Paweł Graś ze swojej działalności, nazwijmy to, medialnej, jest znany od dłuższego czasu. To on był głównym bohaterem (do spółki z Grzegorzem Hajdarowiczem) przetrącenia kręgosłupa „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”. To Graś spotykał się w porannych promieniach słońca przy śmietniku, to Graś nadzorował całą operację, która przebiegła po myśli pryncypała.
Co charakterystyczne, swoje metody chciał powtórzyć przy „Fakcie” - gazecie, umówmy się, wcale niekojarzonej jakoś wybitnie „pisowsko”. Ale wystarczyło, że naczelny Jankowski otrzymał od Grasia znamię „pisiora” (podobnie jak warszawska prokuratura, na innej taśmie), by wdrożyć w tej sprawie pewne działania. Prawa ręka Tuska opowiada o spotkaniu z ludźmi od Angeli Merkel, a nawet półgębkiem przyznaje rację Jarosławowi Kaczyńskiemu, mówiąc Kulczykowi o niemieckim właścicielu „Faktu”, przez którego można naciskać na kierownictwo dziennika wydawanego w Polsce. O historiach z kolegiów redakcyjnych, które nadzorować miał niemiecki wysłannik zagranicznego koncernu szkoda nawet pisać, bo trudno o bardziej jaskrawy przejaw kolonializmu.
Jakie były inne ruchy Tuska, Grasia i ich ludzi? Jak skończyła się rozmowa Kulczyka z przedstawicielami niemieckiego koncernu przy kolacji? Które jeszcze z redakcji były pod taką presją, ale złamały się, albo poszły na ustępstwa? Tomasz Wróblewski opowiadał kiedyś o naciskach z MSZ - choć pewnie bardziej miękkich niż w przypadku Grasia. Być może kiedyś dowiemy się, gdy doświadczony gospodarz niemieckiego domu postanowi spisać jakieś wspomnienia - nie tylko o przeprosinach skierowanych do Rosjan. Albo wystąpić w roli świadka koronnego.
Wszystko to warto dziś przypomnieć właśnie po to, by uświadomić sobie, że jeszcze rok, dwa lata temu rządzili Polską ludzie, którzy wprowadzali nad Wisłą standardy rodem z Białorusi. Polityka historyczna oparta o Jaruzelskiego i naciski na media - poprzez pójście po prośbie do ludzi Merkel - to jedne z najgorszych rzeczy, które charakteryzowały system Tuska.
System szczęśliwie już miniony. Choć patrząc na apetyty byłego premiera (proszę zwrócić uwagę na jego ostatnie wypowiedzi) czy samego Grasia, jego przedstawiciele będą chcieli go wkrótce odtworzyć - tym razem w roli „odnowicieli polskiej polityki”. Warto wówczas pamiętać, jak będzie wyglądać ta odnowa. Ostatnie dwa dni były dobrym tego przykładem.
W zestawie taniej! Polecamy „wSklepiku.pl” pakiet 4 książek autorstwa Wojciecha Sumliskiego: „Dziennikarz śledczy. Nigdy się nie poddawaj!”. W kolekcji: „Czego nie powie Masa o polskiej mafii”, „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”, „Z mocy nadziei”, „Z mocy bezprawia”.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Paweł Graś ze swojej działalności, nazwijmy to, medialnej, jest znany od dłuższego czasu. To on był głównym bohaterem (do spółki z Grzegorzem Hajdarowiczem) przetrącenia kręgosłupa „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”. To Graś spotykał się w porannych promieniach słońca przy śmietniku, to Graś nadzorował całą operację, która przebiegła po myśli pryncypała.
Co charakterystyczne, swoje metody chciał powtórzyć przy „Fakcie” - gazecie, umówmy się, wcale niekojarzonej jakoś wybitnie „pisowsko”. Ale wystarczyło, że naczelny Jankowski otrzymał od Grasia znamię „pisiora” (podobnie jak warszawska prokuratura, na innej taśmie), by wdrożyć w tej sprawie pewne działania. Prawa ręka Tuska opowiada o spotkaniu z ludźmi od Angeli Merkel, a nawet półgębkiem przyznaje rację Jarosławowi Kaczyńskiemu, mówiąc Kulczykowi o niemieckim właścicielu „Faktu”, przez którego można naciskać na kierownictwo dziennika wydawanego w Polsce. O historiach z kolegiów redakcyjnych, które nadzorować miał niemiecki wysłannik zagranicznego koncernu szkoda nawet pisać, bo trudno o bardziej jaskrawy przejaw kolonializmu.
Jakie były inne ruchy Tuska, Grasia i ich ludzi? Jak skończyła się rozmowa Kulczyka z przedstawicielami niemieckiego koncernu przy kolacji? Które jeszcze z redakcji były pod taką presją, ale złamały się, albo poszły na ustępstwa? Tomasz Wróblewski opowiadał kiedyś o naciskach z MSZ - choć pewnie bardziej miękkich niż w przypadku Grasia. Być może kiedyś dowiemy się, gdy doświadczony gospodarz niemieckiego domu postanowi spisać jakieś wspomnienia - nie tylko o przeprosinach skierowanych do Rosjan. Albo wystąpić w roli świadka koronnego.
Wszystko to warto dziś przypomnieć właśnie po to, by uświadomić sobie, że jeszcze rok, dwa lata temu rządzili Polską ludzie, którzy wprowadzali nad Wisłą standardy rodem z Białorusi. Polityka historyczna oparta o Jaruzelskiego i naciski na media - poprzez pójście po prośbie do ludzi Merkel - to jedne z najgorszych rzeczy, które charakteryzowały system Tuska.
System szczęśliwie już miniony. Choć patrząc na apetyty byłego premiera (proszę zwrócić uwagę na jego ostatnie wypowiedzi) czy samego Grasia, jego przedstawiciele będą chcieli go wkrótce odtworzyć - tym razem w roli „odnowicieli polskiej polityki”. Warto wówczas pamiętać, jak będzie wyglądać ta odnowa. Ostatnie dwa dni były dobrym tego przykładem.
W zestawie taniej! Polecamy „wSklepiku.pl” pakiet 4 książek autorstwa Wojciecha Sumliskiego: „Dziennikarz śledczy. Nigdy się nie poddawaj!”. W kolekcji: „Czego nie powie Masa o polskiej mafii”, „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”, „Z mocy nadziei”, „Z mocy bezprawia”.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/290649-pogrzeb-lupaszki-tasma-grasia-dwie-dobre-okazje-by-przypomniec-sobie-dlaczego-nalezalo-pokazac-tamtej-wladzy-czerwona-kartke?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.