Prowokator z pogrzebu „Inki” żalił się, że jako gej "ma gorzej niż wszyscy". Teraz żali się, że "pobito" go na Mszy. Czego tam szukał z flagą KOD?

Fot. PAP/YouTube
Fot. PAP/YouTube

Jest coś takiego jak chluba Bohatera, która spływa potem na następne pokolenia, ale jest też i piętno zdrajcy i ono też jest bardzo trwałe” – powiedział prezydent Andrzej Duda na zakończenie Mszy św. pogrzebowej „Inki” i „Zagończyka”. Prowokacja Komitetu Obrony Demokracji dobitnie to potwierdziła.

Człowiek z zabandażowaną ręką, lansujący się w charakterze nowego szefa pomorskich struktur KOD nie wyglądał na zażenowanego, gdy zakłócał uroczystości pogrzebowe polskich Bohaterów swoją marną konferencją prasową. Ponoć rzuciło się na niego 30 drabów. Mieli go poturbować. Efekt? Rzekome otarcie naskórka, które Radomir Szumełda pieczołowicie zasłonił bandażem.

O co chodzi w żałosnej prowokacji byłego członka Platformy Obywatelskiej, współzałożyciela KOD na Pomorzu? Skąd pomysł, by wtargnąć na Mszę świętą z flagami KOD? Dlaczego Mateusz Kijowski wraz z działaczami przeprowadzili prowokację w tak ważnym dla Polaków dniu?

CZYTAJ WIĘCEJ: Na czym polegał incydent z udziałem KOD podczas pogrzebu „Inki”? Kijowski „kalkuluje ryzyko”, interweniuje policja. Zobacz WIDEO!

Radomir Szumełda, właściciel trójmiejskich knajp, lubi skupiać na sobie uwagę. W 2012 roku – jako członek Platformy - ogłosił na Facebooku, że jest homoseksualistą.

Jestem gejem i mam gorzej niż Wy wszyscy

— napisał. Media rozpisywały się, że to „pierwszy comming out w PO”. Tłumaczył, że zrobił to „w chwili frustracji, pod wpływem kilku głębszych”. Uznano to jednak za „parcie na szkło” i zbijanie kapitału politycznego na orientacji seksualnej. O Szumełdzie było głośno przez jakiś czas. Potem ucichło. Aż do wczoraj. Widocznie próbował odebrać w ten sposób zasługi za budowany mozolnie Komitet Obrony Demokracji na Pomorzu.

Czego zadeklarowany homoseksualista, propagator ruchów LGBT i związków homoseksualnych szukał pod Bazyliką Mariacką w czasie Mszy św. pogrzebowej „Inki” i „Zagończyka”? Twierdzi, że przyszedł „z pokojem”. Tyle, że jeszcze kilka miesięcy temu na wielkiej scenie KOD, w towarzystwie Henryki Krzywonos i trójmiejskiej świty broniącej Lecha Wałęsy, odczytywał z rechotem sms, przysłany przez Krzysztofa Skibę: „Gdy Wałęsa robił strajki, Andrzej Duda sikał w majtki”.

Nie ma wydarzenia patriotycznego, które nie byłoby zakłócane przez prowokatorów. Jest tak przy każdej miesięcznicy smoleńskiej, przy Marszach Niepodległości i innych ważnych dla Polaków wydarzeniach. Było tak i tym razem.

Trójmiejskie towarzystwo siania zamętu zrobiło wszystko, by zmącić godny pochówek Bohaterów. Przez 70 lat szczątki „Inki” i „Zagończyka” poniewierały się pod trotuarem. Zdegenerowana UB-ecja żyła w przekonaniu, że indoktrynacja o „bandzie Łupaszki” poszła wystarczająco daleko, by nikt nie chciał ich szukać. A jednak… Na jednym z transparentów niesionych podczas pogrzebu ktoś napisał: „Chcieli nas zakopać, nie wiedzieli, że jesteśmy ziarnem”. Ziarno wydało plon. Polska zbyt długo czekała na oddanie hołdu Bohaterom, by jakikolwiek człowiek z kitką czy bandażem był w stanie zakłócić marsz po historyczną prawdę. Bo jest chluba Bohatera, która spływa na następne pokolenia, ale jest też i piętno zdrajcy. Czas zdrajców minął…

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.