Należący do PO radny jednej z krakowskich dzielnic domagał się „egzekucji tej pisowskiej bandy” i był dumny z tego, że napisał to „w pełni świadomy i trzeźwy”, jako „człowiek, radny oraz członek PO”.
Gdy z Internetu wylał się potok życzeń śmierci wobec prezydenta Andrzeja Dudy (po wypadku z jego udziałem), najciekawsze było to, dlaczego hejterzy i nienawistnicy odważyli się występować pod nazwiskiem. Oczywiście nie wszyscy, ale wielu. Niektórzy pokazali twarze, rodziny, a często mieszkania, domy i samochody. Część zidentyfikowała się też politycznie. Pierwsza odpowiedź jest taka, że po prostu byli pewni, iż w ten sposób staną się bohaterami. Że nie zostaną potępieni przez swoich politycznych patronów, lecz po cichu docenieni. Bo głośne uznanie byłoby mimo wszystko ryzykowne. Nawet po tym, jak zostali rozpoznani, nie tyle są przez „swoich” potępiani, co wymyśla się niestworzone historie o tym, że ktoś się podszywa pod prawdziwych ludzi, a co najmniej manipuluje ich wypowiedziami. Modelowo pokrętne oświadczenie wydał w tej sprawie na przykład lider KOD Mateusz Kijowski. Ale między sobą ci żołnierze i oficerowie przemysłu pogardy demonstrują dumę ze swoich wyczynów.
Internetowi nienawistnicy w większości nie mieli żadnych specjalnych osiągnięć zawodowych, sportowych czy choćby celebryckich, więc zwietrzyli szansę zdobycia mołojeckiej sławy na polu hejtu wobec politycznych wrogów. A ponieważ zwykły hejt jest czymś banalnym, musieli przelicytować. Stąd życzenia śmierci, czasem w męczarniach i żal, że skończyło się dobrze. Bo przecież optymalnym wariantem byłaby śmierć wszystkich wydumanych i realnych wrogów. Zapowiedź tego pojawiła się już zresztą kilkanaście tygodni wcześniej, gdy radny jednej z krakowskich dzielnic domagał się „egzekucji tej pisowskiej bandy” i był dumny z tego, że napisał to „w pełni świadomy i trzeźwy”, jako „człowiek, radny oraz członek PO”. Osobnik ten został z PO usunięty, lecz nie przestał się cieszyć mołojecką sławą w swoim środowisku. Ale jego deklaracja była wtedy „wyskokiem”, a teraz takich jak on jest spory oddział, więc czując ideowych pobratymców, ci ludzie niczego się już nie wstydzą. Nawet więcej, czekają na to, aż trafią na sztandary i znajdą naśladowców, a sami będą odcinać kombatanckie kupony. Myśl o „zasługach” i ewentualnych nagrodach na tyle ich oszołomiła, że ze sporym opóźnieniem pomyśleli o skutkach prawnych i moralnych konsekwencjach swoich deklaracji. Dlatego niektórzy zaczęli zmieniać profile, zacierać ślady. Ale większość wciąż jest przekonana, że zostaną otoczeni opieką i pomocą, bo przecież są pionierami i bohaterami.
Nie mniej interesująca od demonstrowania przez hejterów własnych nazwisk i wizerunków jest niebywała siła i natężenie złych emocji, które nimi targają. Te złe emocje pojawiły się już po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach prezydenckich, a jeszcze wzmocniły po parlamentarnym zwycięstwie PiS. Sens złych emocji jest taki, że oni i ich polityczni patroni nie mogli przegrać z normalnymi ludźmi. Bo to by ich poniżało. Musieli przegrać z jakimiś monstrami albo z zarazą, insektami, czymś niosącym chorobę. Przegrali, ale właściwie nie z ludźmi. A robale czy insekty są podstępne i groźne, więc można je tylko rozdeptać, rozgnieść, zmiażdżyć. To odczłowieczenie politycznego wroga jest prawie dokładne powtórzeniem strategii odczłowieczania Żydów w hitlerowskiej Rzeszy Niemieckiej, żeby ich potem unicestwić, bo przecież nie byli ludźmi.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Należący do PO radny jednej z krakowskich dzielnic domagał się „egzekucji tej pisowskiej bandy” i był dumny z tego, że napisał to „w pełni świadomy i trzeźwy”, jako „człowiek, radny oraz członek PO”.
Gdy z Internetu wylał się potok życzeń śmierci wobec prezydenta Andrzeja Dudy (po wypadku z jego udziałem), najciekawsze było to, dlaczego hejterzy i nienawistnicy odważyli się występować pod nazwiskiem. Oczywiście nie wszyscy, ale wielu. Niektórzy pokazali twarze, rodziny, a często mieszkania, domy i samochody. Część zidentyfikowała się też politycznie. Pierwsza odpowiedź jest taka, że po prostu byli pewni, iż w ten sposób staną się bohaterami. Że nie zostaną potępieni przez swoich politycznych patronów, lecz po cichu docenieni. Bo głośne uznanie byłoby mimo wszystko ryzykowne. Nawet po tym, jak zostali rozpoznani, nie tyle są przez „swoich” potępiani, co wymyśla się niestworzone historie o tym, że ktoś się podszywa pod prawdziwych ludzi, a co najmniej manipuluje ich wypowiedziami. Modelowo pokrętne oświadczenie wydał w tej sprawie na przykład lider KOD Mateusz Kijowski. Ale między sobą ci żołnierze i oficerowie przemysłu pogardy demonstrują dumę ze swoich wyczynów.
Internetowi nienawistnicy w większości nie mieli żadnych specjalnych osiągnięć zawodowych, sportowych czy choćby celebryckich, więc zwietrzyli szansę zdobycia mołojeckiej sławy na polu hejtu wobec politycznych wrogów. A ponieważ zwykły hejt jest czymś banalnym, musieli przelicytować. Stąd życzenia śmierci, czasem w męczarniach i żal, że skończyło się dobrze. Bo przecież optymalnym wariantem byłaby śmierć wszystkich wydumanych i realnych wrogów. Zapowiedź tego pojawiła się już zresztą kilkanaście tygodni wcześniej, gdy radny jednej z krakowskich dzielnic domagał się „egzekucji tej pisowskiej bandy” i był dumny z tego, że napisał to „w pełni świadomy i trzeźwy”, jako „człowiek, radny oraz członek PO”. Osobnik ten został z PO usunięty, lecz nie przestał się cieszyć mołojecką sławą w swoim środowisku. Ale jego deklaracja była wtedy „wyskokiem”, a teraz takich jak on jest spory oddział, więc czując ideowych pobratymców, ci ludzie niczego się już nie wstydzą. Nawet więcej, czekają na to, aż trafią na sztandary i znajdą naśladowców, a sami będą odcinać kombatanckie kupony. Myśl o „zasługach” i ewentualnych nagrodach na tyle ich oszołomiła, że ze sporym opóźnieniem pomyśleli o skutkach prawnych i moralnych konsekwencjach swoich deklaracji. Dlatego niektórzy zaczęli zmieniać profile, zacierać ślady. Ale większość wciąż jest przekonana, że zostaną otoczeni opieką i pomocą, bo przecież są pionierami i bohaterami.
Nie mniej interesująca od demonstrowania przez hejterów własnych nazwisk i wizerunków jest niebywała siła i natężenie złych emocji, które nimi targają. Te złe emocje pojawiły się już po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach prezydenckich, a jeszcze wzmocniły po parlamentarnym zwycięstwie PiS. Sens złych emocji jest taki, że oni i ich polityczni patroni nie mogli przegrać z normalnymi ludźmi. Bo to by ich poniżało. Musieli przegrać z jakimiś monstrami albo z zarazą, insektami, czymś niosącym chorobę. Przegrali, ale właściwie nie z ludźmi. A robale czy insekty są podstępne i groźne, więc można je tylko rozdeptać, rozgnieść, zmiażdżyć. To odczłowieczenie politycznego wroga jest prawie dokładne powtórzeniem strategii odczłowieczania Żydów w hitlerowskiej Rzeszy Niemieckiej, żeby ich potem unicestwić, bo przecież nie byli ludźmi.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/284161-panowie-schetyno-petru-i-kijowski-to-wy-musicie-cos-zrobic-z-rosnaca-zadza-politycznego-mordu?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.