Nazywa się Ołeh Musij. Do tej pory w Polsce nie interesował się nim pies z kulawą nogą. Dziś staje się to jedno z najbardziej znanych nazwisk w naszym kraju. Powód? Ów poseł ukraińskiego parlamentu złożył projekt - o paranojo! - m.in. do komisji integracji europejskiej, praw człowieka i kultury, w którym zażądał upamiętnienia ofiar ludobójstwa dokonanego przez… Polaków na Ukraińcach w latach 1919-1951.
Masakra tysięcy naszych rodaków, najbardziej bolesne wydarzenia z naszej wspólnej historii, Ukraińcy przekształcają w farsę. Żeby nie było wątpliwości powiem od razu: z naszej winy. Projekt Musija ma być odpowiedzią na nazwanie po imieniu rzezi na Kresach Wschodnich, Lubelszczyźnie i Podkarpaciu w latach 40. Sam prezydent Petro Poroszenko skomentował tę spóźnioną, lecz ze wszech miar uzasadnioną uchwałę Sejmu, że może ona zakłócić nasze stosunki. Przytoczył nawet zdanie z listu polskich biskupów do Niemców: „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”. Poseł Borys Tarasiuk, były szef ukraińskiej dyplomacji, posunął się jeszcze dalej, to - jak uważa - „ładunek wybuchowy” i zapowiedział rezygnację z przewodnictwa w międzyparlamentarnej grupie ds. współpracy z naszym krajem…
Pomijam fakt, że wybaczenie komukolwiek czegokolwiek musi najpierw poprzedzić rachunek sumienia, wyznanie winy i skrucha, których w przypadku ukraińskich polityków nie ma. Przeciwnie, jest ignorancja i arogancja. I to nie od dzisiaj. Niespełna dwa lata temu nikt inny, tylko właśnie prezydent Poroszenko ustanowił rocznicę utworzenia zbrodniczej, Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) świętem narodowym! Jak uzasadnił:
W celu uhonorowania męstwa i heroizmu obrońców niepodległości i integralności Ukrainy, wojskowych tradycji i zwycięstw ukraińskiego narodu, a także dalszej budowy mocnego patriotycznego ducha w społeczeństwie, postanawiam ustanowić na Ukrainie święto - Dzień Obrońcy Ojczyzny, który obchodzony będzie corocznie 14 października.
Nieco wcześniej, jego poprzednik Wiktor Juszczenko, nie licząc się w najmniejszym stopniu z Polską - adwokatem Ukrainy w jej europejskich aspiracjach, gloryfikował Stepana Banderę. Co prawda za urzędowania prezydenta Wiktora Janukowycza sąd w Doniecku unieważnił decyzję o uznaniu przywódcy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (UON-B) „bohaterem Ukrainy”, nie zmienia to jednak faktu, że Bandera stanął na cokołach, jego imieniem zaczęto nazywać ulice ukraińskich miast, a nawet wydano znaczki z jego podobizną. Niestety, nasi ówcześni sejmici uznali to wówczas za… wewnętrzną sprawę Ukrainy. Ciekawe, czy podobnie zareagowaliby, gdyby np. Niemcy wyróżnili tytułem bohatera narodowego Hermanna Göringa, współtwórcę „oczyszczania z Żydów” terenów zajętych przez III Rzeszę, tzw. „Ostatecznego rozwiązania” („Endlösung”)?
Jeśli można w ogóle porównywać zbrodnie, bestialskie zabijanie Polaków ze względu na ich pochodzenie, kobiet i dzieci ćwiartowanych siekierami, piłami, widłami, rozrywanych na strzępy, których głowy nabijano na sztachety płotów wokół ich domostw, zrównanie z ziemią setek osad i wsi, to niewyobrażalnie większa tragedia i wielokrotność zamachu na nowojorskie World Trade Center. Zgodnie z wolą ukraińskich polityków, masakra około 100 tys. polskiej ludności ma pójść w zapomnienie. Niestety, także w naszym kraju, wedle kursu poprzednich rządów przeciwnych nazywaniu rzeczy po imieniu, miała być złożona na ołtarzu „nowego rozdziału” w polsko-ukraińskich stosunkach. Już samo przymykanie oczu w minionych latach w Polsce na stawianie pomników sprawcom tych zbrodni na Ukrainie było jak szyderstwo z ofiar, kpina z tragicznych losów własnego narodu, wreszcie - historycznym błędem. Bo czy można na przemilczanych zbrodniach i zapomnianych trupach robić politykę i kształtować jakiekolwiek porozumienie?
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nazywa się Ołeh Musij. Do tej pory w Polsce nie interesował się nim pies z kulawą nogą. Dziś staje się to jedno z najbardziej znanych nazwisk w naszym kraju. Powód? Ów poseł ukraińskiego parlamentu złożył projekt - o paranojo! - m.in. do komisji integracji europejskiej, praw człowieka i kultury, w którym zażądał upamiętnienia ofiar ludobójstwa dokonanego przez… Polaków na Ukraińcach w latach 1919-1951.
Masakra tysięcy naszych rodaków, najbardziej bolesne wydarzenia z naszej wspólnej historii, Ukraińcy przekształcają w farsę. Żeby nie było wątpliwości powiem od razu: z naszej winy. Projekt Musija ma być odpowiedzią na nazwanie po imieniu rzezi na Kresach Wschodnich, Lubelszczyźnie i Podkarpaciu w latach 40. Sam prezydent Petro Poroszenko skomentował tę spóźnioną, lecz ze wszech miar uzasadnioną uchwałę Sejmu, że może ona zakłócić nasze stosunki. Przytoczył nawet zdanie z listu polskich biskupów do Niemców: „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”. Poseł Borys Tarasiuk, były szef ukraińskiej dyplomacji, posunął się jeszcze dalej, to - jak uważa - „ładunek wybuchowy” i zapowiedział rezygnację z przewodnictwa w międzyparlamentarnej grupie ds. współpracy z naszym krajem…
Pomijam fakt, że wybaczenie komukolwiek czegokolwiek musi najpierw poprzedzić rachunek sumienia, wyznanie winy i skrucha, których w przypadku ukraińskich polityków nie ma. Przeciwnie, jest ignorancja i arogancja. I to nie od dzisiaj. Niespełna dwa lata temu nikt inny, tylko właśnie prezydent Poroszenko ustanowił rocznicę utworzenia zbrodniczej, Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) świętem narodowym! Jak uzasadnił:
W celu uhonorowania męstwa i heroizmu obrońców niepodległości i integralności Ukrainy, wojskowych tradycji i zwycięstw ukraińskiego narodu, a także dalszej budowy mocnego patriotycznego ducha w społeczeństwie, postanawiam ustanowić na Ukrainie święto - Dzień Obrońcy Ojczyzny, który obchodzony będzie corocznie 14 października.
Nieco wcześniej, jego poprzednik Wiktor Juszczenko, nie licząc się w najmniejszym stopniu z Polską - adwokatem Ukrainy w jej europejskich aspiracjach, gloryfikował Stepana Banderę. Co prawda za urzędowania prezydenta Wiktora Janukowycza sąd w Doniecku unieważnił decyzję o uznaniu przywódcy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (UON-B) „bohaterem Ukrainy”, nie zmienia to jednak faktu, że Bandera stanął na cokołach, jego imieniem zaczęto nazywać ulice ukraińskich miast, a nawet wydano znaczki z jego podobizną. Niestety, nasi ówcześni sejmici uznali to wówczas za… wewnętrzną sprawę Ukrainy. Ciekawe, czy podobnie zareagowaliby, gdyby np. Niemcy wyróżnili tytułem bohatera narodowego Hermanna Göringa, współtwórcę „oczyszczania z Żydów” terenów zajętych przez III Rzeszę, tzw. „Ostatecznego rozwiązania” („Endlösung”)?
Jeśli można w ogóle porównywać zbrodnie, bestialskie zabijanie Polaków ze względu na ich pochodzenie, kobiet i dzieci ćwiartowanych siekierami, piłami, widłami, rozrywanych na strzępy, których głowy nabijano na sztachety płotów wokół ich domostw, zrównanie z ziemią setek osad i wsi, to niewyobrażalnie większa tragedia i wielokrotność zamachu na nowojorskie World Trade Center. Zgodnie z wolą ukraińskich polityków, masakra około 100 tys. polskiej ludności ma pójść w zapomnienie. Niestety, także w naszym kraju, wedle kursu poprzednich rządów przeciwnych nazywaniu rzeczy po imieniu, miała być złożona na ołtarzu „nowego rozdziału” w polsko-ukraińskich stosunkach. Już samo przymykanie oczu w minionych latach w Polsce na stawianie pomników sprawcom tych zbrodni na Ukrainie było jak szyderstwo z ofiar, kpina z tragicznych losów własnego narodu, wreszcie - historycznym błędem. Bo czy można na przemilczanych zbrodniach i zapomnianych trupach robić politykę i kształtować jakiekolwiek porozumienie?
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/303486-z-bandera-na-oczach-w-konflikcie-na-tle-ukrainskiego-ludobojstwa-na-polakach-placimy-za-grzech-zaniechania-mowienia-prawdy