Ten czarny, może (daj Boże!) fantastyczny scenariusz warto dziś ukazać obu stronom rozpalanego konfliktu – żeby się cofnęły. Żeby cofnęły się przed wciąganiem do niego Kościoła, dzielonego już przez najbardziej nieodpowiedzialnych polityków na „łagiewnicki” i „toruński”. Żeby cofnęły się przed próbami ustawienia całej inteligencji w roli jednej ze stron czy wręcz „mięsa armatniego” owej dojrzewającej domowej wojny (uderza pod tym względem ton niedawnego artykułu p. Jerzego Jedlickiego w „Gazecie Wyborczej”, gdzie usiłuje się narzucić stadu „inteligentów” zestaw lektur i postaw obowiązkowych, spójnie reprezentujących jedną ideologiczną opcję – z „Przeglądem Tygodniowym” i „Polityką”, za to np. bez „Znaku”, „Europy” czy „Newsweeka”). Żeby obóz PiS, zwycięski w demokratycznych wyborach i zabiegający o maksymalne wykorzystanie twego zwycięstwa dla realizacji swego programu, pamiętał, że demokratyczna legitymacja ma jednak swoje granice.
I żeby obóz jego przeciwników pamiętał, że nie ma za sobą tej legitymacji (przypomnijmy: kiedy Lech Wałęsa stanął ostatni raz do wyborów prezydenckich, uzyskał w nich 178 tysięcy głosów; Lech Kaczyński w ostatnich wyborach uzyskał ich o ponad 8 milionów więcej, więcej także o ponad półtora miliona od Donalda Tuska).
Cofnijmy się o krok. Pozostanie wciąż jeszcze przestrzeń do zasadniczych sporów, ale odsunąć trzeba groźbę walki wręcz. Do maja jest jeszcze czas. Warto, byśmy tę rocznicę obchodzili w poczuciu, że to dawno miniona historia.
(„Rzeczpospolita”, 2006)
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ten czarny, może (daj Boże!) fantastyczny scenariusz warto dziś ukazać obu stronom rozpalanego konfliktu – żeby się cofnęły. Żeby cofnęły się przed wciąganiem do niego Kościoła, dzielonego już przez najbardziej nieodpowiedzialnych polityków na „łagiewnicki” i „toruński”. Żeby cofnęły się przed próbami ustawienia całej inteligencji w roli jednej ze stron czy wręcz „mięsa armatniego” owej dojrzewającej domowej wojny (uderza pod tym względem ton niedawnego artykułu p. Jerzego Jedlickiego w „Gazecie Wyborczej”, gdzie usiłuje się narzucić stadu „inteligentów” zestaw lektur i postaw obowiązkowych, spójnie reprezentujących jedną ideologiczną opcję – z „Przeglądem Tygodniowym” i „Polityką”, za to np. bez „Znaku”, „Europy” czy „Newsweeka”). Żeby obóz PiS, zwycięski w demokratycznych wyborach i zabiegający o maksymalne wykorzystanie twego zwycięstwa dla realizacji swego programu, pamiętał, że demokratyczna legitymacja ma jednak swoje granice.
I żeby obóz jego przeciwników pamiętał, że nie ma za sobą tej legitymacji (przypomnijmy: kiedy Lech Wałęsa stanął ostatni raz do wyborów prezydenckich, uzyskał w nich 178 tysięcy głosów; Lech Kaczyński w ostatnich wyborach uzyskał ich o ponad 8 milionów więcej, więcej także o ponad półtora miliona od Donalda Tuska).
Cofnijmy się o krok. Pozostanie wciąż jeszcze przestrzeń do zasadniczych sporów, ale odsunąć trzeba groźbę walki wręcz. Do maja jest jeszcze czas. Warto, byśmy tę rocznicę obchodzili w poczuciu, że to dawno miniona historia.
(„Rzeczpospolita”, 2006)
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/284341-establishment-odpala-sprawdzony-mechanizm-polityczny-tekst-z-2006-r-na-drodze-do-majowego-zamachu-czy-wiele-zmienilo-sie-od-tamtego-czasu?strona=2