Przychodzi Czerwona Wdowa do IPN-u i mówi: - Mam do sprzedania motorówkę. To oczywiście żart. Motorówkę, starą i niesprawną, ale o wielkiej historycznej wartości mogła dilować Kulczykowi, ale się spóźniła. Do IPN-u przyszła z makulaturą. Potraktowała ten urząd jak skup makulatury, gdzie papier zamienia się na złotówki, ewentualnie rolki toaletowe. Bo tak powiedział przed śmiercią jej mąż Edward Kiszczak: - Jak będziesz miała kłopoty finansowe, idź do IPN-u. Tak powiedział. Autentycznie. Nie do synów, rodziny, przyjaciół, lombardu czy w ostateczności do MOPS-u. Do IPN-u, instytucji znienawidzonej przez komunę, która według niego ma zamieniać donosy na złote w ramach pomocy biednym wdowom po komunistycznych zbrodniarzach, co w stosunku do Kiszczaka orzekł sąd, skazując go na 2 lata więzienia w zawieszeniu za udział w „związku przestępczym o charakterze zbrojnym”, który na najwyższych szczeblach władzy PRL przygotowywał stan wojenny. Jak jej kazał, tak zrobiła, bo zawsze była uległą żoną, podporządkowaną mężowi i wybaczającą mu wszystko. To oczywiście wersja dla idiotów, bo Maria Teresa Korzonkiewicz-Kiszczak, choć blondynka, idiotką nie jest. No, może trochę wykluczona teraz towarzysko, bo prawie wszyscy towarzysze już odeszli, ale nie wykluczona intelektualnie czy cyfrowo. Wszak nie tylko jest doktorem nauk humanistycznych, ekonomistką i wykładowczynią, autorką licznych publikacji naukowych i pomocy dydaktycznych. Prowadzi własny blog pn. „Jestem poetką”, choć napisała też dwie powieści autobiograficzne, wiele wierszy, bajek i przypowieści.
By uwiarygodnić wagę tych kilku kartonów makulatury, które trzymała w symbolicznej szafie, w piwnicy, na strychu lub może tradycyjnie, w wersalce, okazała zapisaną odręcznie kartkę papieru zatytułowaną „Informacja opracowania ze słów T.W.»Bolek« z odbytego spotkania w dniu 16 XI 74 r.” datowaną: Gdańsk, dn. 16.11.74, opatrzoną w lewym górnym rogu nagłówkiem „źrodł. T.W.»Bolek«, przyj. rez. »Madziar«, wpłyn. 16 XI 74 r., odeb. kpt. Z. Ratkiewicz” informując też, że posiada w domu więcej dokumentów tego rodzaju.
Białe kruki, czarne WRON-y czy raczej fałszywki?
Dzisiaj tego nie wiemy. Jednak wyceniła swój „skarb” na 90 tysięcy złotych, co biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo wystąpienia w nich innych nazwisk, wartość naszego „dobra narodowego” i laureata pokojowej nagrody Nobla, wypada bardzo słabo. Może kilka tysięcy, ale przecież nie o Lecha Wałęsę w tym wszystkim chodzi. Dlatego Wałęsa nie był tym kupnem zainteresowany. Jego anatomia upadku, dzięki książce Sławomira Cenckiewicza „Wałęsa - Człowiek z teczki”, jest prosta, oczywista i dostatecznie udokumentowana. Żadne więc dodatkowe kwity ani niezrozumiała akcja pani Marii Kiszczak, tego nie zmienią. Fakt ten trzeba rozpatrywać w aktualnym kontekście walki politycznej w Polsce z demokratycznie wybraną władzą, w którą zaangażowano wszystkie siły broniące kontynuacji PRL-u, czyli III RP i okrągłostołowego układu. Jedna z inicjatyw utrwalaczy starego systemu, KOD – Komitet Obrony Demokracji, wykorzystujący symbol opornika, który przeciwnicy systemu komunistycznego przypinali sobie do ubrań w stanie wojennym ryzykując nawet życie, została już przez Polaków zidentyfikowana i ośmieszona, podobnie jak fakt rozdawania oporników przez TVN zaproszonym do studia gościom. Polskie podwórko więc, a nawet ulica nie są żadnym zagrożeniem dla większości popierającej rząd Polaków. Ale niepokojące są sygnały głównie z europejskich i światowych mediów, tzw. donosiki na Polskę (ostatnio najbardziej chyba popularna forma dziennikarska), opisujące zamordyzm i łamanie demokracji panujący za rządów Prawa i Sprawiedliwości i błagające o przyjacielską pomoc. Znamy to z 1981 roku; dzisiaj w role Jaruzelskiego wcielają się dziennikarze z Gazety Wyborczej i przeróżne pseudo-autorytety. I dzisiaj już wiemy, że, tak samo jak wtedy Rosjanie Jaruzelskiemu, tak dzisiaj Komisja Europejska odpowiedziała donosicielom. Sprawa z amerykańskimi senatorami pod wodzą Johna McCaina jest trochę inna swym ciężarem gatunkowym i tu nie już wystarczy byle dziennikarzyna, „No mercy” Schetyna czy Neumann, których pole wpływów ogranicza się do Martina Schulza. Tu potrzeba kogoś wpływowego, jak zdradek z Chobielina z małżonką, by McCain, który sądzi, że istnieje jeszcze Czechosłowacja, a po polskich ulicach biegają białe niedźwiedzie, takiej osobie uwierzył. Być może już wkrótce senat USA stanie przed podobnym problemem, jak w Polsce z Trybunałem Konstytucyjnym, gdy przyjdzie mu głosować wybór brakującego po śmierci Antonina Scalii, dziewiątego sędziego Sądu Najwyższego USA, wskazanego przez prezydenta Obamę. Czy możemy liczyć, że wówczas trzej polscy senatorowie wystosują list do prezydenta Obamy, że łamana jest w Stanach demokracja?
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przychodzi Czerwona Wdowa do IPN-u i mówi: - Mam do sprzedania motorówkę. To oczywiście żart. Motorówkę, starą i niesprawną, ale o wielkiej historycznej wartości mogła dilować Kulczykowi, ale się spóźniła. Do IPN-u przyszła z makulaturą. Potraktowała ten urząd jak skup makulatury, gdzie papier zamienia się na złotówki, ewentualnie rolki toaletowe. Bo tak powiedział przed śmiercią jej mąż Edward Kiszczak: - Jak będziesz miała kłopoty finansowe, idź do IPN-u. Tak powiedział. Autentycznie. Nie do synów, rodziny, przyjaciół, lombardu czy w ostateczności do MOPS-u. Do IPN-u, instytucji znienawidzonej przez komunę, która według niego ma zamieniać donosy na złote w ramach pomocy biednym wdowom po komunistycznych zbrodniarzach, co w stosunku do Kiszczaka orzekł sąd, skazując go na 2 lata więzienia w zawieszeniu za udział w „związku przestępczym o charakterze zbrojnym”, który na najwyższych szczeblach władzy PRL przygotowywał stan wojenny. Jak jej kazał, tak zrobiła, bo zawsze była uległą żoną, podporządkowaną mężowi i wybaczającą mu wszystko. To oczywiście wersja dla idiotów, bo Maria Teresa Korzonkiewicz-Kiszczak, choć blondynka, idiotką nie jest. No, może trochę wykluczona teraz towarzysko, bo prawie wszyscy towarzysze już odeszli, ale nie wykluczona intelektualnie czy cyfrowo. Wszak nie tylko jest doktorem nauk humanistycznych, ekonomistką i wykładowczynią, autorką licznych publikacji naukowych i pomocy dydaktycznych. Prowadzi własny blog pn. „Jestem poetką”, choć napisała też dwie powieści autobiograficzne, wiele wierszy, bajek i przypowieści.
By uwiarygodnić wagę tych kilku kartonów makulatury, które trzymała w symbolicznej szafie, w piwnicy, na strychu lub może tradycyjnie, w wersalce, okazała zapisaną odręcznie kartkę papieru zatytułowaną „Informacja opracowania ze słów T.W.»Bolek« z odbytego spotkania w dniu 16 XI 74 r.” datowaną: Gdańsk, dn. 16.11.74, opatrzoną w lewym górnym rogu nagłówkiem „źrodł. T.W.»Bolek«, przyj. rez. »Madziar«, wpłyn. 16 XI 74 r., odeb. kpt. Z. Ratkiewicz” informując też, że posiada w domu więcej dokumentów tego rodzaju.
Białe kruki, czarne WRON-y czy raczej fałszywki?
Dzisiaj tego nie wiemy. Jednak wyceniła swój „skarb” na 90 tysięcy złotych, co biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo wystąpienia w nich innych nazwisk, wartość naszego „dobra narodowego” i laureata pokojowej nagrody Nobla, wypada bardzo słabo. Może kilka tysięcy, ale przecież nie o Lecha Wałęsę w tym wszystkim chodzi. Dlatego Wałęsa nie był tym kupnem zainteresowany. Jego anatomia upadku, dzięki książce Sławomira Cenckiewicza „Wałęsa - Człowiek z teczki”, jest prosta, oczywista i dostatecznie udokumentowana. Żadne więc dodatkowe kwity ani niezrozumiała akcja pani Marii Kiszczak, tego nie zmienią. Fakt ten trzeba rozpatrywać w aktualnym kontekście walki politycznej w Polsce z demokratycznie wybraną władzą, w którą zaangażowano wszystkie siły broniące kontynuacji PRL-u, czyli III RP i okrągłostołowego układu. Jedna z inicjatyw utrwalaczy starego systemu, KOD – Komitet Obrony Demokracji, wykorzystujący symbol opornika, który przeciwnicy systemu komunistycznego przypinali sobie do ubrań w stanie wojennym ryzykując nawet życie, została już przez Polaków zidentyfikowana i ośmieszona, podobnie jak fakt rozdawania oporników przez TVN zaproszonym do studia gościom. Polskie podwórko więc, a nawet ulica nie są żadnym zagrożeniem dla większości popierającej rząd Polaków. Ale niepokojące są sygnały głównie z europejskich i światowych mediów, tzw. donosiki na Polskę (ostatnio najbardziej chyba popularna forma dziennikarska), opisujące zamordyzm i łamanie demokracji panujący za rządów Prawa i Sprawiedliwości i błagające o przyjacielską pomoc. Znamy to z 1981 roku; dzisiaj w role Jaruzelskiego wcielają się dziennikarze z Gazety Wyborczej i przeróżne pseudo-autorytety. I dzisiaj już wiemy, że, tak samo jak wtedy Rosjanie Jaruzelskiemu, tak dzisiaj Komisja Europejska odpowiedziała donosicielom. Sprawa z amerykańskimi senatorami pod wodzą Johna McCaina jest trochę inna swym ciężarem gatunkowym i tu nie już wystarczy byle dziennikarzyna, „No mercy” Schetyna czy Neumann, których pole wpływów ogranicza się do Martina Schulza. Tu potrzeba kogoś wpływowego, jak zdradek z Chobielina z małżonką, by McCain, który sądzi, że istnieje jeszcze Czechosłowacja, a po polskich ulicach biegają białe niedźwiedzie, takiej osobie uwierzył. Być może już wkrótce senat USA stanie przed podobnym problemem, jak w Polsce z Trybunałem Konstytucyjnym, gdy przyjdzie mu głosować wybór brakującego po śmierci Antonina Scalii, dziewiątego sędziego Sądu Najwyższego USA, wskazanego przez prezydenta Obamę. Czy możemy liczyć, że wówczas trzej polscy senatorowie wystosują list do prezydenta Obamy, że łamana jest w Stanach demokracja?
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/282158-ile-jest-warte-nasze-dobro-narodowe-czy-dowiemy-sie-kto-gra-teczkami-i-w-jakim-celu