Schetyna, Kijowski, Petru czy Nowacka razem znaczą mniej niż pojedynczo, a i z tym jest kiepsko

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/ Radek Pietruszka
fot. PAP/ Radek Pietruszka

Sam Ryszard Petru też przypomina własny klon, a właściwie klona klona, bo nie wiadomo, gdzie może być oryginał. W efekcie kompetencje polityczne czy menedżerskie Petru albo są tak głęboko ukryte, że nie sposób ich wyciągnąć na wierzch, albo pod powierzchnią nic po prostu nie ma. Może być też tak, że Ryszard Petru składa się wyłącznie z powierzchni czy też jakiegoś rodzaju wylinki.

Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz jako minister pracy sprawiał wrażenie technokraty. Jako lider partii zajmujący się tylko polityką stracił te technokratyczne właściwości. A ponieważ nie jest typowym aparatczykiem i wywodzi się z dużego miasta (Krakowa) sprawia wrażenie mieszczucha, który przypadkowo trafił na wieś i dopiero się uczy rozróżniać poszczególne zwierzęta w gospodarstwie. Na lidera partii chłopskiej Kosiniak-Kamysz jest o wiele za miękki i mało sprytny. PSL przez całą III RP funkcjonowało jako partia bezczelna, cyniczna, karierowiczowska, obrotowa i właściwie bezideowa. Była taka, żeby tylko mieć udział we władzy. Władysław Kosiniak-Kamysz na tle takich cyników i kombinatorów jak Waldemar Pawlak, Jarosław Kalinowski czy Janusz Piechociński wydaje się grzecznym praktykantem, któremu jeszcze daleko do zorientowania się, czym jest partia, którą kieruje. A nie będąc tym, kim byli jego poprzednicy wkrótce stanie się dla partii balastem. Bo w PSL liczy się tylko skuteczność w zajmowaniu stanowisk, zdobywaniu wpływów, tworzeniu udzielnych księstw i wszelkiego rodzaju niekontrolowanych enklaw. Oczywiście obecny prezes PSL nie jest żadną polityczną dziewicą, ale ewidentnie brakuje mu chłopskiego sprytu, uporu i bezwzględności. Kosiniak-Kamysz pozostał lekarzem z Krakowa, który z powodu rodzinnych tradycji został najpierw działaczem, a potem prezesem PSL, ale nigdy nie stał się chłopskim przywódcą. Zostanie wymieniony przy pierwszej lepszej okazji albo będzie tylko atrapą, zza której partią będą rządziły stare wygi.

Barbara Nowacka, współprzewodnicząca partii Twój Ruch, jest chyba największym rozczarowaniem na lewicy. Miała być tej lewicy nową, charyzmatycznym liderką, a jest kimś, kogo oczekiwania zdecydowanie przerosły. Po tym, jak w październiku 2015 r., podczas telewizyjnej debaty wyborczej, z kretesem przegrała konfrontację z liderem Partii Razem Adrianem Zandbergiem, do dziś wydaje się oszołomiona tamtym nokautem. Na tle Zandberga wypadła jako typowa feministka, operująca kilkoma lewicowymi i postępowymi komunałami. I tak już zostało: Nowacka jest mdła, przewidywalnie schematyczna, lewicowo naiwna i właściwie oderwana od rzeczywistości, którą chciałaby naprawiać. Jedyne, co głosi z jakimiś większymi emocjami to aprobata dla aborcji, ale tu ma na lewicy i wśród feministek ogromną konkurencję, więc niczym się nie wyróżnia. Nie porywa tłumów, nie ma w sobie lewicowego ognia, nie proponuje niczego intelektualnie inspirującego. Zapowiadało się, że Barbara Nowacka zrobi spektakularną polityczną karierę, a stała się jedną z wielu ciotek rewolucji, tylko trochę młodszą i atrakcyjniejszą.

Wśród liderów manifestacji 7 maja pojawili się jeszcze nowy szef SLD Włodzimierz Czarzasty i były polityk tej partii Ryszard Kalisz, obecnie chyba jednoosobowa reprezentacja ugrupowanka Dom Wszystkich Polska. Czarzasty ma wiele zalet, ale ma partię w zaniku, która systematycznie staje się zombie. Robi więc dobrą minę do złej gry i udaje ważnego partyjnego lidera. Nie ma jednak armat, więc to tylko taki szpan. A Ryszard Kalisz jest sam albo raczej ze wspomnieniami świetlanej przyszłości i z ego, które nie może się pogodzić z upadkiem. Politycznie Kalisz jest obecnie nikim, więc nie ma sensu obszerniej się nim zajmować. Gdy się zsumuje atuty liderów opozycji, którzy dzielnie prężyli muskuły 7 maja, wychodzi, że ta suma nie jest większa od poszczególnych składników. A może być nawet mniejsza, bo niektóre atuty się znoszą, gdy te postacie występują razem. Kiedy więc słyszymy, jaką to potęgą jest opozycja i jakich epokowych dokona czynów, warto pomyśleć, kim ma to zrobić. Pospacerować masowo po ulicach Warszawy nie jest wielką sztuką, tym bardziej gdy trafi się na odpowiednie nastroje. Żaden z liderów opozycji nie udowodnił natomiast, że razem czy oddzielnie są w stanie coś znaczącego stworzyć. Na razie przypominają gang Olsena ze słynnych duńskich filmów: Egon Olsen akcji planował i ze swoimi kompanami rozpoczynał dużo, tyle że wszystkie skończyły się spektakularną klapą.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych