Swego czasu, u szczytu rządów Platformy igrałem z myślą, żeby zaproponować kolegom-dziennikarzom z mediów IV RP, aby zacząć konsekwentnie używać wobec Donalda Tuska i jego kolegów określenia „faszyści”, „faszystowski rząd Tuska”, „rządzący Polską reżim platformerskiego faszyzmu”, itd., itp.
Oczywiście głównie ze złośliwości, bo skierowany przeciw obozowi antyestablishmentowemu wszechobecny aparat propagandowy pozwalał sobie wtedy na tak wiele, że domagało się to reakcji silnej. Przy tym reakcji, żeby była skuteczna, żeby zabolało - odmiennej niż ta, do której antypisowska strona byłą przyzwyczajona – tj. innej niż wymyślanie od komuchów i ubeków.
Używałbym więc wobec Tuska faszystowskiego epitetu z pełną świadomością, że uprawiam fikcję, bo Tusk faszystą oczywiście nie jest. Ale zarazem potrafiłbym przeprowadzić wywód, uzasadniający tę tezę. Bo czyż cechą faszystów nie jest demagogia? Jest, jak najbardziej – a Tusk to demagog. Czyż cechą faszyzmu, zwłaszcza klasycznego, włoskiego, nie były cykliczne kampanie propagandowe? Były. Przypomnijmy sobie w tym kontekście kolejne deklarowane zamierzenia i cele Tuska – dopalacze, kastracja pedofili itd… No i czyż cechą faszyzmu nie jest rozpętywanie nienawiści do przeciwników i stygmatyzowanie ich jako gorszych? No przecież jest, i przecież Tusk poświęcał temu procederowi chyba gros swego czasu.
Mógłbym więc napisać błyskotliwy tekścik o faszystowskiej naturze reżimu PO, i nawet dla niektórych brzmiałby on pewnie przekonywująco. Tylko że oczywiście wszystko to opierałoby się na nieprawdzie – bo przecież Tusk faszystą nie był i nie jest. I żadne erudycyjne wywody nie zmieniłyby tego, że twierdzenie odwrotne byłoby wierutną bzdurą.
I teraz trochę żałuję. Bo przeczytałem w „Wyborczej” obszerny wywiad z antropolożką Joanną Tokarską-Bakir.
Osobą znaną skądinąd z tego, że uczulenie na pewne kwestie utrudnia jej uniknięcie poważnych intelektualnych wpadek. Potrafiła na przykład poważnie twierdzić (chyba w to naprawdę wierząc), jakoby przedwojenny endecki publicysta Wojciech Wasiutyński uważał, iż tylko Polak jest człowiekiem…
Teraz otóż ta dama obszernie argumentuje, że większość polskiego społeczeństwa to sekta. Dlaczego? M.in. dlatego, że jego znacząca część… nie przyjęła jako prawdziwego raportu Millera.
Może dlatego, że jego zdystansowany ton odebrany został jako niewspółmierny do spowodowanego przez katastrofę cierpienia? A może powodem była niezdolność przyjęcia do wiadomości śmierci akurat w tym miejscu, w takiej liczbie i o tym kalibrze?
— zastanawia się antropolożka. To, że okoliczności katastrofy, a zwłaszcza późniejsze zachowanie prowadzących śledztwo Rosjan mogło samo w sobie wywołać wątpliwości i nieufność, kompletnie nie przychodzi do głowy ani pani antropolog, ani spijającej jej słowa z ust dziennikarki.
To nie jedyna rewolucyjna teza pani „naukowczyni”. Skąd się na przykład wzięła popularność określenia „przemysł pogardy”? Stąd, że jeśli „członek sekty zostanie zmuszony do konfrontacji z pytanie o indywidualną odpowiedzialność za życie”, to „odczuje to jako krzywdę i przemoc, którą nazwie „przemysłem pogardy”„. Nie, jak tego nie wymyśliłem, ona naprawdę tak powiedziała, a pracownica „GW” skrupulatnie zapisała. Nie było bolesnego dla wielu poniewierania godnością prezydenta Kaczyńskiego. Wymyślili to sobie, można sądzić, ludzie szukający jakiegokolwiek uzasadnienia dla własnych życiowych niepowodzeń.
Poza tym teraz w Polsce panuje oczywisty faszyzm. Bo… z programu 500+ zostały usunięte samotne matki (to faktograficzna nieprawda, ale p.Tokarska-Bakir pewnie nawet o tym nie wie – zapewne po prostu mówi to, co zostaje jej w głowie po emocjonującym surfowaniu po komentarzach w emocjonalnie nastrojonych, a bliskich jej sercu portalach – zniżenie się do weryfikacji „pozyskanych” tą drogą „informacji” byłoby przecież poniżające dla naukowca jej kalibru…). I bo obecny rząd prowadzi politykę społeczną, w efekcie której warstwy odrzucone przez III RP zyskują poczucie, że ktoś się o nie troszczy i są dla kogoś ważne – a przecież Hitler robił to samo…
Wszystko to pozwala znanej intelektualistce postawić tezę, że do pełnego (rządzącego) faszyzmu brakuje obecnie w Polsce tylko przemocy. Znów powtórzę: nie wymyślam tego, wiernie oddaję jej przemyślenia tej pani-autorytet.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Swego czasu, u szczytu rządów Platformy igrałem z myślą, żeby zaproponować kolegom-dziennikarzom z mediów IV RP, aby zacząć konsekwentnie używać wobec Donalda Tuska i jego kolegów określenia „faszyści”, „faszystowski rząd Tuska”, „rządzący Polską reżim platformerskiego faszyzmu”, itd., itp.
Oczywiście głównie ze złośliwości, bo skierowany przeciw obozowi antyestablishmentowemu wszechobecny aparat propagandowy pozwalał sobie wtedy na tak wiele, że domagało się to reakcji silnej. Przy tym reakcji, żeby była skuteczna, żeby zabolało - odmiennej niż ta, do której antypisowska strona byłą przyzwyczajona – tj. innej niż wymyślanie od komuchów i ubeków.
Używałbym więc wobec Tuska faszystowskiego epitetu z pełną świadomością, że uprawiam fikcję, bo Tusk faszystą oczywiście nie jest. Ale zarazem potrafiłbym przeprowadzić wywód, uzasadniający tę tezę. Bo czyż cechą faszystów nie jest demagogia? Jest, jak najbardziej – a Tusk to demagog. Czyż cechą faszyzmu, zwłaszcza klasycznego, włoskiego, nie były cykliczne kampanie propagandowe? Były. Przypomnijmy sobie w tym kontekście kolejne deklarowane zamierzenia i cele Tuska – dopalacze, kastracja pedofili itd… No i czyż cechą faszyzmu nie jest rozpętywanie nienawiści do przeciwników i stygmatyzowanie ich jako gorszych? No przecież jest, i przecież Tusk poświęcał temu procederowi chyba gros swego czasu.
Mógłbym więc napisać błyskotliwy tekścik o faszystowskiej naturze reżimu PO, i nawet dla niektórych brzmiałby on pewnie przekonywująco. Tylko że oczywiście wszystko to opierałoby się na nieprawdzie – bo przecież Tusk faszystą nie był i nie jest. I żadne erudycyjne wywody nie zmieniłyby tego, że twierdzenie odwrotne byłoby wierutną bzdurą.
I teraz trochę żałuję. Bo przeczytałem w „Wyborczej” obszerny wywiad z antropolożką Joanną Tokarską-Bakir.
Osobą znaną skądinąd z tego, że uczulenie na pewne kwestie utrudnia jej uniknięcie poważnych intelektualnych wpadek. Potrafiła na przykład poważnie twierdzić (chyba w to naprawdę wierząc), jakoby przedwojenny endecki publicysta Wojciech Wasiutyński uważał, iż tylko Polak jest człowiekiem…
Teraz otóż ta dama obszernie argumentuje, że większość polskiego społeczeństwa to sekta. Dlaczego? M.in. dlatego, że jego znacząca część… nie przyjęła jako prawdziwego raportu Millera.
Może dlatego, że jego zdystansowany ton odebrany został jako niewspółmierny do spowodowanego przez katastrofę cierpienia? A może powodem była niezdolność przyjęcia do wiadomości śmierci akurat w tym miejscu, w takiej liczbie i o tym kalibrze?
— zastanawia się antropolożka. To, że okoliczności katastrofy, a zwłaszcza późniejsze zachowanie prowadzących śledztwo Rosjan mogło samo w sobie wywołać wątpliwości i nieufność, kompletnie nie przychodzi do głowy ani pani antropolog, ani spijającej jej słowa z ust dziennikarki.
To nie jedyna rewolucyjna teza pani „naukowczyni”. Skąd się na przykład wzięła popularność określenia „przemysł pogardy”? Stąd, że jeśli „członek sekty zostanie zmuszony do konfrontacji z pytanie o indywidualną odpowiedzialność za życie”, to „odczuje to jako krzywdę i przemoc, którą nazwie „przemysłem pogardy”„. Nie, jak tego nie wymyśliłem, ona naprawdę tak powiedziała, a pracownica „GW” skrupulatnie zapisała. Nie było bolesnego dla wielu poniewierania godnością prezydenta Kaczyńskiego. Wymyślili to sobie, można sądzić, ludzie szukający jakiegokolwiek uzasadnienia dla własnych życiowych niepowodzeń.
Poza tym teraz w Polsce panuje oczywisty faszyzm. Bo… z programu 500+ zostały usunięte samotne matki (to faktograficzna nieprawda, ale p.Tokarska-Bakir pewnie nawet o tym nie wie – zapewne po prostu mówi to, co zostaje jej w głowie po emocjonującym surfowaniu po komentarzach w emocjonalnie nastrojonych, a bliskich jej sercu portalach – zniżenie się do weryfikacji „pozyskanych” tą drogą „informacji” byłoby przecież poniżające dla naukowca jej kalibru…). I bo obecny rząd prowadzi politykę społeczną, w efekcie której warstwy odrzucone przez III RP zyskują poczucie, że ktoś się o nie troszczy i są dla kogoś ważne – a przecież Hitler robił to samo…
Wszystko to pozwala znanej intelektualistce postawić tezę, że do pełnego (rządzącego) faszyzmu brakuje obecnie w Polsce tylko przemocy. Znów powtórzę: nie wymyślam tego, wiernie oddaję jej przemyślenia tej pani-autorytet.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/289113-a-ja-uwazam-ze-to-opozycja-jest-faszystowska-i-co-mi-zrobicie?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.