Szczyt NATO - relatywny sukces, czyli osiągnęliśmy, ile się dało. "Z pewnością nie był to jeszcze jeden szczyt bez wyraźnego znaczenia"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Jacek Turczyk
PAP/Jacek Turczyk

Jeśli ktoś miał nadzieję, że szczyt NATO zdoła przełamać choć na moment plemienny podział w polskim życiu publicznym, to musiał być skrajnie naiwny. I to jest chyba najsmutniejszy wniosek z tych dwóch dni: choć mamy do czynienia z plonem działań nie tylko tego rządu i choć co do ustaleń szczytu po obu stronach panuje zgoda, że są dla Polski ważne i korzystne – nie udaje się przezwyciężyć małostkowości i zakończyć prymitywnych gierek choć na moment.

Ten plemienny podział odbija się w tym, jak rezultaty szczytu są oceniane – również przez komentatorów. Na dwu biegunach są dwie skrajne opinie i ich różne odmiany. Pierwsza – że najważniejszym punktem całego szczytu było trzyminutowe wystąpienie Obamy na konferencji prasowej, nawiązujące do sprawy Trybunału Konstytucyjnego. Cała reszta jest mało istotna, a Polska w gruncie rzeczy tkwi w izolacji. Jak napisał specjalizujący się ostatnio w prymitywnym pałkarstwie Sławomir Sierakowski: „K…, ale wstyd”. Albo jak przenikliwie podsumowała Dominika Wielowieyska – „sukces Polski, porażka PiS”.

Druga opinia – że słowa Obamy są kompletnie nieważne, zaś szczyt jest sukcesem wiekopomnym i absolutnie historycznym, osiągniętym wyłącznie przez obecny rząd.

Najpierw jednak o obronności, bo to jest najważniejsze. Tak, Polska i te kraje Sojuszu, które obawiają się przede wszystkim Rosji, osiągnęły sukces, ale nie jest to sukces całkowity, a jedynie relatywny – w relacji do tego, co wydawało się wcześniej możliwe i do oporu, jaki stawiali niektórzy nasi partnerzy. Niemcy, a także Francja, miały bowiem od początku problem ze stałą obecnością wojsk NATO na wschód od Odry. W końcu jednak te obiekcje zostały częściowo przewalczone. Berlin i Paryż zgodziły się na formułę „stałej rotacyjnej” obecności, i to nie tylko w Polsce, ale i u Bałtów, pod samą granicą z Rosją. Stało się to jednak ze cenę udawania, że ta obecność nie jest tym, czym jest („stała rotacyjna”), gdyż Francuzi i Niemcy nadal sądzą, że archaiczne już porozumienie z Rosją, zawarte w obliczy poszerzenia NATO o Polskę, Czechy i Węgry, obowiązuje. Jest to więc rozwiązanie kompromisowe, ale musimy mieć w pamięci, że Paryż i Berlin nadal uważają, iż Rosja ma w tej sprawie coś do powiedzenia. Nie jest to również formuła, na której najbardziej nam zależało, a więc zwykła, oficjalna stała obecność, taka jak amerykańska obecność od dziesiątków lat w Niemczech. Mimo to – to wiele.

Po drugie – grupy po tysiąc żołnierzy z czterech krajów Sojuszu, mające stacjonować w Polsce, Estonii, na Łotwie i Litwie nie są znaczącą siłą w obliczu ewentualnego ataku. Trzeba też pamiętać, że gdyby w krajach bałtyckich taki atak nastąpił, miałby on zapewne formę zakamuflowaną, tak jak z początku na Ukrainie, a zatem nie byłoby żadnego automatyzmu w zastosowaniu artykułu 5. (automatyzmu nie ma zresztą w żadnej sytuacji), ale nastąpiłyby narady, obrady, spory. Tysiąc żołnierzy to kontyngent, który łatwo przemieścić, a więc także wycofać. To nie tyle siła obronna, ale raczej manifestacja polityczna. Inna rzecz, że ważna.

W Polsce żołnierzy NATO – w tym Amerykanów – miałoby być więcej, ale nie zapominajmy, że stacjonowaliby oni głównie na zachodzie kraju, podczas gdy powinni być pod wschodnią granicą. Na to jednak zgody Berlina z pewnością nie będzie, a w tyle głowy pobrzmiewa doktryna, o której do niedawna mówiło się często w kuluarach, zakładająca oddanie w razie ataku polskiego terytorium co najmniej po Wisłę.

Oczywiście – rozmieszczenie batalionów NATO nie jest bez znaczenia. Atak na kraje bałtyckie będzie teraz atakiem także na żołnierzy Sojuszu. Poza tym – co ogromnie istotne – jako że rosyjska polityka rozgrywa się w dużej mierze w sferze symboli, Zachód nareszcie odpowiedział w sferze symbolicznej w odpowiedni sposób. Pozostaje pytanie, czy Moskwa wierzy w autentyczną zdolność i wolę polityczną podjęcia wspólnej obrony w razie problemów. Lecz fizyczne rozmieszczenie sił u Bałtów – nawet jeśli to siły o symbolicznej liczebności – taką wolę uprawdopodabnia.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych