Dzisiaj nawet same gwarancje amerykańskie powodują, że możemy czuć, iż kolektywna obrona jest realizowana. Ale żeby była w pełni kolektywna, dobrze byłoby, żeby również państwa europejskie obudziły się i bardziej zaangażowały we własne bezpieczeństwo
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM i dawny wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
wPolityce.pl: Po niedawnym spotkaniu ministrów obrony państw NATO w Brukseli, Antoni Macierewicz przedstawił sprawę obecności sił Sojuszu na wschodniej flance jako praktycznie przesądzoną. Mówił: „Będą bazy, magazyny, zaopatrzenie - będą żołnierze, w tym także żołnierze zdolni do realizacji natychmiast misji bojowej”. Podkreślał, że chodzi o wojska zarówno NATO, jak i samych Stanów Zjednoczonych. Tymczasem na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, w której wzięli udział prezydent Andrzej Duda i szef MSZ Witold Waszczykowski, debatowano na ten temat, jakby nic nie było pewne. Jak więc rzeczywiście wygląda perspektywa realnej obecności sił NATO przy naszej wschodniej granicy?
Gen. Roman Polko: Rozumiem powściągliwość w niektórych wypowiedziach. Natomiast wydaje mi się, że idziemy w dobrym kierunku. Mamy wypowiedzi amerykańskich dowódców i polityków, mamy obecność sił amerykańskich. Nie siedzę w umysłach decydentów z tamtej strony, ale w politycznym działaniu raczej bliżej nam ku temu, żeby stała obecność sił NATO w Polsce miała miejsce. Stała obecność militarna w XXI wieku to nie jest budowa infrastruktury, stałych baz, czy stałej obecności na co dzień, bo żołnierzy można w krótkim czasie przerzucić. Natomiast to kwestia sprzętu i poligonów. Mamy niewątpliwy atut w postaci atrakcyjnych poligonów i stąd nasi natowscy partnerzy, działając u nas, mogą szkolić się, a jednocześnie poprawiać bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO. Wydaje mi się, że takie decyzje zapadną, że wszystko idzie w tym kierunku. Jestem raczej dobrej myśli. Ale musimy też pamiętać o południowej flance NATO, bo trudno sobie wyobrazić siły sojuszu natowskiego, jak niektórzy by chcieli, które chroniłyby tylko terytorium Polski, a zapominamy o wyzwaniach pojawiających się w związku z wojną z Państwem Islamskim.
Chodzi o to, czy kropka nad „i” w sprawie baz w Polsce została postawiona. Minister Macierewicz mówił: „NATO na wschodniej flance to fakt”. A konferencja w Monachium miała taki przebieg, że minister Waszczykowski, czy prezydent Duda, nadal musieli przekonywać do tego, żeby te bazy były w Polsce. Wciąż pojawiały się przy tym głosy, czy to ze strony polityków niemieckich, poprzedzające konferencję, czy na samej konferencji, negujące konieczność wzmocnienia wschodniej flanki. Jak pan widzi rolę Monachium w stosunku do wcześniejszych ustaleń, które relacjonował minister Macierewicz?
Nie chcę spekulować, ale prawdopodobnie w dwustronnych rozmowach z Amerykanami zapadły pewne ustalenia. Wiadomo, że Amerykanie to główna siła Sojuszu. A powściągliwość, chociażby prezydenta Andrzeja Dudy, czy ministra Witolda Waszczykowskiego, wynika z tego, że chcemy dyplomatycznie przekonać do baz w Polsce również naszych europejskich sojuszników, którzy nawet po ostatnim szczycie NATO niewiele zrobili, żeby wzmocnić gotowość państw europejskich, europejskiej części NATO, do wspólnego działania i wspólnej obrony własnego terytorium. Stąd, być może, takie wrażenie rozdwojenia. Bo rzeczywiście, z tego, co nawet widzimy na co dzień, Amerykanie mocno się angażują i dzisiaj nawet same gwarancje amerykańskie powodują, że możemy czuć, iż kolektywna obrona jest realizowana. Ale żeby była w pełni kolektywna, dobrze byłoby, żeby również państwa europejskie obudziły się i bardziej zaangażowały we własne bezpieczeństwo.
Czytaj dalej na następnej stronie =====>>>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dzisiaj nawet same gwarancje amerykańskie powodują, że możemy czuć, iż kolektywna obrona jest realizowana. Ale żeby była w pełni kolektywna, dobrze byłoby, żeby również państwa europejskie obudziły się i bardziej zaangażowały we własne bezpieczeństwo
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM i dawny wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
wPolityce.pl: Po niedawnym spotkaniu ministrów obrony państw NATO w Brukseli, Antoni Macierewicz przedstawił sprawę obecności sił Sojuszu na wschodniej flance jako praktycznie przesądzoną. Mówił: „Będą bazy, magazyny, zaopatrzenie - będą żołnierze, w tym także żołnierze zdolni do realizacji natychmiast misji bojowej”. Podkreślał, że chodzi o wojska zarówno NATO, jak i samych Stanów Zjednoczonych. Tymczasem na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, w której wzięli udział prezydent Andrzej Duda i szef MSZ Witold Waszczykowski, debatowano na ten temat, jakby nic nie było pewne. Jak więc rzeczywiście wygląda perspektywa realnej obecności sił NATO przy naszej wschodniej granicy?
Gen. Roman Polko: Rozumiem powściągliwość w niektórych wypowiedziach. Natomiast wydaje mi się, że idziemy w dobrym kierunku. Mamy wypowiedzi amerykańskich dowódców i polityków, mamy obecność sił amerykańskich. Nie siedzę w umysłach decydentów z tamtej strony, ale w politycznym działaniu raczej bliżej nam ku temu, żeby stała obecność sił NATO w Polsce miała miejsce. Stała obecność militarna w XXI wieku to nie jest budowa infrastruktury, stałych baz, czy stałej obecności na co dzień, bo żołnierzy można w krótkim czasie przerzucić. Natomiast to kwestia sprzętu i poligonów. Mamy niewątpliwy atut w postaci atrakcyjnych poligonów i stąd nasi natowscy partnerzy, działając u nas, mogą szkolić się, a jednocześnie poprawiać bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO. Wydaje mi się, że takie decyzje zapadną, że wszystko idzie w tym kierunku. Jestem raczej dobrej myśli. Ale musimy też pamiętać o południowej flance NATO, bo trudno sobie wyobrazić siły sojuszu natowskiego, jak niektórzy by chcieli, które chroniłyby tylko terytorium Polski, a zapominamy o wyzwaniach pojawiających się w związku z wojną z Państwem Islamskim.
Chodzi o to, czy kropka nad „i” w sprawie baz w Polsce została postawiona. Minister Macierewicz mówił: „NATO na wschodniej flance to fakt”. A konferencja w Monachium miała taki przebieg, że minister Waszczykowski, czy prezydent Duda, nadal musieli przekonywać do tego, żeby te bazy były w Polsce. Wciąż pojawiały się przy tym głosy, czy to ze strony polityków niemieckich, poprzedzające konferencję, czy na samej konferencji, negujące konieczność wzmocnienia wschodniej flanki. Jak pan widzi rolę Monachium w stosunku do wcześniejszych ustaleń, które relacjonował minister Macierewicz?
Nie chcę spekulować, ale prawdopodobnie w dwustronnych rozmowach z Amerykanami zapadły pewne ustalenia. Wiadomo, że Amerykanie to główna siła Sojuszu. A powściągliwość, chociażby prezydenta Andrzeja Dudy, czy ministra Witolda Waszczykowskiego, wynika z tego, że chcemy dyplomatycznie przekonać do baz w Polsce również naszych europejskich sojuszników, którzy nawet po ostatnim szczycie NATO niewiele zrobili, żeby wzmocnić gotowość państw europejskich, europejskiej części NATO, do wspólnego działania i wspólnej obrony własnego terytorium. Stąd, być może, takie wrażenie rozdwojenia. Bo rzeczywiście, z tego, co nawet widzimy na co dzień, Amerykanie mocno się angażują i dzisiaj nawet same gwarancje amerykańskie powodują, że możemy czuć, iż kolektywna obrona jest realizowana. Ale żeby była w pełni kolektywna, dobrze byłoby, żeby również państwa europejskie obudziły się i bardziej zaangażowały we własne bezpieczeństwo.
Czytaj dalej na następnej stronie =====>>>
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/281652-gen-polko-o-bazach-nato-i-konferencji-w-monachium-niemcy-robia-zanadto-wiele-zeby-nie-draznic-putina-nasz-wywiad?strona=1