Jak podoba się Panu pomysł Zbigniewa Ziobry, żeby za wyłudzenia VAT karać pozbawieniem wolności do 25 lat, czyli jak za najcięższe przestępstwa?
Na niedawnym posiedzeniu rządu ta kwestia była najważniejszym punktem i wielu ministrów zgłaszało swoje wątpliwości. Ja w tej sprawie wątpliwości nie mam i moje stanowisko jest jednoznaczne: jestem przeciwnikiem zrównywania nawet najpoważniejszych przestępstw gospodarczych ze zbrodniami. Dlatego złożyłem w tej sprawie formalne zdanie odrębne i będę dążył do tego, żeby w toku prac parlamentarnych ten przepis zmodyfikować. Natomiast sama ustawa o karaniu przestępstw związanych z VAT jest niezbędna, ponieważ dzisiaj Polacy są okradani na dziesiątki miliardów złotych w zasadzie bezkarnie.
Jarosław Kaczyński na wrześniowej Radzie Politycznej PiS zapowiedział, że nieprawidłowości i nadużycia, szczególnie w spółkach skarbu państwa, będą wypalane gorącym żelazem. Jest co wypalać?
Przekonamy się pewnie jeszcze w październiku. Dajmy trochę czasu CBA. Mogę powiedzieć tyle, że oczekiwałem działań ze strony Agencji, a nawet podczas rozmów koalicyjnych je postulowałem. Zresztą nawet przez sekundę nie miałem wątpliwości, że ze strony prezesa Kaczyńskiego i ministra Kamińskiego przyzwolenia na przymykanie oczu nie będzie.
Pytam, czy jest co wypalać, bo w wielu przypadkach nie mówimy o przestępstwach, ale pewnym stylu działania. W Krynicy jeden z prezesów państwowych spółek miał się otwarcie chwalić, że ustawił się już do końca życia, pozwalniał starych dyrektorów, zainstalował kumpli. Wszystko to pewnie legalnie, CBA nic tu nie ma do roboty, ale chyba nie tak to miało wyglądać. Problemem nie jest działanie poza prawem, ale arogancja, nieposkromione apetyty i traktowanie państwa jako łupu.
Zacząłbym od sprawy fundamentalnej: wciąż zbyt wiele jest firm państwowych. Patologii, o których rozmawiamy, jest zdecydowanie mniej w sektorze prywatnym. PiS sceptycznie podchodzi do prywatyzacji, słusznie wskazując na nieprawidłowości, jakie jej towarzyszyły. Uważam jednak, że stopniowo powinniśmy do niej powrócić. Rozumiem, że państwo może prowadzić dużą firmę energetyczną – to jest uzasadnione choćby względami bezpieczeństwa. Ale czy musi także prowadzić na przykład hotel w Olsztynie? A taki hotel znajduje się w zasobach Ministerstwa Skarbu. Druga sprawa to wymiana kadr, która jest niezbędna, jeśli chcemy realizować nasz program. W spółkach skarbu państwa, państwowych instytucjach i urzędach musimy się oprzeć na ludziach, którzy się z tym programem identyfikują. Problemem jest, że po ośmiu latach odsunięcia od władzy na poziomie centralnym, a także samorządowym, zasoby kadrowe prawicy nie są duże. Zdarzały się więc – również mnie - decyzje nietrafione i są one sukcesywnie korygowane. Osobna kwestia to zachłanność czy, nazywając rzecz po imieniu, korupcja.
Realistycznie rzec biorąc, żadnemu obozowi władzy w żadnym państwie demokratycznym nie udało się jej całkowicie wytrzebić. Ważne jest, czy się z tą plagą walczy czy nie. Platforma straciła władzę, ponieważ uwierzyła, że piekła nie ma i wszystko wolno.
Czy to samo przypadkiem nie zaczyna się dziać – znacznie szybciej – z PiS?
Może się i zaczęło, ale właśnie się kończy…
Ale wszystko sprowadza się do zastąpienia jednych działaczy innymi działaczami. Nieswoich – swoimi, ewentualnie swoich, ale zepsutych, też swoimi, ale uczciwymi, choć już niekoniecznie kompetentnymi.
Łatwo jest moralizować, ale ja wolę przedstawić problem na swoim przykładzie. Każdy minister jest jak komandos zrzucony na teren wroga: musi biec do przodu, z każdej strony spodziewając się strzału, zasadzki czy miny. Dlatego potrzebuje wokół siebie ludzi bezwzględnie zaufanych, oddanych jemu i wspólnej misji. Czyli, używając Pańskiej terminologii, „swoich”. Ja też takich „swoich” sprowadziłem do ministerstwa. I nie widzę w tym nic nagannego. Już Platon pisał, że polityki nie da się uprawiać bez grupy przyjaciół. Oczywiście, aby odnieść sukces, potrzebujemy wsparcia ze strony doświadczonych urzędników, uzupełniamy też zespół o ludzi wziętych z rynku. Ale nie wyobrażam sobie rządzenia bez „swoich”. Jeśli ja lub moi najbliżsi współpracownicy okażemy się niekompetentni, ulegniemy arogancji władzy lub jej pokusom, to wyborcy nas szybko rozliczą.
Zrobiliśmy – my, czyli obóz władzy – wiele błędów w ostatnich tygodniach. Mamy tego świadomość. Musimy wyciągać wnioski z tych błędów. Biec do przodu jeszcze szybciej. Być bezlitośni wobec własnych słabości. Stawką jest coś nieskończenie cenniejszego niż nasza władza. Stawką jest Polska, jej bezpieczeństwo w trudnych czasach, zamożność rodzin, perspektywy dla młodych. Obóz Zjednoczonej Prawicy jeszcze nie pokazał, na co nas stać.
Rozmawiał Łukasz Warzecha
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jak podoba się Panu pomysł Zbigniewa Ziobry, żeby za wyłudzenia VAT karać pozbawieniem wolności do 25 lat, czyli jak za najcięższe przestępstwa?
Na niedawnym posiedzeniu rządu ta kwestia była najważniejszym punktem i wielu ministrów zgłaszało swoje wątpliwości. Ja w tej sprawie wątpliwości nie mam i moje stanowisko jest jednoznaczne: jestem przeciwnikiem zrównywania nawet najpoważniejszych przestępstw gospodarczych ze zbrodniami. Dlatego złożyłem w tej sprawie formalne zdanie odrębne i będę dążył do tego, żeby w toku prac parlamentarnych ten przepis zmodyfikować. Natomiast sama ustawa o karaniu przestępstw związanych z VAT jest niezbędna, ponieważ dzisiaj Polacy są okradani na dziesiątki miliardów złotych w zasadzie bezkarnie.
Jarosław Kaczyński na wrześniowej Radzie Politycznej PiS zapowiedział, że nieprawidłowości i nadużycia, szczególnie w spółkach skarbu państwa, będą wypalane gorącym żelazem. Jest co wypalać?
Przekonamy się pewnie jeszcze w październiku. Dajmy trochę czasu CBA. Mogę powiedzieć tyle, że oczekiwałem działań ze strony Agencji, a nawet podczas rozmów koalicyjnych je postulowałem. Zresztą nawet przez sekundę nie miałem wątpliwości, że ze strony prezesa Kaczyńskiego i ministra Kamińskiego przyzwolenia na przymykanie oczu nie będzie.
Pytam, czy jest co wypalać, bo w wielu przypadkach nie mówimy o przestępstwach, ale pewnym stylu działania. W Krynicy jeden z prezesów państwowych spółek miał się otwarcie chwalić, że ustawił się już do końca życia, pozwalniał starych dyrektorów, zainstalował kumpli. Wszystko to pewnie legalnie, CBA nic tu nie ma do roboty, ale chyba nie tak to miało wyglądać. Problemem nie jest działanie poza prawem, ale arogancja, nieposkromione apetyty i traktowanie państwa jako łupu.
Zacząłbym od sprawy fundamentalnej: wciąż zbyt wiele jest firm państwowych. Patologii, o których rozmawiamy, jest zdecydowanie mniej w sektorze prywatnym. PiS sceptycznie podchodzi do prywatyzacji, słusznie wskazując na nieprawidłowości, jakie jej towarzyszyły. Uważam jednak, że stopniowo powinniśmy do niej powrócić. Rozumiem, że państwo może prowadzić dużą firmę energetyczną – to jest uzasadnione choćby względami bezpieczeństwa. Ale czy musi także prowadzić na przykład hotel w Olsztynie? A taki hotel znajduje się w zasobach Ministerstwa Skarbu. Druga sprawa to wymiana kadr, która jest niezbędna, jeśli chcemy realizować nasz program. W spółkach skarbu państwa, państwowych instytucjach i urzędach musimy się oprzeć na ludziach, którzy się z tym programem identyfikują. Problemem jest, że po ośmiu latach odsunięcia od władzy na poziomie centralnym, a także samorządowym, zasoby kadrowe prawicy nie są duże. Zdarzały się więc – również mnie - decyzje nietrafione i są one sukcesywnie korygowane. Osobna kwestia to zachłanność czy, nazywając rzecz po imieniu, korupcja.
Realistycznie rzec biorąc, żadnemu obozowi władzy w żadnym państwie demokratycznym nie udało się jej całkowicie wytrzebić. Ważne jest, czy się z tą plagą walczy czy nie. Platforma straciła władzę, ponieważ uwierzyła, że piekła nie ma i wszystko wolno.
Czy to samo przypadkiem nie zaczyna się dziać – znacznie szybciej – z PiS?
Może się i zaczęło, ale właśnie się kończy…
Ale wszystko sprowadza się do zastąpienia jednych działaczy innymi działaczami. Nieswoich – swoimi, ewentualnie swoich, ale zepsutych, też swoimi, ale uczciwymi, choć już niekoniecznie kompetentnymi.
Łatwo jest moralizować, ale ja wolę przedstawić problem na swoim przykładzie. Każdy minister jest jak komandos zrzucony na teren wroga: musi biec do przodu, z każdej strony spodziewając się strzału, zasadzki czy miny. Dlatego potrzebuje wokół siebie ludzi bezwzględnie zaufanych, oddanych jemu i wspólnej misji. Czyli, używając Pańskiej terminologii, „swoich”. Ja też takich „swoich” sprowadziłem do ministerstwa. I nie widzę w tym nic nagannego. Już Platon pisał, że polityki nie da się uprawiać bez grupy przyjaciół. Oczywiście, aby odnieść sukces, potrzebujemy wsparcia ze strony doświadczonych urzędników, uzupełniamy też zespół o ludzi wziętych z rynku. Ale nie wyobrażam sobie rządzenia bez „swoich”. Jeśli ja lub moi najbliżsi współpracownicy okażemy się niekompetentni, ulegniemy arogancji władzy lub jej pokusom, to wyborcy nas szybko rozliczą.
Zrobiliśmy – my, czyli obóz władzy – wiele błędów w ostatnich tygodniach. Mamy tego świadomość. Musimy wyciągać wnioski z tych błędów. Biec do przodu jeszcze szybciej. Być bezlitośni wobec własnych słabości. Stawką jest coś nieskończenie cenniejszego niż nasza władza. Stawką jest Polska, jej bezpieczeństwo w trudnych czasach, zamożność rodzin, perspektywy dla młodych. Obóz Zjednoczonej Prawicy jeszcze nie pokazał, na co nas stać.
Rozmawiał Łukasz Warzecha
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/311180-nasz-wywiad-wicepremier-gowin-jako-oboz-wladzy-popelnilismy-bledy-musimy-wyciagac-wnioski-i-byc-bezlitosni-wobec-wlasnych-slabosci?strona=3
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.