce
— ocenił.
Szymański zaznaczył przy tym, że politycy odpowiedzialni dziś za UE składają zbyt dużo obietnic - na przykład wobec likwidacji bezrobocia wśród młodych.
Musimy skupić się na obronie wspólnego rynku. Wiele głosów, które bujają w obłokach - zwłaszcza federalistów - mówi o tym, że mamy dziś „tylko” wspólny rynek. Jeżeli będziemy dalej lekceważyli, że to za mało, to będziemy funkcjonalnie i pośrednio utrwalali przekonanie, które jest wśród wielu narodów europejskich - że to, co mamy, jest niewarte obrony. Wspólny rynek jest dziś pod wielkim znakiem zapytania - po Brexicie. Potrzebna jest ofensywa i to daje pole do pokazania czegoś politycznie ważnego, do pokazania jedności UE w tej sprawie. To musi być powiązane z odtworzeniem pozytywnych przesłanek integracji. (…) Operacja „strachu” nie przynosi żadnego efektu. Powiedzmy sobie szczerze, poza UE jest życie - dla wielu krajów może to być życie całkiem komfortowe. Nie można bronić UE tylko na podstawie negatywnych argumentów. Wielka Brytania za chwilę pokaże, że to nie jest koniec świata ani dla Londynu, ani dla UE. Jeśli integracja ma przetrwać, to musimy odtworzyć pozytywne przesłanki, dlaczego warto kontynuować projekt UE
— zaznaczył Szymański.
W jego ocenie projekt UE jest dziś „cudzy” dla rosnących grup polityków - nie ma poczucia współwłasności tego projektu w wielu krajach UE i grupach społecznych.
W odpowiedzi Dariusz Rosati (Platforma Obywatelska) zwracał uwagę na inne, jego zdaniem, przyczyny kryzysu, jaki dotknął UE.
Odpowiedzialnością w dużej mierze nie jest obarczona UE, ale kraje członkowskie. Pierwszy z brzegu kryzys - kryzys uchodźczy. Państwa graniczne Unii nie realizowały swoich obowiązków ws. polityki wobec azylantów. Grecy i Włosi przyjmowali uchodźców i nie podejmowali działań, by uszczelnić granicę, bo wiedzieli, że ci uchodźcy nie zostaną w tych krajach. Gdyby te państwa poważnie podejmowały swoje obowiązki, to nie byłoby tak dużego kryzysu
— ocenił.
Skrytykował przy tym Angelę Merkel za politykę „Willkommen” wobec imigrantów. Trzeba przyznać, że ciekawa to ewolucja poglądów europosła Platformy - biorąc pod uwagę narrację i opis rzeczywistości polityków tej partii jeszcze w kampanii wyborczej przed rokiem.
Unijne elity mówią dziś językiem Kaczyńskiego
Rosati krytykował przy tym podejście elit politycznych niektórych państw, którzy odpowiedzialnością za kryzysy przerzucali na Brukselę, nie zastanawiając się nad błędami poszczególnych krajów. Jako receptę na problemy - z perspektywy Polski - przedstawił jak najszybsze wejście do strefy euro.
Efekt jest taki, że mamy dwie Unie Europejskie. Pierwsza to Unia ograniczona do państw strefy euro - te kraje są zdecydowane iść do przodu. Kryzys w strefie euro pokazał, że albo kontynuujemy projekt ze wspólną walutą, co oznacza jakieś tam ograniczenie suwerenności, albo idziemy dalej ze wspólną walutą. Nikt nie chce pozbywać się euro, stąd unia bankowa i tego typu instytucje. (…) Kraje, które nie należą do strefy euro, muszą się liczyć z tym, że solidarności dla nich pozostanie coraz mniej
— ocenił.
Rząd nie ułatwia tej sytuacji. Jeśli słyszymy o postulatach pt. „Więcej kompetencji do państw członkowskich” to droga donikąd, na peryferie
— dodawał Rosati.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jeżeli ktokolwiek w imię niechęci do Europy, albo w imię koncepcji federalnych, doprowadzi do rozpadu Europy, to efekt będzie ten sam. Eurofobowie i federaliści wspólnie kopią grób Europie - taka jest funkcjonalna wartość tych scenariuszy
— mówił Konrad Szymański – sekretarz stanu ds. europejskich, prawnych i traktatowych w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, który był jednym z gości debaty zorganizowanej w siedzibie Business Centre Club.
Dyskusja odbyła się w ramach Koalicji ProEuro, a wzięli w niej udział - poza Szymańskim m.in.: Janusz Lewandowski i Dariusz Rosati (obaj PO), Bogusław Liberadzki (SLD), a także Marek Goliszewski i prof. Stanisław Gomułka.
Poniżej subiektywna relacja z tej rozmowy.
Jak państwo widzą, skład debaty był dość jednostronny, choć nie zabrakło ciekawych i zaskakujących refleksji, zwłaszcza gdy dochodziło do wymiany zdań na linii Szymański - pozostali uczestnicy dyskusji. Co ciekawe, momentami politycy PO stawiali tezy i diagnozę… rodem z najtwardszych określeń polityków PiS. Warto zwrócić na to uwagę i zapisać w pamięci, gdy usłyszymy - a zapewne stanie się to wkrótce… - o konieczności zbliżenia się z Brukselą i posłusznego potakiwania instytucjom unijnym.
Ale po kolei.
Debata była zaś poświęcona pytaniu, jaka przyszłość czeka Unię Europejską i jak - w nowych warunkach - powinna odnaleźć się Polska. Rozmowę poprowadził Maciej Zakrocki.
Czy możliwy jest rozpad Unii Europejskiej? Konrad Szymański odpowiadał, że dość powszechnie panuje przekonanie, że przyszłość UE jest niepewna.
To nie musi być spektakularny rozpad UE, ale cichy zgon. Byłaby to zła informacja z gospodarczego punktu widzenia i czynników gospodarczych. To jest perspektywa recesji i zakorzenienia się kryzysu gospodarczego. Ale to również coś więcej - nie tylko osłabienie zdolności konkurencyjnych, ale także globalnie i cios w jedność Zachodu, w bezpieczeństwo. Czytanie takiego doświadczenia politycznego byłoby różne w zależności od zakątka Europy i świata. (…)
Ta niepewność co do przyszłości UE bierze się z oczywistego faktu radykalnego osłabienia i ciągłego osłabiania się wiarygodności klasy politycznej - w całej Europie - która do tej pory gwarantowała spokojną przyszłość procesu europejskiego. My przez długie lata nie rozmawialiśmy w tak dramatycznym tonie - kłóciliśmy się o detale, bo byliśmy przekonani, że integracja jest czymś oczywistym
— zaznaczył wiceszef MSZ.
Szymański podkreślał, że w niemal każdym kraju UE pojawiają się nowe siły polityczne i partyjne podnoszące postulaty, które godzą w sens istnienia wspólnoty.
Bez podjęcia działań ofensywnych ten projekt się nie utrzyma, upadnie. A to oznacza, że projekt UE musi się zmienić. (…) Bez powtórnego zakorzenienia integracji europejskiej, ten proces czeka uwiąd
— tłumaczył sekretarz stanu w KPRM.
Jak mówił polityk Prawa i Sprawiedliwości, w Europie pojawiają się koncepty na „małą UE” o ograniczonych rozmiarach i kompetencjach.
UE to dziś 500 mln obywateli, podatników, konsumentów, którzy posługują się podobnymi standardami. Jeżeli ktokolwiek w imię niechęci do Europy, albo w imię koncepcji federalnych, doprowadzi do rozpadu Europy, to efekt będzie ten sam. Eurofobowie i federaliści kopią grób Europie - taka jest funkcjonalna wartość tych scenariuszy. (…) Zanim państwo się przestraszą tego typu wizji, powinniście zwrócić uwagę na stopień realności takiego scenariusza w praktyce
— ocenił.
Szymański zaznaczył przy tym, że politycy odpowiedzialni dziś za UE składają zbyt dużo obietnic - na przykład wobec likwidacji bezrobocia wśród młodych.
Musimy skupić się na obronie wspólnego rynku. Wiele głosów, które bujają w obłokach - zwłaszcza federalistów - mówi o tym, że mamy dziś „tylko” wspólny rynek. Jeżeli będziemy dalej lekceważyli, że to za mało, to będziemy funkcjonalnie i pośrednio utrwalali przekonanie, które jest wśród wielu narodów europejskich - że to, co mamy, jest niewarte obrony. Wspólny rynek jest dziś pod wielkim znakiem zapytania - po Brexicie. Potrzebna jest ofensywa i to daje pole do pokazania czegoś politycznie ważnego, do pokazania jedności UE w tej sprawie. To musi być powiązane z odtworzeniem pozytywnych przesłanek integracji. (…) Operacja „strachu” nie przynosi żadnego efektu. Powiedzmy sobie szczerze, poza UE jest życie - dla wielu krajów może to być życie całkiem komfortowe. Nie można bronić UE tylko na podstawie negatywnych argumentów. Wielka Brytania za chwilę pokaże, że to nie jest koniec świata ani dla Londynu, ani dla UE. Jeśli integracja ma przetrwać, to musimy odtworzyć pozytywne przesłanki, dlaczego warto kontynuować projekt UE
— zaznaczył Szymański.
W jego ocenie projekt UE jest dziś „cudzy” dla rosnących grup polityków - nie ma poczucia współwłasności tego projektu w wielu krajach UE i grupach społecznych.
W odpowiedzi Dariusz Rosati (Platforma Obywatelska) zwracał uwagę na inne, jego zdaniem, przyczyny kryzysu, jaki dotknął UE.
Odpowiedzialnością w dużej mierze nie jest obarczona UE, ale kraje członkowskie. Pierwszy z brzegu kryzys - kryzys uchodźczy. Państwa graniczne Unii nie realizowały swoich obowiązków ws. polityki wobec azylantów. Grecy i Włosi przyjmowali uchodźców i nie podejmowali działań, by uszczelnić granicę, bo wiedzieli, że ci uchodźcy nie zostaną w tych krajach. Gdyby te państwa poważnie podejmowały swoje obowiązki, to nie byłoby tak dużego kryzysu
— ocenił.
Skrytykował przy tym Angelę Merkel za politykę „Willkommen” wobec imigrantów. Trzeba przyznać, że ciekawa to ewolucja poglądów europosła Platformy - biorąc pod uwagę narrację i opis rzeczywistości polityków tej partii jeszcze w kampanii wyborczej przed rokiem.
Unijne elity mówią dziś językiem Kaczyńskiego
Rosati krytykował przy tym podejście elit politycznych niektórych państw, którzy odpowiedzialnością za kryzysy przerzucali na Brukselę, nie zastanawiając się nad błędami poszczególnych krajów. Jako receptę na problemy - z perspektywy Polski - przedstawił jak najszybsze wejście do strefy euro.
Efekt jest taki, że mamy dwie Unie Europejskie. Pierwsza to Unia ograniczona do państw strefy euro - te kraje są zdecydowane iść do przodu. Kryzys w strefie euro pokazał, że albo kontynuujemy projekt ze wspólną walutą, co oznacza jakieś tam ograniczenie suwerenności, albo idziemy dalej ze wspólną walutą. Nikt nie chce pozbywać się euro, stąd unia bankowa i tego typu instytucje. (…) Kraje, które nie należą do strefy euro, muszą się liczyć z tym, że solidarności dla nich pozostanie coraz mniej
— ocenił.
Rząd nie ułatwia tej sytuacji. Jeśli słyszymy o postulatach pt. „Więcej kompetencji do państw członkowskich” to droga donikąd, na peryferie
— dodawał Rosati.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/313466-nasza-relacja-co-dalej-z-ue-debata-bcc-szymanski-stawia-twarde-diagnozy-a-rosati-i-lewandowski-krytykuja-berlin-i-mowia-jezykiem-pis?strona=1