To, co przez setki lat chrześcijaństwo budowało miłością i wytrwałą pracą może stracić jedno pokolenie. Zastanawiam się, co stało się z Francją w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci, że znajduje się w takim miejscu historii?
— mówi generał dywizji Narodowej Gwardii Węgierskiej w powstaniu antykomunistycznym w 1956 r., członek Organizacji Tajnej Armii i żołnierz francuskiej Legii Cudzoziemskiej Lajos Marton w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Panie generale, jakie to uczucie żyć z dwoma wyrokami śmierci?
Vitéz Lajos Marton: Nigdy nie traktowałem ich jako upokarzających czy przerażających, wręcz przeciwnie, były dla mnie powodem do dumy. Człowiek przy zdrowych zmysłach nie uzna za zdrajcę Węgra, który w 1956 r. i we wcześniejszych latach walczył ze zbrodniczym komunizmem, który najechał jego kraj. Kilka kilometrów na wschód od Budapesztu znajduje się miasteczko Csömör, gdzie na jednym z placów stoi skromny pomnik zbudowany ze składek pochodzących ze wszystkich części świata, na pomniku znajduje się napis, który głosi że komunizm odpowiada za śmierć ponad 100 milionów osób. Przed kilkunastoma laty otrzymałem 1103 strony dokumentów węgierskiej komunistycznej bezpieki ÁVH oznaczonych pieczątką „ściśle tajne”, które powstały w latach 1958-1963, można tam przeczytać, że „Lajos Marton porucznik lotnictwa dokonał zdrady ojczyzny, kiedy w 1956 r. stanął po stronie wroga…”.
Drugi wyrok śmierci wydał na Pana francuski sąd wojskowy za to, że jako jeden z trzech Węgrów, wziął Pan udział w zamachu na prezydenta Francji gen. Charlesa de Gaulle’a.
Po porażce węgierskiego powstania udało mi się wydostać z Węgier, przez Austrię dotarłem do Francji. W 1958 r. poświęciłem się walce o francuską Algierię i obronie mieszkającej tam europejskiej ludności. Ówczesny prezydent Francji gen. Charles de Gaulle, który został szefem państwa dzięki wojskowemu zamachowi stanu z 13 maja 1958 r. ubrany w mundur generała publicznie i uroczyście przysięgał, że Algieria na zawsze pozostanie ziemią francuską. W czerwcu 1958 r. de Gaulle jako ostatni premier IV Republiki odwiedził Algierię i entuzjastyczne witającym go tłumom obiecywał, że „Algieria jest organicznie francuską ziemią, dzisiaj i na zawsze”. Jednak nie dotrzymał swoich zobowiązań wobec francuskiej Algierii i wobec wojska, które wyniosło go do władzy, ponieważ zgodził się, aby Algieria odzyskała niepodległość, chociaż nigdy nie była samodzielnym państwem. Nawet NATO gwarantowało w 5 i 6 punkcie statutu podpisanego w Waszyngtonie 4 kwietnia 1949 r. obronę trzech francuskich departamentów w Algierii. De Gaulle mógł zmienić bieg historii, zapewnić Francji status mocarstwa, niestety wybrał inne rozwiązanie.
Żyjących od 1830 w Algierii r. Europejczyków, głównie Francuzów dotknęły czystki etniczne i deportacje. De Gaulle nigdy nie wybaczył „Czarnym Stopom”, czyli francuskim osadnikom w Algierii, że podczas II wojny światowej, po lądowaniu wojsk amerykańskich w 1942 r. nie przeszli na jego stronę. To jeden z rzadkich przypadków, kiedy państwo walczyło zbrojnie przeciwko swoim wiernym patriotom i jeszcze przed jednostronnym „zawieszeniem broni” policja oraz służby bezpieczeństwa wydawały własnych obywateli wczorajszym wrogom, czyli ekstremistom i terrorystom z algierskiego Frontowi Wyzwolenia Narodowego (FLN). De Gaulle w podstępny sposób rozbroił arabskie i francuskie grupy zbrojne z FLN, zamiast obiecanego ciężkiego uzbrojenia czekały ich zabójcze noże arabskich fellagów.
Haniebnym faktem dla de Gaulle’a jest to, że z nieludzką obojętnością patrzył na burzącą krew masakrę orańską 5 lipca 1962 r. Nie reagował na bestialski mord na 10 000 francuskich obywatelach oraz na 120-150 000 harkisów (arabskich i kabylskich muzułmanów należących do francuskich oddziałów pomocniczych albo pracujących w administracji francuskiej) wymordowanych przez algierskch fellagów. Surowo zakazał oficerom francuskim, aby przywieźli na ziemię francuską wiernych Francji arabskich żołnierzy! To są niezaprzeczalne fakty… A przecież kiedy wybuchła rebelia FLN żadna siła polityczna nad Sekwaną nie kwestionowała faktu, że Algieria jest francuska.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To, co przez setki lat chrześcijaństwo budowało miłością i wytrwałą pracą może stracić jedno pokolenie. Zastanawiam się, co stało się z Francją w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci, że znajduje się w takim miejscu historii?
— mówi generał dywizji Narodowej Gwardii Węgierskiej w powstaniu antykomunistycznym w 1956 r., członek Organizacji Tajnej Armii i żołnierz francuskiej Legii Cudzoziemskiej Lajos Marton w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Panie generale, jakie to uczucie żyć z dwoma wyrokami śmierci?
Vitéz Lajos Marton: Nigdy nie traktowałem ich jako upokarzających czy przerażających, wręcz przeciwnie, były dla mnie powodem do dumy. Człowiek przy zdrowych zmysłach nie uzna za zdrajcę Węgra, który w 1956 r. i we wcześniejszych latach walczył ze zbrodniczym komunizmem, który najechał jego kraj. Kilka kilometrów na wschód od Budapesztu znajduje się miasteczko Csömör, gdzie na jednym z placów stoi skromny pomnik zbudowany ze składek pochodzących ze wszystkich części świata, na pomniku znajduje się napis, który głosi że komunizm odpowiada za śmierć ponad 100 milionów osób. Przed kilkunastoma laty otrzymałem 1103 strony dokumentów węgierskiej komunistycznej bezpieki ÁVH oznaczonych pieczątką „ściśle tajne”, które powstały w latach 1958-1963, można tam przeczytać, że „Lajos Marton porucznik lotnictwa dokonał zdrady ojczyzny, kiedy w 1956 r. stanął po stronie wroga…”.
Drugi wyrok śmierci wydał na Pana francuski sąd wojskowy za to, że jako jeden z trzech Węgrów, wziął Pan udział w zamachu na prezydenta Francji gen. Charlesa de Gaulle’a.
Po porażce węgierskiego powstania udało mi się wydostać z Węgier, przez Austrię dotarłem do Francji. W 1958 r. poświęciłem się walce o francuską Algierię i obronie mieszkającej tam europejskiej ludności. Ówczesny prezydent Francji gen. Charles de Gaulle, który został szefem państwa dzięki wojskowemu zamachowi stanu z 13 maja 1958 r. ubrany w mundur generała publicznie i uroczyście przysięgał, że Algieria na zawsze pozostanie ziemią francuską. W czerwcu 1958 r. de Gaulle jako ostatni premier IV Republiki odwiedził Algierię i entuzjastyczne witającym go tłumom obiecywał, że „Algieria jest organicznie francuską ziemią, dzisiaj i na zawsze”. Jednak nie dotrzymał swoich zobowiązań wobec francuskiej Algierii i wobec wojska, które wyniosło go do władzy, ponieważ zgodził się, aby Algieria odzyskała niepodległość, chociaż nigdy nie była samodzielnym państwem. Nawet NATO gwarantowało w 5 i 6 punkcie statutu podpisanego w Waszyngtonie 4 kwietnia 1949 r. obronę trzech francuskich departamentów w Algierii. De Gaulle mógł zmienić bieg historii, zapewnić Francji status mocarstwa, niestety wybrał inne rozwiązanie.
Żyjących od 1830 w Algierii r. Europejczyków, głównie Francuzów dotknęły czystki etniczne i deportacje. De Gaulle nigdy nie wybaczył „Czarnym Stopom”, czyli francuskim osadnikom w Algierii, że podczas II wojny światowej, po lądowaniu wojsk amerykańskich w 1942 r. nie przeszli na jego stronę. To jeden z rzadkich przypadków, kiedy państwo walczyło zbrojnie przeciwko swoim wiernym patriotom i jeszcze przed jednostronnym „zawieszeniem broni” policja oraz służby bezpieczeństwa wydawały własnych obywateli wczorajszym wrogom, czyli ekstremistom i terrorystom z algierskiego Frontowi Wyzwolenia Narodowego (FLN). De Gaulle w podstępny sposób rozbroił arabskie i francuskie grupy zbrojne z FLN, zamiast obiecanego ciężkiego uzbrojenia czekały ich zabójcze noże arabskich fellagów.
Haniebnym faktem dla de Gaulle’a jest to, że z nieludzką obojętnością patrzył na burzącą krew masakrę orańską 5 lipca 1962 r. Nie reagował na bestialski mord na 10 000 francuskich obywatelach oraz na 120-150 000 harkisów (arabskich i kabylskich muzułmanów należących do francuskich oddziałów pomocniczych albo pracujących w administracji francuskiej) wymordowanych przez algierskch fellagów. Surowo zakazał oficerom francuskim, aby przywieźli na ziemię francuską wiernych Francji arabskich żołnierzy! To są niezaprzeczalne fakty… A przecież kiedy wybuchła rebelia FLN żadna siła polityczna nad Sekwaną nie kwestionowała faktu, że Algieria jest francuska.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/306464-gen-marton-is-wypowiedzialo-wojne-calemu-swiatu-to-ich-rewanz-muzulmanie-nie-zapomnieli-przegranych-bitew-pod-lepanto-czy-poitiers-nasz-wywiad