Rok jaki minął od wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborów parlamentarnych, został w ostatnich dniach dość szczegółowo podsumowany. Co naturalne, w ocenach i komentarzach skupiono się na partii rządzącej, jej obietnicach, zaufaniu wśród Polaków i tym, co zostało w PiS po tamtym sukcesie. Pisaliśmy, piszemy i zapewne będziemy pisać (wszak rocznica przejęcia rządów to tak naprawdę połowa listopada) sporo.
Ale przecież rok od wyborów parlamentarnych to równie dobra okazja, by zastanowić się nad tym, w jakiej kondycji znajdują się najważniejsze partie i ruchy opozycyjne. PiS jest pierwszą partią w III RP, która rządy sprawuje samodzielnie, bez koniecznych koalicji i ustępstw programowo-personalnych. Wydawało się więc, że politykom opozycyjnym łatwiej będzie punktować i krytykować aktualnie rządzących. Wyszło różnie.
Jak, w rok po wyborach parlamentarnych, wygląda sytuacja po stronie opozycyjnej? Zastanówmy się chwilę nad każdą z partii, czy też - jak w przypadku Kukiz‘15 - klubu parlamentarnego.
Platforma Obywatelska. To wciąż największa i najsilniejsza partia, jaka istnieje po stronie opozycji. To w Platformie (zwłaszcza w porównaniu z mniejszymi partiami opozycji) mają dziś duże fundusze, najpoważniejsze struktury, a przy tym doświadczenie i kadry.
Z tym, że Platforma ma problem z wiarygodnością. Nawet jeśli w jakimś punkcie celnie krytykuje poczynania rządzących, to przecież jak bumerang wraca argumenty: Wy przez osiem lat robiliście dużo gorzej. Politycy PO szarpią się z tym ciągnącym cieniem po dwóch poprzednich kadencjach, ale - przynajmniej szybko - nie pozbędą się tego ciężaru. Wyborcy mają krótką pamięć, ale nie aż tak krótką.
Do tego Grzegorz Schetyna, nowy szef Platformy, niemal od razu musiał stanąć do rywalizacji z Komitetem Obrony Demokracji. Na początku szło nieudolnie - za pieniądze PO zorganizowano wielki marsz, z którego profity ściągnęli Kijowski i spółka. Z czasem Schetyna poszedł po rozum do głowy i przestał grać w jednej orkiestrze pod kierownictwem „Wyborczej”. Dostało mu się za to, ale w ostatecznym rachunku to Platforma pozostała dziś najważniejszym punktem odniesienia po stronie opozycyjnej.
O ile w walce o prymat w opozycji Schetyna wyszedł obronną ręką (przynajmniej na razie), o tyle nie daje sobie rady z zaistnieniem na poważnie w debacie publicznej. Stąd momentami szaleńca walka o choćby minimum zainteresowania mediów: postulaty likwidacji CBA i IPN, wsparcie coraz bardziej groteskowego Lecha Wałęsy. Zainteresowanie mediów zresztą często otrzymuje, ale chyba nie takie, jakiego oczekuje: afera reprywatyzacyjna raz po raz powoduje, że Platforma nie ma czasu na głębszy oddech. Do tego dochodzą wewnętrzne spory. Partię Schetyny czeka naprawdę długi marsz, jeśli chce pozostać numerem 1 po stronie opozycji i nawiązać realną walkę z PiS. Nie stawiałbym jednak wiele, że politykom PO - przyzwyczajonym do blichtru władzy i dobrych posad - wystarczy cierpliwości i pokory, by poczekać dwa, trzy, a może i osiem lat na swoją szansę.
.Nowoczesna. Partia kierowana przez Ryszarda Petru miała być nową, świeżą i lepszą Platformą. Taką bez obciążenia dwiema kadencjami rządów, ośmiorniczkami i licznymi aferami. I tuż po wyborach w dużej mierze im się to udawało: szybko nauczyli się sejmowych reguł, przebijali Platformę aktywnością, przebojowością, kreatywnością, co dało wymierny efekt i rosnące notowania w sondażach.
Z czasem wszystko zaczęło się zacinać. Głównie za sprawą lidera formacji, który jest dziś symbolem coraz bardziej absurdalnych lapsusów językowych i wstydliwych luk w wiedzy historycznej. Wizerunek Petru kreującego się na poważnego polityka o „parametrach” gospodarczych został mocno obciążony decyzją PKW o wstrzymaniu, a w końcu zabraniu dotacji budżetowej - tylko dlatego, że magicy Nowoczesnej pomylili numery kont w trakcie kampanii.
Pieniądze na pewno by się przydały - kilka milionów złotych mogło zostać przeznaczone na budowę poważnych struktur i codzienną działalność „w terenie”. Tego zabraknie, co zresztą szybko da rezultat, bo Nowoczesna będzie mieć gigantyczne problemy podczas wyborów samorządowych. Efekt nowości w polityce można zrobić tylko raz - później trzeba do tego dołożyć ciężkiej pracy. Tego u Petru nie ma. Złośliwi mówią, że Nowoczesna to partia kanapowo-telewizyjna. Coś w tym jest.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Rok jaki minął od wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborów parlamentarnych, został w ostatnich dniach dość szczegółowo podsumowany. Co naturalne, w ocenach i komentarzach skupiono się na partii rządzącej, jej obietnicach, zaufaniu wśród Polaków i tym, co zostało w PiS po tamtym sukcesie. Pisaliśmy, piszemy i zapewne będziemy pisać (wszak rocznica przejęcia rządów to tak naprawdę połowa listopada) sporo.
Ale przecież rok od wyborów parlamentarnych to równie dobra okazja, by zastanowić się nad tym, w jakiej kondycji znajdują się najważniejsze partie i ruchy opozycyjne. PiS jest pierwszą partią w III RP, która rządy sprawuje samodzielnie, bez koniecznych koalicji i ustępstw programowo-personalnych. Wydawało się więc, że politykom opozycyjnym łatwiej będzie punktować i krytykować aktualnie rządzących. Wyszło różnie.
Jak, w rok po wyborach parlamentarnych, wygląda sytuacja po stronie opozycyjnej? Zastanówmy się chwilę nad każdą z partii, czy też - jak w przypadku Kukiz‘15 - klubu parlamentarnego.
Platforma Obywatelska. To wciąż największa i najsilniejsza partia, jaka istnieje po stronie opozycji. To w Platformie (zwłaszcza w porównaniu z mniejszymi partiami opozycji) mają dziś duże fundusze, najpoważniejsze struktury, a przy tym doświadczenie i kadry.
Z tym, że Platforma ma problem z wiarygodnością. Nawet jeśli w jakimś punkcie celnie krytykuje poczynania rządzących, to przecież jak bumerang wraca argumenty: Wy przez osiem lat robiliście dużo gorzej. Politycy PO szarpią się z tym ciągnącym cieniem po dwóch poprzednich kadencjach, ale - przynajmniej szybko - nie pozbędą się tego ciężaru. Wyborcy mają krótką pamięć, ale nie aż tak krótką.
Do tego Grzegorz Schetyna, nowy szef Platformy, niemal od razu musiał stanąć do rywalizacji z Komitetem Obrony Demokracji. Na początku szło nieudolnie - za pieniądze PO zorganizowano wielki marsz, z którego profity ściągnęli Kijowski i spółka. Z czasem Schetyna poszedł po rozum do głowy i przestał grać w jednej orkiestrze pod kierownictwem „Wyborczej”. Dostało mu się za to, ale w ostatecznym rachunku to Platforma pozostała dziś najważniejszym punktem odniesienia po stronie opozycyjnej.
O ile w walce o prymat w opozycji Schetyna wyszedł obronną ręką (przynajmniej na razie), o tyle nie daje sobie rady z zaistnieniem na poważnie w debacie publicznej. Stąd momentami szaleńca walka o choćby minimum zainteresowania mediów: postulaty likwidacji CBA i IPN, wsparcie coraz bardziej groteskowego Lecha Wałęsy. Zainteresowanie mediów zresztą często otrzymuje, ale chyba nie takie, jakiego oczekuje: afera reprywatyzacyjna raz po raz powoduje, że Platforma nie ma czasu na głębszy oddech. Do tego dochodzą wewnętrzne spory. Partię Schetyny czeka naprawdę długi marsz, jeśli chce pozostać numerem 1 po stronie opozycji i nawiązać realną walkę z PiS. Nie stawiałbym jednak wiele, że politykom PO - przyzwyczajonym do blichtru władzy i dobrych posad - wystarczy cierpliwości i pokory, by poczekać dwa, trzy, a może i osiem lat na swoją szansę.
.Nowoczesna. Partia kierowana przez Ryszarda Petru miała być nową, świeżą i lepszą Platformą. Taką bez obciążenia dwiema kadencjami rządów, ośmiorniczkami i licznymi aferami. I tuż po wyborach w dużej mierze im się to udawało: szybko nauczyli się sejmowych reguł, przebijali Platformę aktywnością, przebojowością, kreatywnością, co dało wymierny efekt i rosnące notowania w sondażach.
Z czasem wszystko zaczęło się zacinać. Głównie za sprawą lidera formacji, który jest dziś symbolem coraz bardziej absurdalnych lapsusów językowych i wstydliwych luk w wiedzy historycznej. Wizerunek Petru kreującego się na poważnego polityka o „parametrach” gospodarczych został mocno obciążony decyzją PKW o wstrzymaniu, a w końcu zabraniu dotacji budżetowej - tylko dlatego, że magicy Nowoczesnej pomylili numery kont w trakcie kampanii.
Pieniądze na pewno by się przydały - kilka milionów złotych mogło zostać przeznaczone na budowę poważnych struktur i codzienną działalność „w terenie”. Tego zabraknie, co zresztą szybko da rezultat, bo Nowoczesna będzie mieć gigantyczne problemy podczas wyborów samorządowych. Efekt nowości w polityce można zrobić tylko raz - później trzeba do tego dołożyć ciężkiej pracy. Tego u Petru nie ma. Złośliwi mówią, że Nowoczesna to partia kanapowo-telewizyjna. Coś w tym jest.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/313366-w-365-dni-od-wyborow-wszyscy-zajeli-sie-pis-a-w-jakiej-kondycji-jest-opozycja-malym-wygranym-tego-roku-jest-k15-inni-mocno-zawiedli?strona=1