Guzy: Sprawa TK jest tylko pretekstem do ingerowania KE w sprawy, które są wyłączną domeną suwerennych polskich organów państwa. NASZ WYWIAD

Fot. Fratria
Fot. Fratria

Otrzymaliśmy ostatnio ultimatum ws. rozwiązania sporu wokół TK. Jesteśmy też od pewnego czasu w sporze z Unią Europejską. Opozycja straszy, że nasza pozycja w Unii jest tak słaba, że nigdy jej nie poprawimy? Jak jest rzeczywiście?

Pozycja Polski w Unii była za poprzednich rządów żałośnie słaba i to właśnie zadeklarowana próba poprawienia tej pozycji zaowocowała konfliktem – nie z UE, której jesteśmy częścią, lecz z niektórymi ważnymi instytucjami unijnymi. Sprawa Trybunału Konstytucyjnego jest tylko pretekstem do ingerowania Komisji Europejskiej w sprawy, które są wyłączną domeną suwerennych polskich organów państwa. To, że opozycja w Polsce, w partykularnym politycznym interesie, nie tylko akceptuje, ale i czynnie wspiera taką ingerencję, świadczy, jaki ma stosunek do suwerenności własnego państwa i jaki ma poziom aspiracji w UE. Przyjęcie ultimatum przez rząd, a właściwie parlament, oznaczałoby na polu wewnętrznym samobójstwo polityczne, a na gruncie europejskim uznanie zasady, że ostatecznym arbitrem w sporach politycznych i ustrojowych w Polsce jest Bruksela. Jak widać, z perspektywy opozycji takie traktowanie Polski, inne niż np. Francji i Włoch, które też miały swoje wewnętrzne problemy z trybunałami konstytucyjnymi, pozycji Polski nie obniża.

Oczywiście zderzenie czołowe KE z polskimi władzami, ku któremu Komisja zmierza, nie przysporzy niczego dobrego ani jednej, ani drugiej stronie. Dla Komisji próba powiększenia swojej władzy o kontrolowanie z punktu widzenia europejskiej poprawności procesów politycznych, póki co, w krajach „gorszego sortu”, to bardzo ryzykowny eksperyment. Bardzo dużo obywateli krajów Unii ma dość niekontrolowanej władzy eurokratów, czego wyrazem są wyniki referendów w poszczególnych krajach, często interpretowane jako votum nieufności wobec europejskiego establishmentu. Uzurpowanie sobie coraz większej władzy przez Brukselę nie jest mile widziane nie tylko przez polski rząd. Pakiet wynegocjowany przez Camerona z UE na potrzeby brytyjskiego referendum obejmuje precyzyjniejsze rozgraniczenie kompetencji instytucji unijnych i państwowych, w tym zwiększenie roli parlamentów narodowych. W tę stronę zmierza też polityka polskiego rządu w UE, a doświadczenie na własnej skórze nadużycia władzy przez instytucje unijne, tylko wzmocni motywację dla takiej polityki.

W świetle aktualnego konfliktu, ale też w kontekście doświadczeń 12-letniego już członkostwa, przed obecnym rządem staje pytanie o kształt Unii, który dawałby gwarancje poszanowania polskich interesów i rozwoju pozwalającego zmniejszać dystans do zamożniejszych krajów UE. Poprzedni rząd programowo akceptował rozwiązania wypracowane przez innych. Obecny chce wziąć aktywny udział w debacie o przyszłości Unii. Tzw. pogłębiony model integracji, połączony z pasywnością polskich władz owocował niekorzystnymi dla Polski decyzjami i polityką UE, jak np. budowa Nord Stream czy polityka klimatyczna, łącznie z projektem unii energetycznej Donalda Tuska, który zamieniła się w instrument polityki klimatycznej. Instytucje unijne, które miały chronić przed dominacją silniejszych państw okazały się bardziej narzędziem realizacji ich interesów. Opozycja będzie twierdzić, że głos Polski skonfliktowanej z europejskimi instytucjami nie będzie się liczyć. W mojej ocenie przyczyna i skutek są odwrotne, to intencja Polski mówienia własnym głosem i dbania o swoje interesy skonfliktowała nas z europejskim centrum władzy, a próba pozbawienia lub zmarginalizowania naszego kraju w debacie o UE będzie dowodzić jak chory, odbiegający od pierwotnych zasad UE i niekorzystny dla Polski jest obecny mechanizm, w którym w samozadowoleniu tkwiliśmy.

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.