Schetyna, Kijowski, Petru czy Nowacka razem znaczą mniej niż pojedynczo, a i z tym jest kiepsko

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/ Radek Pietruszka
fot. PAP/ Radek Pietruszka

Liderzy opozycji przypominają gang Olsena ze słynnych duńskich filmów: akcji planowali i rozpoczynali dużo, tyle że wszystkie kończyły się wielką klapą.

Po marszach 7 maja 2016 r. pozaparlamentarna i parlamentarna opozycja snuje mocarstwowe plany i zapowiada czyny na miarę Heraklesa. Liderzy opozycji poczuli wolę mocy i zapowiadają jej ucieleśnienie. Wszystko wygląda jednak inaczej, gdy się temu przyjrzeć z bliska. Szczególnie gdy się przyjrzeć liderom opozycji, którzy w całej okazałości zaprezentowali się Polakom na ulicach stolicy: Grzegorzowi Schetynie, Mateuszowi Kijowskiemu, Ryszardowi Petru, Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, Barbarze Nowackiej, Włodzimierzowi Czarzastemu czy Ryszardowi Kaliszowi.

Grzegorz Schetyna bardzo chciałby być drugim Donaldem Tuskiem, ale na razie wychodzi mu tylko bycie drugą Ewą Kopacz, i to w gorszej wersji. Po byłej premier Schetyna przejął obsesję na punkcie Jarosława Kaczyńskiego i PiS oraz wizję świata, w której nie ma nic poza partią obecnie rządzącą i jej prezesem. Schetyna nie ma ani cienia zręczności Tuska oraz emocjonalności Kopacz. Przemawia niczym aparatczyk PZPR z czasów Władysława Gomułki ewentualnie jak wojskowi komisarze w czasach Wojciecha Jaruzelskiego. Jego przywództwo jest bezbarwne, nudne i intelektualnie wyjątkowo miałkie.

Schetyna ani nie potrafi uprawiać skutecznej polityki, ani jej analizować na metapoziomie. Nie jest nawet sprawny w knuciu i zwalczaniu przeciwników, co miało być jego największym atutem. Na ostatnich imprezach ulicznych snuł się gdzieś na marginesie jak ktoś kto funkcjonuje na przyczepkę, choć formalnie reprezentuje najsilniejszą część opozycji. Następca Tuska w partii oddaje pole nie tylko liderowi KOD Mateuszowi Kijowskiemu, ale nawet Ryszardowi Petru z Nowoczesnej. To za czasów Schetyny PO notuje największe spadki w sondażach, znika najwięcej członków partii, działacze przechodzą do konkurencji – jak było niedawno we Wrocławiu. Schetyna nie jest pewnym siebie partyjnym dyktatorem, tylko ma strach w oczach i sprawia wrażenie dziecka we mgle. W praktyce kierowania partią nic nie zostało z dawnego Grzegorza „Zniszczę Cię” Schetyny. Został miotający się, zagubiony działacz średniego szczebla, który awansował za wysoko. I nawet nie potrafi powiedzieć, o co mu chodzi, bo jego wystąpienia to jakieś bliżej nieokreślone polityczne mamrotanie.

Przewodzący KOD Mateusz Kijowski jest właściwie ucieleśnieniem antylidera. Jego publiczne wystąpienia to stek „wolnościowych” banałów i komunałów. Kijowski nie wygłosił jeszcze przemówienia, które byłoby warte uwagi i nie zanosi się na to w przyszłości. Z powodu lekkiego traktowania obowiązku alimentacyjnego wobec własnych dzieci, stylu życia w typie Piotrusia Pana, braku charyzmy i braku śladów głębszej wiedzy na jakikolwiek temat, Kijowski sprawia wrażenie kogoś wypchniętego przypadkowo do przywództwa, kto nawet nie wie, na czym ono polega. Działacze KOD oraz opinia publiczna uważają go za przywódcę, więc ten ruch reprezentuje, ale właściwie nie wiadomo, dlaczego tym liderem jest. On sam nie wie z kolei, czym ma być ruch, na którego czele stoi. Był przywódcą, gdy KOD rozpoczynał pierwsze akcje i happeningi i tak zostało, ale to przywództwo oparte na bardzo kruchych podstawach, na zasiedzeniu i na tym, że bywa za granicą jako lider KOD, więc to przydaje mu ważności. W żadnej ważnej sprawie dotyczącej kwestii ustrojowych, polityki, gospodarki, bezpieczeństwa, obronności, kultury, rozwoju czy technologii Kijowski nie miał dotychczas nic do powiedzenia i nie przejawia takich ambicji. Jest idealnie nijaki i tak powierzchowny, jakby jego osobowość sięgała w głąb najwyżej na kilka atomów.

Szef Nowoczesnej Ryszard Petru dał się na razie poznać jako kompletny ignorant w sprawach wiedzy historycznej i generalnie człowiek totalnie ponowoczesny, czyli uniwersalny dyletant. W dodatku mający seryjne wpadki dotyczące nie tylko braków wiedzy. Nie ma też żadnych dowodów na to, że Ryszard Petru zna się na ekonomii, choć ma takie formalne wykształcenie, zajmował ważne stanowiska w bankach oraz radach nadzorczych różnych spółek, a także współpracował z Leszkiem Balcerowiczem. Nic, co Ryszard Petru mówi o gospodarce nie wykazuje znamion fachowości czy choćby oryginalności. Ot, makroekonomiczne trywializmy z pierwszego lepszego podręcznika, i to całkiem leciwego. Petru nie zaprezentował dotychczas żadnego wartego uwagi pomysłu godnego lidera partii mającej reprezentację w Sejmie. Sprawia wrażenie człowieka przez lata żyjącego w alternatywnej rzeczywistości, gdzie nie ma biedy i problemów, zrzuconego przez kogoś na spadochronie do realnego świata. Ale po odwaleniu szychty w parlamencie, na wiecach czy podczas innych imprez wraca tam, skąd trafił do samolotu przed skokiem. Jedyne, co Petru ma w nadmiarze, to dobre samopoczucie i przekonanie, że świat powinien się składać z jego klonów. W partii to mu się udało i Nowoczesna jest dowodem na udane klonowanie ludzi, a właściwie ludzkich odpowiedników owcy Dolly (sklonowanej w 1996 r.).

cd na następnej stronie

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych