Trudno mi pojąć tak skrajne zacietrzewienie niektórych reprezentantów środowisk pro-life po czwartkowej decyzji Sejmu. Stworzyli projekt, który mógł wysadzić PiS w powietrze jeszcze przed wyborami. Nie chcieli zrezygnować z kontrowersyjnego zapisu o karalności kobiet. Teraz, gdy większość sejmowa zareagowała adekwatnie na aktualną sytuację społeczną, oskarżają polityków o zdradę. Dlaczego zamiast skupić się na współpracy z rządem przy nowym projekcie ochrony życia, koncentrują się na atakowaniu PiS i buntowaniu elektoratu?
Minęło już kilka dni od chwili, gdy większość parlamentarna uznała, że jedynym rozsądnym i politycznie odpowiedzialnym rozwiązaniem jest głosowanie za odrzuceniem kontrowersyjnego projektu obywatelskiego „Stop aborcji”. Zapis o karalności kobiet doprowadził do ulicznego buntu, który mógł przerodzić się w eskalację działań skrajnych ugrupowań lewicowych. W takiej atmosferze nie byłoby z pewnością miejsca na rzeczową rozmowę o ochronie życia dzieci nienarodzonych. Co więcej, rozróby te zapewne przyspieszyłyby masowe protesty i zrealizowałyby ukryty plan opozycji i KOD o politycznym przewrocie w Polsce. Wszystko wskazywało na to, że wypełnia się strategia rozbicia prawicy jej własnymi siłami. Zakładam, że osoby uczestniczące bezpośrednio w podsycaniu tej atmosfery z prawej strony, działały nieświadomie i skupione były jedynie na misji ochrony życia. Ale czy można pozostać ślepym na okoliczności? Czy można nie brać pod uwagę społeczno-politycznych skutków tych działań?
Środowiska pro-life, choć zgodnie opowiadają się za koniecznością ochrony życia nienarodzonego, nie są jednak jednomyślne w kwestii propozycji zawartych w projekcie „Stop aborcji”. Przestrzegały przed tym rozwiązaniem już na samym początku, zanim został złożony w Sejmie. Swoje stanowisko wyrażali także politycy PiS. Wielokrotnie pisał o tym na portalu wPolityce.pl senator Antoni Szymański, który choć sam jest wieloletnim obrońcą życia, nie popiera zapisu o karaniu kobiet. Jeszcze w sierpniu marszałek Sejmu Ryszard Terlecki podkreślił, że w głosowaniach nie będzie dyscypliny partyjnej, ale politycy tego paragrafu przyjąć nie mogą.
Jesteśmy w stałym kontakcie ze środowiskami chroniącymi życie, które mają inne zdanie na temat proponowanej ustawy. Mamy do tego projektu wiele uwag, podobnie jak biskupi, choćby w kwestii karania kobiet
– powiedział Ryszard Terlecki.
Autorzy projektu jednak byli nieugięci. Do debaty włączyli się hierarchowie. Gdy 8 kwietnia 2016 roku czterech biskupów (ks. abp Stanisław Gądecki, ks. bp Artur Miziński, ks. abp. Henryk Hoser i ks. bp Jan Wątroba)wydało oświadczenie o braku zgody na zapis o karalności kobiet, portal Polonia Christiana nie szczędził krytyki pod ich adresem. Portal pch24, podobnie jak miesięcznik, wydawane są przez Instytut Piotra Skargi, który wspiera medialnie fundację PRO – prawo do życia Mariusza Dzierżawskiego. Instytut Piotra Skargi to organizacja prywatna, świecka i nie powiązana instytucjonalnie z Kościołem. Kuria Krakowska wydała nawet oświadczenie w sprawie Instytutu po tym jak wierni uskarżali się na natarczywą korespondencję zmuszającą do wpłat na rzecz organizacji.
Politycy PiS, kierując się własnym sumieniem, skierowali projekt do pracy w Komisji. Jak się okazało, żadne dyskusje nie wchodziły w grę. Czarny protest pokazał, że za pomocą manipulacji i kłamstw rozkręcono potężną machinę, która rozwibrowała nastroje społeczne. Komisja nie mogła rozpocząć obrad, ponieważ uniemożliwiła to opozycja i przyprowadzeni przez nią działacze. Przy drugim podejściu do rozmów uznano, że najlepiej będzie projekt odrzucić.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Trudno mi pojąć tak skrajne zacietrzewienie niektórych reprezentantów środowisk pro-life po czwartkowej decyzji Sejmu. Stworzyli projekt, który mógł wysadzić PiS w powietrze jeszcze przed wyborami. Nie chcieli zrezygnować z kontrowersyjnego zapisu o karalności kobiet. Teraz, gdy większość sejmowa zareagowała adekwatnie na aktualną sytuację społeczną, oskarżają polityków o zdradę. Dlaczego zamiast skupić się na współpracy z rządem przy nowym projekcie ochrony życia, koncentrują się na atakowaniu PiS i buntowaniu elektoratu?
Minęło już kilka dni od chwili, gdy większość parlamentarna uznała, że jedynym rozsądnym i politycznie odpowiedzialnym rozwiązaniem jest głosowanie za odrzuceniem kontrowersyjnego projektu obywatelskiego „Stop aborcji”. Zapis o karalności kobiet doprowadził do ulicznego buntu, który mógł przerodzić się w eskalację działań skrajnych ugrupowań lewicowych. W takiej atmosferze nie byłoby z pewnością miejsca na rzeczową rozmowę o ochronie życia dzieci nienarodzonych. Co więcej, rozróby te zapewne przyspieszyłyby masowe protesty i zrealizowałyby ukryty plan opozycji i KOD o politycznym przewrocie w Polsce. Wszystko wskazywało na to, że wypełnia się strategia rozbicia prawicy jej własnymi siłami. Zakładam, że osoby uczestniczące bezpośrednio w podsycaniu tej atmosfery z prawej strony, działały nieświadomie i skupione były jedynie na misji ochrony życia. Ale czy można pozostać ślepym na okoliczności? Czy można nie brać pod uwagę społeczno-politycznych skutków tych działań?
Środowiska pro-life, choć zgodnie opowiadają się za koniecznością ochrony życia nienarodzonego, nie są jednak jednomyślne w kwestii propozycji zawartych w projekcie „Stop aborcji”. Przestrzegały przed tym rozwiązaniem już na samym początku, zanim został złożony w Sejmie. Swoje stanowisko wyrażali także politycy PiS. Wielokrotnie pisał o tym na portalu wPolityce.pl senator Antoni Szymański, który choć sam jest wieloletnim obrońcą życia, nie popiera zapisu o karaniu kobiet. Jeszcze w sierpniu marszałek Sejmu Ryszard Terlecki podkreślił, że w głosowaniach nie będzie dyscypliny partyjnej, ale politycy tego paragrafu przyjąć nie mogą.
Jesteśmy w stałym kontakcie ze środowiskami chroniącymi życie, które mają inne zdanie na temat proponowanej ustawy. Mamy do tego projektu wiele uwag, podobnie jak biskupi, choćby w kwestii karania kobiet
– powiedział Ryszard Terlecki.
Autorzy projektu jednak byli nieugięci. Do debaty włączyli się hierarchowie. Gdy 8 kwietnia 2016 roku czterech biskupów (ks. abp Stanisław Gądecki, ks. bp Artur Miziński, ks. abp. Henryk Hoser i ks. bp Jan Wątroba)wydało oświadczenie o braku zgody na zapis o karalności kobiet, portal Polonia Christiana nie szczędził krytyki pod ich adresem. Portal pch24, podobnie jak miesięcznik, wydawane są przez Instytut Piotra Skargi, który wspiera medialnie fundację PRO – prawo do życia Mariusza Dzierżawskiego. Instytut Piotra Skargi to organizacja prywatna, świecka i nie powiązana instytucjonalnie z Kościołem. Kuria Krakowska wydała nawet oświadczenie w sprawie Instytutu po tym jak wierni uskarżali się na natarczywą korespondencję zmuszającą do wpłat na rzecz organizacji.
Politycy PiS, kierując się własnym sumieniem, skierowali projekt do pracy w Komisji. Jak się okazało, żadne dyskusje nie wchodziły w grę. Czarny protest pokazał, że za pomocą manipulacji i kłamstw rozkręcono potężną machinę, która rozwibrowała nastroje społeczne. Komisja nie mogła rozpocząć obrad, ponieważ uniemożliwiła to opozycja i przyprowadzeni przez nią działacze. Przy drugim podejściu do rozmów uznano, że najlepiej będzie projekt odrzucić.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/311329-w-walce-o-zycie-potrzeba-jednosci-czy-ktos-celowo-nas-dzieli-i-rozgrywa-dobre-intencje-szlachetnych-ludzi-do-wlasnych-celow?strona=1