To nie Wałęsa, ale mój mąż obalił komunizm
— powiedziała wdowa po szefie komunistycznej bezpieki.
I dodała, że komunizm by nie upadł, gdyby nie jej nieżyjący małżonek. Pod względem megalomanii pani Kiszczakowa mogłaby spokojnie konkurować z Lechem Wałęsą, który „wziął i obalił komunę”, ale paradoksalnie jej słowa mogą mieć głębszy sens. I stawiać przed nami wyzwanie.
Krytycy ujawniania zawartości teczek służb, dziś obrońcy Wałęsy, często mówią – czasami głośno, czasami prywatnie, z lekkim przerażeniem w głosie – że jeśli „to szaleństwo” nie zostanie powstrzymane, to w końcu okaże się, że żadnej opozycji nie było – byli tylko agenci. Tak jak w Chestertonowskim „Człowieku, który był Czwartkiem”, gdzie cała loża anarchistów okazuje się w końcu składać z policyjnych agentów. Szantażując nas tą złowrogą wizją, próbują wymóc zaniechanie poszukiwania prawdy i mówienia o niej. Nie wolno dać się w tę pułapkę wmanewrować, szczególnie że jest ona fałszywa. Faktem jest współpraca ogromnej liczby opozycjonistów z aparatem policyjnym PRL. O wielu takich przypadkach na razie nie wiemy, ale pewnie w końcu się dowiemy i będzie to szok, bo informacje będą dotyczyć pomnikowych nazwisk. Wszystko to nie zmienia zaangażowania, bohaterstwa nawet ogromnej liczby ludzi, którzy działali w opozycji, a na propozycje współpracy, a nawet na próby szantażu odpowiadali wzgardą. Albo, najpierw ulegając, znajdowali w sobie następnie siłę i wielką odwagę, żeby współpracę zerwać lub też opowiedzieć o niej przyjaciołom z podziemia. Nic też nie zmieni faktu, że „Solidarność” była wielkim społecznym ruchem, którego komuniści się bali i dlatego wkładali tyle wysiłku w jego zinfiltrowanie.
Obrońcy Wałęsy powiadają, że to przecież on jest symbolem tego ruchu. To prawda – tak było. Ale czas stanąć oko w oko z prawdą: wartością jest sama „Solidarność”, zbiorowy bohater, a nie Wałęsa czy ktokolwiek inny. Tego nikt nam nie zabierze. Może upaść mit Wałęsy – i upaść powinien, jeśli ostatecznie okazałoby się, że w życiorysie byłego prezydenta naprawdę nie ma czego bronić – ale nie upadnie wraz z nim mit „Solidarności” i setek tysięcy jej zwykłych członków.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To nie Wałęsa, ale mój mąż obalił komunizm
— powiedziała wdowa po szefie komunistycznej bezpieki.
I dodała, że komunizm by nie upadł, gdyby nie jej nieżyjący małżonek. Pod względem megalomanii pani Kiszczakowa mogłaby spokojnie konkurować z Lechem Wałęsą, który „wziął i obalił komunę”, ale paradoksalnie jej słowa mogą mieć głębszy sens. I stawiać przed nami wyzwanie.
Krytycy ujawniania zawartości teczek służb, dziś obrońcy Wałęsy, często mówią – czasami głośno, czasami prywatnie, z lekkim przerażeniem w głosie – że jeśli „to szaleństwo” nie zostanie powstrzymane, to w końcu okaże się, że żadnej opozycji nie było – byli tylko agenci. Tak jak w Chestertonowskim „Człowieku, który był Czwartkiem”, gdzie cała loża anarchistów okazuje się w końcu składać z policyjnych agentów. Szantażując nas tą złowrogą wizją, próbują wymóc zaniechanie poszukiwania prawdy i mówienia o niej. Nie wolno dać się w tę pułapkę wmanewrować, szczególnie że jest ona fałszywa. Faktem jest współpraca ogromnej liczby opozycjonistów z aparatem policyjnym PRL. O wielu takich przypadkach na razie nie wiemy, ale pewnie w końcu się dowiemy i będzie to szok, bo informacje będą dotyczyć pomnikowych nazwisk. Wszystko to nie zmienia zaangażowania, bohaterstwa nawet ogromnej liczby ludzi, którzy działali w opozycji, a na propozycje współpracy, a nawet na próby szantażu odpowiadali wzgardą. Albo, najpierw ulegając, znajdowali w sobie następnie siłę i wielką odwagę, żeby współpracę zerwać lub też opowiedzieć o niej przyjaciołom z podziemia. Nic też nie zmieni faktu, że „Solidarność” była wielkim społecznym ruchem, którego komuniści się bali i dlatego wkładali tyle wysiłku w jego zinfiltrowanie.
Obrońcy Wałęsy powiadają, że to przecież on jest symbolem tego ruchu. To prawda – tak było. Ale czas stanąć oko w oko z prawdą: wartością jest sama „Solidarność”, zbiorowy bohater, a nie Wałęsa czy ktokolwiek inny. Tego nikt nam nie zabierze. Może upaść mit Wałęsy – i upaść powinien, jeśli ostatecznie okazałoby się, że w życiorysie byłego prezydenta naprawdę nie ma czego bronić – ale nie upadnie wraz z nim mit „Solidarności” i setek tysięcy jej zwykłych członków.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/282991-przyjacielem-mi-platon-ale-wiekszym-przyjacielem-prawda-proba-obrony-walesowej-mitologii-nieskalanego-lidera-jest-kuriozalna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.