Kukiz‘15. Śmiem twierdzić, że to największy zwycięzca tego roku po stronie opozycyjnej. Ruch kierowany przez Pawła Kukiza utrzymuje stabilne poparcie na poziomie ~10 procent. To ważne, biorąc pod uwagę, że K‘15 z definicji wzgardził przelewami z budżetu państwa. Posłom Ruchu Kukiza potrzeba było czasu, by zrozumieć sejmowe reguły gry, z miesiąca na miesiąc wygląda to jednak coraz lepiej.
Przez „opozycję totalną” traktowani są jako pisowska przystawka, przez samo PiS oceniani nieufnie, jako szukający dziury w całym. Pewnym problemem jest dość duża spontaniczność i porywczość polityków K‘15 - często rozsądne projekty ustaw sąsiadują z hucpiarskimi, nieodpowiedzialnymi wypowiedziami czy wpisami, albo takimi akcjami jak dziękczynny list do premiera Walonii w obronie przed CETA, gdy ten właśnie podpisywał odpowiednie dokumenty „za”.
Co ważne, a o czym zbyt często zapominają politycy i zwolennicy rządzącego PiS - Kukiz‘15 stanowi dziś wentyl bezpieczeństwa przed powrotem platformerskiego reżimu. Te 5-7-10-12 procent poparcia, jakimi cieszy się K‘15 to gwarancja (na dziś), że system III RP w wykonaniu Platformy nie wróci w tej samej formie. Przed politykami Kukiz‘15 sporo pracy, ale perspektywy mają całkiem niezłe. Gdy okrzepną w sejmowej codzienności, mogą okazać się bardzo istotni w parlamentarnej układance. Zagadką pozostaje, kogo, w jakiej formie i w jakim wymiarze poprą w wyborach samorządowych. Polskie Stronnictwo Ludowe. Na co dzień są niemal martwi. Władysław Kosiniak-Kamysz nie jest politykiem formatu Waldemara Pawlaka, który kojarzyłby się z ludowym, rolniczym wymiarem tej formacji. PSL Kosiniaka pozycjonuje się jako lepsza Platforma, lepszy PiS, w praktyce jednak nie potrafi narzucić tematów i stać się ważnym przeciwnikiem.
Na plecach ludowców tkwi zresztą ośmioletnie obciążenie koalicją z Platformą. Czkawką odbija się brak odwagi do zerwania tego związku na przykład po odejściu Tuska, a rok przed wyborami parlamentarnymi. Trudno krytykować polityków PO, gdy przez osiem lat żyrowało się ich decyzje i arogancję.
PSL, silne jedynie na wsi, dostało mocno po głowie z powodu programu 500+, który realnie zmienił życie wielu rodzin. Ludowcom trudno dziś tłumaczyć, że przez osiem lat nie dało się znaleźć pieniędzy na choćby takie wsparcie, a PiS znalazło je po pół roku. Jedyna nadzieja dla PSL jest taka, że najbliższe wybory - samorządowe - sprzyjają ludowcom. W wyborach do gmin i powiatów często głosuje się na znane, zaufane twarze - bez patrzenia na listę partyjną. To premiuje PSL. Tak może być i tym razem, choć wynik na poziomie 24 procent przy, nazwijmy to delikatnie, „zakręconych” wyborach już się nie powtórzy. Skończą się też zapewne koalicje, w jakich PSL tkwi w wielu województwach.
Mogą jednak przetrwać, ale czy sympatyczny skądinąd Kosiniak-Kamysz ma pomysł na to, jak pociągnąć PSL w kolejnych latach? Na razie tego nie przedstawił - nie dziwi więc, że „doły partyjne” coraz głośniej domagają się powrotu Pawlaka.
Lewica. Kampanijnej koalicji, która w efektowny sposób wygrzmociła się na progu wyborczym, nie ma już dawno. Jedyną akcją, w jakiej politycy lewicowi dali o sobie znać był czarny protest, zorganizowany jednak oddolnie, bez większej sympatii dla tej czyj innej partii. Bądźmy bowiem poważni, kto dziś uchodzi za numer jeden po lewej stronie. Sojusz Lewicy Demokratycznej, który ledwo co odbił się od dna? Barbara Nowacka z resztką palikociarni, której lider zaszył się gdzieś pod Lublinem? Inicjatywa Polska, o której mało co wiedzą nawet lewicowi publicyści? A może Robert Biedroń lansowany przez „Wyborczą” na prezydenta Polski AD 2020? Lewicy - w zachodnioeuropejskim rozumieniu tego słowa - nie ma dziś nad Wisłą w wydaniu poważnym. I niewiele wskazuje, że może się to zmienić. Jakimś promyczkiem nadziei dla lewicowego elektoratu była (jest?) Partia Razem - ale znów, jak w przypadku Nowoczesnej, wywrotka w sprawie dotacji z budżetu państwa mocno ukróciła ich działania. Nie są też znani szerzej niż kilka zadymionych restauracji w dużych miastach. To za mało, a nie widać, by Zandberg i spółka jakoś się rozpędzali. Wręcz przeciwnie.
Z większych ruchów i partii został jeszcze KORWiN (dziś jako Partia Wolność), ale kolejna zmiana nazwy wywoła jeszcze większy chaos w działaniach tego ugrupowania. Z kolei Ruch Narodowy zamiast wykorzystać swoją sejmową reprezentację (w ramach Kukiz‘15), został przez ten K‘15 zamortyzowany.
Opozycja jest dziś w dużej rozsypce, zwłaszcza po nieudanym (choć początkowo zachęcającym) eksperymencie o nazwie KOD. Każda z partii walczy z innymi przeciwnościami, które - jak do tej pory - wydają się nie do przeskoczenia dla liderów tychże ugrupowań. Widać to zresztą po reakcjach publicystów z, umownie mówiąc, obozu III RP, którzy powtarzają w swoich diagnozach, że „liderzy opozycji jeszcze się nie objawili”. Przegrzano konflikt wokół TK, wołanie o pomoc do przyjaciół z Brukseli przyniosło odwrotny rezultat na arenie krajowej, nie znaleziono tematów, które pociągnęłyby wyborców na kontrze do PiS (poza małymi, raczej krótkotrwałymi wyjątkami).
PiS, w przeciwieństwie do lat 2005-2007, mocno zakorzeniło się u sterów władzy. Dzisiejszej opozycji, w dzisiejszej kondycji, niezwykle trudno będzie zmienić ten stan rzeczy. Ale do wyborów w 2019 roku jest jeszcze naprawdę dużo czasu. Przykład Andrzeja Dudy pokazuje, że wielki dystans można nadrobić nawet w rok.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Kukiz‘15. Śmiem twierdzić, że to największy zwycięzca tego roku po stronie opozycyjnej. Ruch kierowany przez Pawła Kukiza utrzymuje stabilne poparcie na poziomie ~10 procent. To ważne, biorąc pod uwagę, że K‘15 z definicji wzgardził przelewami z budżetu państwa. Posłom Ruchu Kukiza potrzeba było czasu, by zrozumieć sejmowe reguły gry, z miesiąca na miesiąc wygląda to jednak coraz lepiej.
Przez „opozycję totalną” traktowani są jako pisowska przystawka, przez samo PiS oceniani nieufnie, jako szukający dziury w całym. Pewnym problemem jest dość duża spontaniczność i porywczość polityków K‘15 - często rozsądne projekty ustaw sąsiadują z hucpiarskimi, nieodpowiedzialnymi wypowiedziami czy wpisami, albo takimi akcjami jak dziękczynny list do premiera Walonii w obronie przed CETA, gdy ten właśnie podpisywał odpowiednie dokumenty „za”.
Co ważne, a o czym zbyt często zapominają politycy i zwolennicy rządzącego PiS - Kukiz‘15 stanowi dziś wentyl bezpieczeństwa przed powrotem platformerskiego reżimu. Te 5-7-10-12 procent poparcia, jakimi cieszy się K‘15 to gwarancja (na dziś), że system III RP w wykonaniu Platformy nie wróci w tej samej formie. Przed politykami Kukiz‘15 sporo pracy, ale perspektywy mają całkiem niezłe. Gdy okrzepną w sejmowej codzienności, mogą okazać się bardzo istotni w parlamentarnej układance. Zagadką pozostaje, kogo, w jakiej formie i w jakim wymiarze poprą w wyborach samorządowych. Polskie Stronnictwo Ludowe. Na co dzień są niemal martwi. Władysław Kosiniak-Kamysz nie jest politykiem formatu Waldemara Pawlaka, który kojarzyłby się z ludowym, rolniczym wymiarem tej formacji. PSL Kosiniaka pozycjonuje się jako lepsza Platforma, lepszy PiS, w praktyce jednak nie potrafi narzucić tematów i stać się ważnym przeciwnikiem.
Na plecach ludowców tkwi zresztą ośmioletnie obciążenie koalicją z Platformą. Czkawką odbija się brak odwagi do zerwania tego związku na przykład po odejściu Tuska, a rok przed wyborami parlamentarnymi. Trudno krytykować polityków PO, gdy przez osiem lat żyrowało się ich decyzje i arogancję.
PSL, silne jedynie na wsi, dostało mocno po głowie z powodu programu 500+, który realnie zmienił życie wielu rodzin. Ludowcom trudno dziś tłumaczyć, że przez osiem lat nie dało się znaleźć pieniędzy na choćby takie wsparcie, a PiS znalazło je po pół roku. Jedyna nadzieja dla PSL jest taka, że najbliższe wybory - samorządowe - sprzyjają ludowcom. W wyborach do gmin i powiatów często głosuje się na znane, zaufane twarze - bez patrzenia na listę partyjną. To premiuje PSL. Tak może być i tym razem, choć wynik na poziomie 24 procent przy, nazwijmy to delikatnie, „zakręconych” wyborach już się nie powtórzy. Skończą się też zapewne koalicje, w jakich PSL tkwi w wielu województwach.
Mogą jednak przetrwać, ale czy sympatyczny skądinąd Kosiniak-Kamysz ma pomysł na to, jak pociągnąć PSL w kolejnych latach? Na razie tego nie przedstawił - nie dziwi więc, że „doły partyjne” coraz głośniej domagają się powrotu Pawlaka.
Lewica. Kampanijnej koalicji, która w efektowny sposób wygrzmociła się na progu wyborczym, nie ma już dawno. Jedyną akcją, w jakiej politycy lewicowi dali o sobie znać był czarny protest, zorganizowany jednak oddolnie, bez większej sympatii dla tej czyj innej partii. Bądźmy bowiem poważni, kto dziś uchodzi za numer jeden po lewej stronie. Sojusz Lewicy Demokratycznej, który ledwo co odbił się od dna? Barbara Nowacka z resztką palikociarni, której lider zaszył się gdzieś pod Lublinem? Inicjatywa Polska, o której mało co wiedzą nawet lewicowi publicyści? A może Robert Biedroń lansowany przez „Wyborczą” na prezydenta Polski AD 2020? Lewicy - w zachodnioeuropejskim rozumieniu tego słowa - nie ma dziś nad Wisłą w wydaniu poważnym. I niewiele wskazuje, że może się to zmienić. Jakimś promyczkiem nadziei dla lewicowego elektoratu była (jest?) Partia Razem - ale znów, jak w przypadku Nowoczesnej, wywrotka w sprawie dotacji z budżetu państwa mocno ukróciła ich działania. Nie są też znani szerzej niż kilka zadymionych restauracji w dużych miastach. To za mało, a nie widać, by Zandberg i spółka jakoś się rozpędzali. Wręcz przeciwnie.
Z większych ruchów i partii został jeszcze KORWiN (dziś jako Partia Wolność), ale kolejna zmiana nazwy wywoła jeszcze większy chaos w działaniach tego ugrupowania. Z kolei Ruch Narodowy zamiast wykorzystać swoją sejmową reprezentację (w ramach Kukiz‘15), został przez ten K‘15 zamortyzowany.
Opozycja jest dziś w dużej rozsypce, zwłaszcza po nieudanym (choć początkowo zachęcającym) eksperymencie o nazwie KOD. Każda z partii walczy z innymi przeciwnościami, które - jak do tej pory - wydają się nie do przeskoczenia dla liderów tychże ugrupowań. Widać to zresztą po reakcjach publicystów z, umownie mówiąc, obozu III RP, którzy powtarzają w swoich diagnozach, że „liderzy opozycji jeszcze się nie objawili”. Przegrzano konflikt wokół TK, wołanie o pomoc do przyjaciół z Brukseli przyniosło odwrotny rezultat na arenie krajowej, nie znaleziono tematów, które pociągnęłyby wyborców na kontrze do PiS (poza małymi, raczej krótkotrwałymi wyjątkami).
PiS, w przeciwieństwie do lat 2005-2007, mocno zakorzeniło się u sterów władzy. Dzisiejszej opozycji, w dzisiejszej kondycji, niezwykle trudno będzie zmienić ten stan rzeczy. Ale do wyborów w 2019 roku jest jeszcze naprawdę dużo czasu. Przykład Andrzeja Dudy pokazuje, że wielki dystans można nadrobić nawet w rok.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/313366-w-365-dni-od-wyborow-wszyscy-zajeli-sie-pis-a-w-jakiej-kondycji-jest-opozycja-malym-wygranym-tego-roku-jest-k15-inni-mocno-zawiedli?strona=2