Rzecznik MON zaznaczył, że „katolicko-narodowy tygodnik +Głos+ był tygodnikiem wydawanym przez spółkę Dziedzictwo Polskie, która nie prowadzi działalności od 2007 r., a minister posiada tam jedynie 10 procent udziałów”, co jest zgodne z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora. W poniedziałek rzecznik MON dodał, że „warto zwrócić uwagę na kontekst wszystkich wydarzeń i uroczystości, jakie nas czekają, chociażby tego wydarzenia, jakim jest szczyt NATO”.
Taki atak „Gazety Wyborczej” chyba najlepiej działa na rzecz propagandy rosyjskiej
— ocenił.
Misiewicz podkreślił, że sam Luśnia oświadczył, że Macierewicz zerwał z nim stosunki po podaniu w 2005 r. przez RIP informacji o jego współpracy z SB.
Panowie nie mają żadnych relacji
— dodał Misiewicz.
Jak pisała wtedy PAP, w 2005 r. ówczesny Sąd Lustracyjny - na wniosek Rzecznika Interesu Publicznego - orzekł, że w latach 1983-1988 poseł Robert Luśnia był agentem SB, która wynagrodziła go za to łączną sumą 21 tys. ówczesnych zł. Sąd uznał go „kłamcę lustracyjnego”. Po tym wyroku (w 2006 r. Sąd Najwyższy oddalił jego kasację) Luśnia został wykluczony z koła Ruchu Katolicko-Narodowego Antoniego Macierewicza.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Zbigniew Kapiński podkreślał wówczas, że zebrane dowody, które tworzą logiczną całość, jednoznacznie wskazują, że Luśnia był tajnym i świadomym współpracownikiem SB o kryptonimie „Nonparel”, udzielającym głównie informacji o podziemnym Ruchu Młodej Polski. Sąd uznał za wiarygodne zarówno zachowane archiwa SB, jak i zeznania oficera prowadzącego o nazwisku Nadworski. Obrona kwestionowała wiarygodność materiałów SB, wskazując, że są one jedynie kserokopiami, a te łatwo sfabrykować. Według sądu, już w 1981 r. (gdy był studentem) Luśnia został zarejestrowany przez SB jako kandydat na tajnego współpracownika. „
Początkowo zdecydowanie odmawiał zgody na współpracę; w 1982 r. był internowany w Białołęce
— powiedział sędzia.
W listopadzie 1982 r. i w kwietniu 1983 r. oficer SB prowadził z Luśnią długie rozmowy, w wyniku czego w kwietniu 1983 r. podpisał on zobowiązanie do współpracy i przyjął kryptonim „Nonparel”. „Po tygodniu Luśnia napisał, że rezygnuje ze współpracy, ale zachowane akta wskazują, że nie było to realizowane, i że w trakcie kolejnych spotkań z Nadworskim przekazywał mu informacje, za które był wynagradzany” - mówił sędzia. Ujawnił, że zachowało się 9 jego pokwitowań odbioru pieniędzy na łączną sumę 21,2 tys. zł. Pieniądze Luśnia dostał m.in. za podziemny sprzęt poligraficzny przekazany przez niego SB. Sąd podkreślił, że Luśnia zaprzeczał, by przyjął jakiekolwiek pieniądze od SB, ale zarazem nie wykluczał, że sporządził zachowane pokwitowania.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Rzecznik MON zaznaczył, że „katolicko-narodowy tygodnik +Głos+ był tygodnikiem wydawanym przez spółkę Dziedzictwo Polskie, która nie prowadzi działalności od 2007 r., a minister posiada tam jedynie 10 procent udziałów”, co jest zgodne z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora. W poniedziałek rzecznik MON dodał, że „warto zwrócić uwagę na kontekst wszystkich wydarzeń i uroczystości, jakie nas czekają, chociażby tego wydarzenia, jakim jest szczyt NATO”.
Taki atak „Gazety Wyborczej” chyba najlepiej działa na rzecz propagandy rosyjskiej
— ocenił.
Misiewicz podkreślił, że sam Luśnia oświadczył, że Macierewicz zerwał z nim stosunki po podaniu w 2005 r. przez RIP informacji o jego współpracy z SB.
Panowie nie mają żadnych relacji
— dodał Misiewicz.
Jak pisała wtedy PAP, w 2005 r. ówczesny Sąd Lustracyjny - na wniosek Rzecznika Interesu Publicznego - orzekł, że w latach 1983-1988 poseł Robert Luśnia był agentem SB, która wynagrodziła go za to łączną sumą 21 tys. ówczesnych zł. Sąd uznał go „kłamcę lustracyjnego”. Po tym wyroku (w 2006 r. Sąd Najwyższy oddalił jego kasację) Luśnia został wykluczony z koła Ruchu Katolicko-Narodowego Antoniego Macierewicza.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Zbigniew Kapiński podkreślał wówczas, że zebrane dowody, które tworzą logiczną całość, jednoznacznie wskazują, że Luśnia był tajnym i świadomym współpracownikiem SB o kryptonimie „Nonparel”, udzielającym głównie informacji o podziemnym Ruchu Młodej Polski. Sąd uznał za wiarygodne zarówno zachowane archiwa SB, jak i zeznania oficera prowadzącego o nazwisku Nadworski. Obrona kwestionowała wiarygodność materiałów SB, wskazując, że są one jedynie kserokopiami, a te łatwo sfabrykować. Według sądu, już w 1981 r. (gdy był studentem) Luśnia został zarejestrowany przez SB jako kandydat na tajnego współpracownika. „
Początkowo zdecydowanie odmawiał zgody na współpracę; w 1982 r. był internowany w Białołęce
— powiedział sędzia.
W listopadzie 1982 r. i w kwietniu 1983 r. oficer SB prowadził z Luśnią długie rozmowy, w wyniku czego w kwietniu 1983 r. podpisał on zobowiązanie do współpracy i przyjął kryptonim „Nonparel”. „Po tygodniu Luśnia napisał, że rezygnuje ze współpracy, ale zachowane akta wskazują, że nie było to realizowane, i że w trakcie kolejnych spotkań z Nadworskim przekazywał mu informacje, za które był wynagradzany” - mówił sędzia. Ujawnił, że zachowało się 9 jego pokwitowań odbioru pieniędzy na łączną sumę 21,2 tys. zł. Pieniądze Luśnia dostał m.in. za podziemny sprzęt poligraficzny przekazany przez niego SB. Sąd podkreślił, że Luśnia zaprzeczał, by przyjął jakiekolwiek pieniądze od SB, ale zarazem nie wykluczał, że sporządził zachowane pokwitowania.
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/297443-rzecznik-mon-o-ataku-gw-na-antoniego-macierewicza-gazeta-wyborcza-zapomniala-zamiescic-przeprosiny-wobec-ministra?strona=2