W PO znika lojalność, zobowiązania i poczucie „wspólnoty upaprania”, więc coraz słabsza staje się też zasada omerty, czyli zmowa milczenia.
Zanim doszło do pierwszej rozprawy w procesie Tomasza Arabskiego okazało się, że dawna gwardia Donalda Tuska była sztucznym tworem i że wśród tych ludzi obowiązują tylko wilcze prawa. Przypomnę, że proces toczy się z prywatnego powództwa, dotyczy niedopełnienia obowiązków podczas przygotowań do lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. i poza Arabskim obejmuje jeszcze cztery inne osoby. Już wtedy, gdy było pewne, że były szef kancelarii premiera Tuska przestanie być ambasadorem w Madrycie, okazało się, że nie ma co liczyć na pomoc czy lojalność byłego przełożonego. Donald Tusk dał Tomaszowi Arabskiemu do zrozumienia, że jego los nic go nie obchodzi i powinien sobie radzić sam. Piszę o tym nie dlatego, żeby się rozczulać nad byłym szefem kancelarii premiera, bo to byłoby naiwne, bezsensowne i nieuzasadnione. Piszę, żeby pokazać, czym była i jest Platforma Obywatelska i na czym się opiera przywództwo w tej partii.
Chyba tylko dziecko może sądzić, że Tomasz Arabski działał wedle własnej woli, a Donald Tusk nie miał nic wspólnego z tym, co robił jego podwładny i współpracownik. Arabski był tylko posłańcem. A bezczelny, np. wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego, był tylko dlatego, że Tusk mu na to pozwalał. Okazuje się, że dla Donalda Tuska liczą się tylko interesy, a ludzi traktuje wyłącznie instrumentalnie. Przekonał się o tym także Radosław Sikorski, gdy Tusk kompletnie wystawił go do wiatru, jeśli chodzi o wysokie stanowisko w unijnej biurokracji. Tusk opowiadał Sikorskiemu bajki, a posadę załatwiał dla siebie. Równie bezwzględnie potraktował Ewę Kopacz, gdy ta przegrała wybory, PO straciła władzę, a Grzegorz Schetyna przejął partię. Ale Tusk nie jest wyjątkiem, bo tak samo traktuje ludzi nowy przewodniczący Grzegorz Schetyna. I tak samo traktują siebie i współpracowników lokalni partyjni baronowie. W PO obowiązuje czysty darwinizm: wygrywa najlepiej przystosowany, a przegranymi nikt się nie przejmuje. Gdyby się zastanawiać nad przyczynami obecnego spadku poparcia dla PO, nad powodami wewnętrznych konfliktów i kiepskiego morale, to jedną z najważniejszych jest właśnie swego rodzaju darwinizm. W tej partii dominują wilki.
Donald Tusk potrzebował wiernych żołnierzy, a gdy ktoś się nie sprawdzał, dla ówczesnego przewodniczącego PO przestawał istnieć. Tusk nie znosił też najmniejszej nawet samodzielności czy nieprawomyślności, czego najgłośniejszą ofiarą był Grzegorz Schetyna. Platforma była i jest partią bezwzględnych, zimnych i wyrachowanych karierowiczów, a więzy koleżeńskie to tylko przedstawienie dla naiwnych. Tuskowi się przez siedem lat udawało, bo darwinizm stosował w najbardziej bezwzględnej postaci. Ale po jego ucieczce do Brukseli zaczął się naturalny rozkład partii, bo darwinizm Tuska wszystkim ciążył, a wielu niszczył. Donald Tusk zresztą kompletnie się nie przejmował tym, co się stanie z partią po jego ucieczce na lukratywną zagraniczną posadę. Przez jakiś czas wtrącał się w to, co robiła jego następczyni Ewa Kopacz, bo chciał pokazać, kto jest najważniejszy. Ale kiedy zauważył, że partia zmierza do wyborczej porażki, przestało go to interesować.
cd na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W PO znika lojalność, zobowiązania i poczucie „wspólnoty upaprania”, więc coraz słabsza staje się też zasada omerty, czyli zmowa milczenia.
Zanim doszło do pierwszej rozprawy w procesie Tomasza Arabskiego okazało się, że dawna gwardia Donalda Tuska była sztucznym tworem i że wśród tych ludzi obowiązują tylko wilcze prawa. Przypomnę, że proces toczy się z prywatnego powództwa, dotyczy niedopełnienia obowiązków podczas przygotowań do lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. i poza Arabskim obejmuje jeszcze cztery inne osoby. Już wtedy, gdy było pewne, że były szef kancelarii premiera Tuska przestanie być ambasadorem w Madrycie, okazało się, że nie ma co liczyć na pomoc czy lojalność byłego przełożonego. Donald Tusk dał Tomaszowi Arabskiemu do zrozumienia, że jego los nic go nie obchodzi i powinien sobie radzić sam. Piszę o tym nie dlatego, żeby się rozczulać nad byłym szefem kancelarii premiera, bo to byłoby naiwne, bezsensowne i nieuzasadnione. Piszę, żeby pokazać, czym była i jest Platforma Obywatelska i na czym się opiera przywództwo w tej partii.
Chyba tylko dziecko może sądzić, że Tomasz Arabski działał wedle własnej woli, a Donald Tusk nie miał nic wspólnego z tym, co robił jego podwładny i współpracownik. Arabski był tylko posłańcem. A bezczelny, np. wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego, był tylko dlatego, że Tusk mu na to pozwalał. Okazuje się, że dla Donalda Tuska liczą się tylko interesy, a ludzi traktuje wyłącznie instrumentalnie. Przekonał się o tym także Radosław Sikorski, gdy Tusk kompletnie wystawił go do wiatru, jeśli chodzi o wysokie stanowisko w unijnej biurokracji. Tusk opowiadał Sikorskiemu bajki, a posadę załatwiał dla siebie. Równie bezwzględnie potraktował Ewę Kopacz, gdy ta przegrała wybory, PO straciła władzę, a Grzegorz Schetyna przejął partię. Ale Tusk nie jest wyjątkiem, bo tak samo traktuje ludzi nowy przewodniczący Grzegorz Schetyna. I tak samo traktują siebie i współpracowników lokalni partyjni baronowie. W PO obowiązuje czysty darwinizm: wygrywa najlepiej przystosowany, a przegranymi nikt się nie przejmuje. Gdyby się zastanawiać nad przyczynami obecnego spadku poparcia dla PO, nad powodami wewnętrznych konfliktów i kiepskiego morale, to jedną z najważniejszych jest właśnie swego rodzaju darwinizm. W tej partii dominują wilki.
Donald Tusk potrzebował wiernych żołnierzy, a gdy ktoś się nie sprawdzał, dla ówczesnego przewodniczącego PO przestawał istnieć. Tusk nie znosił też najmniejszej nawet samodzielności czy nieprawomyślności, czego najgłośniejszą ofiarą był Grzegorz Schetyna. Platforma była i jest partią bezwzględnych, zimnych i wyrachowanych karierowiczów, a więzy koleżeńskie to tylko przedstawienie dla naiwnych. Tuskowi się przez siedem lat udawało, bo darwinizm stosował w najbardziej bezwzględnej postaci. Ale po jego ucieczce do Brukseli zaczął się naturalny rozkład partii, bo darwinizm Tuska wszystkim ciążył, a wielu niszczył. Donald Tusk zresztą kompletnie się nie przejmował tym, co się stanie z partią po jego ucieczce na lukratywną zagraniczną posadę. Przez jakiś czas wtrącał się w to, co robiła jego następczyni Ewa Kopacz, bo chciał pokazać, kto jest najważniejszy. Ale kiedy zauważył, że partia zmierza do wyborczej porażki, przestało go to interesować.
cd na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/291137-donald-tusk-zostawil-tomasza-arabskiego-samemu-sobie-i-to-moze-go-drogo-kosztowac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.