Wydawało się, że po tym jak w Smoleńsku zginęła nasza narodowa elita z urzędującym prezydentem na czele, a potem rozpoczął wędrówkę po Polsce „seryjny samobójca”, nikt już nie poważy się na szyderstwa z bezpieczeństwa władz państwa. A jednak! Po pęknięciu (!!!) opony w samochodzie prezydenta Dudy znów się odezwali:
I piszą to ci sami ludzie, którzy z podejścia do prezydenta Bronisława Komorowskiego człowieka z ulotkami w rękach zrobili zamach stulecia. A przecież sprawa jest bardzo poważna. Przy takich prędkościach rozpad opony oznacza sprowadzenie śmiertelnego zagrożenia.
Ale zostawmy przemysł pogardy. Trzeba go traktować jako kolejną formę agresji wobec tych władz RP, które dążą do wzmocnienia jej siły. Musimy mieć świadomość, że za tą formą idą następne. Przed Smoleńskiem również stosowano podobne zabiegi, który przygotowywały opinię publiczną na tragedię 10 kwietnia 2010 roku. Konsekwentnie i wbrew prawdzie przedstawiano śp. Lecha Kaczyńskiego jako nieudacznika, wyszydzano starania o środki pozwalające na godne i bezpieczne funkcjonowanie kancelarii, lekceważono groźby i prowokacje. Na takim podglebiu łatwiej było zaprezentować Smoleńsk jako winę… samego Lecha Kaczyńskiego. I błyskawicznie przejąć władzę.
Stanowisko prezydenta jest kluczem do możliwości zmiany w państwie. Obóz III RP długo lekceważył możliwość utraty większości w parlamencie, bo był przekonany, że maksimum tego, co może osiągnąć opozycja, to chwilowe uchwycenie władzy w ramach jakiejś brudnej koalicji. A nad wszystkim zawsze miały być dwa bezpieczniki: zawłaszczony przez opozycję Trybunał Konstytucyjny i związany z ludźmi WSI Bronisław Komorowski w Pałacu Prezydenckim. W takim układzie PiS nie mógłby nawet dotknąć kluczowych obszarów państwa (wojsko, wymiar sprawiedliwości), a po roku-dwóch zostałby rozjechany i przepędzony.
Wszystkie te rachuby wzięły w łeb, w ogromnej mierze wskutek wskazania przez Jarosława Kaczyńskiego doskonałego kandydata i jego piorunującej kampanii wyborczej. To był prawdziwy szach-mat. I ogromne zagrożenie dla systemu żerowania na Polakach stworzonego przez władców III RP. Każdy, kto choć trochę rozumie politykę, każdy, kto widział jak kłamano po Smoleńsku, musiał sobie zadać pytanie: czy prezydent jest bezpieczny? W tygodniku „w Sieci” w sierpniu ub. roku postawiliśmy to pytanie na okładce:
Czytaj więcej: Marek Pyza we „wSieci”: 6 sierpnia Andrzej Duda stanie się najważniejszą osobą w państwie. Czy będzie odpowiednio chroniony?
W odpowiedzi parówkowe portale zaczęły szydzić, że ogarnia nas „prawicowe szaleństwo”. Cóż, widać, kto miał rację.
CIĄG DALSZY CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wydawało się, że po tym jak w Smoleńsku zginęła nasza narodowa elita z urzędującym prezydentem na czele, a potem rozpoczął wędrówkę po Polsce „seryjny samobójca”, nikt już nie poważy się na szyderstwa z bezpieczeństwa władz państwa. A jednak! Po pęknięciu (!!!) opony w samochodzie prezydenta Dudy znów się odezwali:
I piszą to ci sami ludzie, którzy z podejścia do prezydenta Bronisława Komorowskiego człowieka z ulotkami w rękach zrobili zamach stulecia. A przecież sprawa jest bardzo poważna. Przy takich prędkościach rozpad opony oznacza sprowadzenie śmiertelnego zagrożenia.
Ale zostawmy przemysł pogardy. Trzeba go traktować jako kolejną formę agresji wobec tych władz RP, które dążą do wzmocnienia jej siły. Musimy mieć świadomość, że za tą formą idą następne. Przed Smoleńskiem również stosowano podobne zabiegi, który przygotowywały opinię publiczną na tragedię 10 kwietnia 2010 roku. Konsekwentnie i wbrew prawdzie przedstawiano śp. Lecha Kaczyńskiego jako nieudacznika, wyszydzano starania o środki pozwalające na godne i bezpieczne funkcjonowanie kancelarii, lekceważono groźby i prowokacje. Na takim podglebiu łatwiej było zaprezentować Smoleńsk jako winę… samego Lecha Kaczyńskiego. I błyskawicznie przejąć władzę.
Stanowisko prezydenta jest kluczem do możliwości zmiany w państwie. Obóz III RP długo lekceważył możliwość utraty większości w parlamencie, bo był przekonany, że maksimum tego, co może osiągnąć opozycja, to chwilowe uchwycenie władzy w ramach jakiejś brudnej koalicji. A nad wszystkim zawsze miały być dwa bezpieczniki: zawłaszczony przez opozycję Trybunał Konstytucyjny i związany z ludźmi WSI Bronisław Komorowski w Pałacu Prezydenckim. W takim układzie PiS nie mógłby nawet dotknąć kluczowych obszarów państwa (wojsko, wymiar sprawiedliwości), a po roku-dwóch zostałby rozjechany i przepędzony.
Wszystkie te rachuby wzięły w łeb, w ogromnej mierze wskutek wskazania przez Jarosława Kaczyńskiego doskonałego kandydata i jego piorunującej kampanii wyborczej. To był prawdziwy szach-mat. I ogromne zagrożenie dla systemu żerowania na Polakach stworzonego przez władców III RP. Każdy, kto choć trochę rozumie politykę, każdy, kto widział jak kłamano po Smoleńsku, musiał sobie zadać pytanie: czy prezydent jest bezpieczny? W tygodniku „w Sieci” w sierpniu ub. roku postawiliśmy to pytanie na okładce:
Czytaj więcej: Marek Pyza we „wSieci”: 6 sierpnia Andrzej Duda stanie się najważniejszą osobą w państwie. Czy będzie odpowiednio chroniony?
W odpowiedzi parówkowe portale zaczęły szydzić, że ogarnia nas „prawicowe szaleństwo”. Cóż, widać, kto miał rację.
CIĄG DALSZY CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/284043-nalezy-przyjac-ze-probowano-zabic-prezydenta-byc-moze-sledztwo-to-wykluczy-ale-powazne-panstwo-nie-moze-przyjac-na-wyjsciu-innej-optyki?strona=1