Nie zamierzam oceniać tutaj decyzji o zakazie wypowiedzi dla ks. Jacka Międlara. Jako wolnościowiec jestem z zasady przewiny cenzurze. Nie dyskutuje jednak z decyzjami w łonie samego Kościoła, gdzie posłuszeństwo przełożonym jest uzasadnione jego hierarchiczną strukturą. Wypowiedzi duchownych kształtują wizerunek całego Kościoła i mają prawo być cenzurowane dla większego dobra wiernych.
W całej dyskusji, która przetacza się po słynnej Mszy św. w Białymstoku najmniej interesują mnie same słowa ks. Międlara. Wysłuchałem kontrowersyjnego fragmentu jego kazania. Choć jest dalekie od histerycznych interpretacje w lewicowej prasie, to czuć w nim ton, który, pisząc delikatnie, nie do końca pasuje do Jezusowej rewolucji miłości. Problem z wystąpieniami ks. Międlara widoczny był na Marszach Niepodległości, gdzie młody duchowny otoczony osiłkami zgrywał twardziela gotowego walczyć z najazdem islamu. Brzmiał przy tym jak wiecowy polityk a nie duchowny szerzący ewangeliczne przesłanie nakazujące miłowanie bliźniego. Może minął się z powołaniem?
Dla mnie jednak ważniejsze jest nie to, co ten duchowny głosi, ale do kogo ks. Międlar kieruje swoje słowa. Nie chodzi mi teraz o Ruch Narodowy, który ma przecież twarz polityków w garniturach (jeszcze?) funkcjonujących w ugrupowaniu Pawła Kukiza. Ks. Międlar jest również duszpasterzem takich środowisk jak ONR i Falanga. Nie wchodzę w historyczne winy faszyzujących środowisk, choć nie pozwalają one przejść obojętnie wobec reaktywacji tej ideologii. Oczywiście dziś zapaleni młodzieńcy w zielono-czarnych barwach nie domagają się głośno żadnych gett ławkowych dla Żydów**. Niemniej jednak również dzisiejsze hasła wznoszone na marszach tych organizacji i teksach na portalach internetowych powinny co najmniej niepokoić. Szczególnie, że przedwojenną nienawiść do Żydów zastąpiła nienawiść do wszystkich Arabów. Naprawdę nie jest to moja histeria. Byłem świadkiem jak narodowcy z żarem w oczach pytali w olsztyńskim klubie nocnym o narodowość mojego przyjaciela z Kalabrii. Nie wiem, jakby skończyła się impreza, gdyby okazało się, że przybył z Arabii Saudyjskiej.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nie zamierzam oceniać tutaj decyzji o zakazie wypowiedzi dla ks. Jacka Międlara. Jako wolnościowiec jestem z zasady przewiny cenzurze. Nie dyskutuje jednak z decyzjami w łonie samego Kościoła, gdzie posłuszeństwo przełożonym jest uzasadnione jego hierarchiczną strukturą. Wypowiedzi duchownych kształtują wizerunek całego Kościoła i mają prawo być cenzurowane dla większego dobra wiernych.
W całej dyskusji, która przetacza się po słynnej Mszy św. w Białymstoku najmniej interesują mnie same słowa ks. Międlara. Wysłuchałem kontrowersyjnego fragmentu jego kazania. Choć jest dalekie od histerycznych interpretacje w lewicowej prasie, to czuć w nim ton, który, pisząc delikatnie, nie do końca pasuje do Jezusowej rewolucji miłości. Problem z wystąpieniami ks. Międlara widoczny był na Marszach Niepodległości, gdzie młody duchowny otoczony osiłkami zgrywał twardziela gotowego walczyć z najazdem islamu. Brzmiał przy tym jak wiecowy polityk a nie duchowny szerzący ewangeliczne przesłanie nakazujące miłowanie bliźniego. Może minął się z powołaniem?
Dla mnie jednak ważniejsze jest nie to, co ten duchowny głosi, ale do kogo ks. Międlar kieruje swoje słowa. Nie chodzi mi teraz o Ruch Narodowy, który ma przecież twarz polityków w garniturach (jeszcze?) funkcjonujących w ugrupowaniu Pawła Kukiza. Ks. Międlar jest również duszpasterzem takich środowisk jak ONR i Falanga. Nie wchodzę w historyczne winy faszyzujących środowisk, choć nie pozwalają one przejść obojętnie wobec reaktywacji tej ideologii. Oczywiście dziś zapaleni młodzieńcy w zielono-czarnych barwach nie domagają się głośno żadnych gett ławkowych dla Żydów**. Niemniej jednak również dzisiejsze hasła wznoszone na marszach tych organizacji i teksach na portalach internetowych powinny co najmniej niepokoić. Szczególnie, że przedwojenną nienawiść do Żydów zastąpiła nienawiść do wszystkich Arabów. Naprawdę nie jest to moja histeria. Byłem świadkiem jak narodowcy z żarem w oczach pytali w olsztyńskim klubie nocnym o narodowość mojego przyjaciela z Kalabrii. Nie wiem, jakby skończyła się impreza, gdyby okazało się, że przybył z Arabii Saudyjskiej.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/290478-nawet-najmniejszy-sojusz-z-onr-i-falanga-jest-nie-do-przyjecia-zarowno-politycznie-jak-i-moralnie?strona=1