Pięć lat później znów znalazłem się w willi przy ul. Oszczepników. Kiszczak nic się nie zmienił. Nadal uważał siebie za męża opatrznościowego, który zbawił Polskę.
Podczas rozmowy zerkał w telewizor. Na ekranie pokazywano właśnie zamieszki w jednym z krajów północnej Afryki.
Niech pan zobaczy. To sytuacja podobna jak kiedyś u nas. Tylko brakuje im człowieka, żeby okrągły stół zorganizował i ze wszystkimi się dogadał
— komentował, dając do zrozumienia, że w Polsce takim człowiekiem był on.
Tym razem trafiłem do Kiszczaka zbierając materiały do książki o Władysławie Bartoszewskim. Chciałem skonfrontować relacje o internowaniu i zwolnieniu z internowania Bartoszewskiego. Okazały się one rozbieżne, ale teraz mniejsza z tym.
Uwagę zwracało to, że Kiszczak, wypowiadając się o osobach związanych z tamtymi wydarzeniami, używał bezwiednie żargonu typu: ten i ten, zamieszkały w Krakowie, urodzony… itd. Zupełnie, jakby przed chwilą miał przed oczami ubeckie akta.
Nie zdradzał co kryły „antyczne” szafy skupowane przez jego żonę, ale otwarcie chwalił się prywatnymi zapiskami, w których utrwalił „rozmowy z wieloma ludźmi”. Przytoczę w tym miejscu fragment swojej książki o Władysławie Bartoszewskim.
– Mam tutaj taką notatkę, którą sobie sporządziłem na początku lat 90., dotyczącą okresu od 1981 do 1989 r. - Kiszczak wertuje plik kartek z zapiskami. W ten sposób utrwalił, jak mówi, „rozmowy z wieloma ludźmi, mające na celu doprowadzenie do porozumienia i pojednania narodowego”. – Niech pan sam sobie przeczyta – podsuwa mi przed oczy pożółkły maszynopis. Czytam na głos: „Wiele szczerych, rzeczowych rozmów przeprowadziłem z panem Bartoszewskim, znanym i cenionym w kraju i na świecie literatem, w okresie okupacji członkiem Żegoty w komendzie Głównej AK, bardzo zasłużonym dla sprawy ratowania Żydów. Nasze rozmowy dotyczyły – głównie, ale nie tylko – stanu wojennego, jego przyczyn i skutków; sytuacji, w jakiej znalazł się związek Literatów Polskich, konsekwencji tego dla kultury polskiej i wielu innych spraw publicznych. On sam, moją decyzją, został zwolniony z internowania bez żadnych warunków. Na własne życzenie otrzymał wraz z żoną paszport. W liście z 21 czerwca 1983 r., nadanym w Berlinie Zachodnim, dziękował mi za decyzję o przedłużeniu tych paszportów i rozszerzeniu ich ważności na wszystkie kraje świata.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Pięć lat później znów znalazłem się w willi przy ul. Oszczepników. Kiszczak nic się nie zmienił. Nadal uważał siebie za męża opatrznościowego, który zbawił Polskę.
Podczas rozmowy zerkał w telewizor. Na ekranie pokazywano właśnie zamieszki w jednym z krajów północnej Afryki.
Niech pan zobaczy. To sytuacja podobna jak kiedyś u nas. Tylko brakuje im człowieka, żeby okrągły stół zorganizował i ze wszystkimi się dogadał
— komentował, dając do zrozumienia, że w Polsce takim człowiekiem był on.
Tym razem trafiłem do Kiszczaka zbierając materiały do książki o Władysławie Bartoszewskim. Chciałem skonfrontować relacje o internowaniu i zwolnieniu z internowania Bartoszewskiego. Okazały się one rozbieżne, ale teraz mniejsza z tym.
Uwagę zwracało to, że Kiszczak, wypowiadając się o osobach związanych z tamtymi wydarzeniami, używał bezwiednie żargonu typu: ten i ten, zamieszkały w Krakowie, urodzony… itd. Zupełnie, jakby przed chwilą miał przed oczami ubeckie akta.
Nie zdradzał co kryły „antyczne” szafy skupowane przez jego żonę, ale otwarcie chwalił się prywatnymi zapiskami, w których utrwalił „rozmowy z wieloma ludźmi”. Przytoczę w tym miejscu fragment swojej książki o Władysławie Bartoszewskim.
– Mam tutaj taką notatkę, którą sobie sporządziłem na początku lat 90., dotyczącą okresu od 1981 do 1989 r. - Kiszczak wertuje plik kartek z zapiskami. W ten sposób utrwalił, jak mówi, „rozmowy z wieloma ludźmi, mające na celu doprowadzenie do porozumienia i pojednania narodowego”. – Niech pan sam sobie przeczyta – podsuwa mi przed oczy pożółkły maszynopis. Czytam na głos: „Wiele szczerych, rzeczowych rozmów przeprowadziłem z panem Bartoszewskim, znanym i cenionym w kraju i na świecie literatem, w okresie okupacji członkiem Żegoty w komendzie Głównej AK, bardzo zasłużonym dla sprawy ratowania Żydów. Nasze rozmowy dotyczyły – głównie, ale nie tylko – stanu wojennego, jego przyczyn i skutków; sytuacji, w jakiej znalazł się związek Literatów Polskich, konsekwencji tego dla kultury polskiej i wielu innych spraw publicznych. On sam, moją decyzją, został zwolniony z internowania bez żadnych warunków. Na własne życzenie otrzymał wraz z żoną paszport. W liście z 21 czerwca 1983 r., nadanym w Berlinie Zachodnim, dziękował mi za decyzję o przedłużeniu tych paszportów i rozszerzeniu ich ważności na wszystkie kraje świata.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/282190-tylko-u-nas-bylem-dwa-razy-w-domu-kiszczaka-chwalil-sie-zapiskami-rozmow-z-wieloma-ludzmi-kilka-uwag-do-sprawy-bolka?strona=2