Prof. Sławomir Cenckiewicz w głośnej książce „Długie ramię Moskwy” opisał historię wojskowych służb specjalnych PRL. Wykazał, że struktury te nie były profesjonalnymi służbami wywiadowczymi, że nie miały sukcesów na tym polu. Działały za to dość sumiennie, by bronić reżimu komunistycznego i umacniać władzę komunistów, dorabiając przy tym na boku. Warto mieć w pamięci tę książkę, gdy czyta się ostatni artykuł historyka. W „Do Rzeczy” opisuje on nieznane wcześniej materiały na temat gen. Marka Dukaczewskiego, byłego szefa WSI. Dukaczewski nie tylko okazuje się człowiekiem w pełni lojalnym wobec komunistycznego państwa nastawionego na walkę z Polakami, ale również osobą zupełnie nieprofesjonalną.
Cenckiewicz opisując ścieżkę kariery Dukaczewskiego wskazuje m.in. na opinie na jego temat. Wynika z nich jednoznacznie, że Dukaczewski był oceniany źle jako oficer wywiadu, efekty jego pracy były na niskim poziomie. Widząc cytaty przytoczone przez autora tekstu można wręcz pytać, czy nie utrzymywano go w służbie głównie przez postawę „ideologiczną” i zaangażowanie partyjne. Jak pisze Cenckiewicz nawet w czasie stanu wojennego wprowadzonego przez juntę Jaruzelskiego Dukaczewski „wykazywał się postawą patriotyczną, zaangażowaniem w walce o socjalistyczne wartości naszego ustroju. Bardzo aktywny i oddany pracy społecznej i partyjnej”. W ocenie Cenckiewicza Dukaczewski wiedział, że swoje ogólne oceny, które utrzymywały się na wysokim poziomie, zawdzięcza zaangażowaniu partyjnemu. Dukaczewski od lat młodzieńczych prezentował postawę jednoznacznie wspierającą reżim komunistyczny.
Marek Dukaczewski jawi się niczym janczar komuny od najmłodszych lat oddany sprawie PRL… Stał się reprezentantem typowej resortowej rodziny
— wskazuje Cenckiewicz, opisując kolejne kroki na drodze socjalistycznej kariery Dukaczewskiego.
Zakorzenienie Dukaczewskiego w ideologii komunistycznej i strukturach partii musiało być duże, skoro przechodzono do porządku dziennego nad wynikami jego pracy np. w Waszyngtonie. Centrala oceniała jego prace i materiały przysyłane słabo. Jednak na Dukaczewskiego wciąż patrzono jako na perspektywicznego oficera. Widocznie był dla komunistycznych służb ważny. Na tyle ważny, że w czasie transformacji zadbano o niego. Prof. Cenckiewicz publikuje dokument poświadczający, że gen. Dukaczewski odbył kurs GRU w ZSRS. Kurs ten zorganizowano… w sierpniu 1989 roku, gdy Polska weszła już na drogę przemian ustrojowych. W czasie gdy Polska zaczynała swoją powolną drogę do struktur zachodnich Dukaczewski brał udział w kursie sowieckim, kontynuował współpracę ze strukturami, które wiązały Polskę w dominację sowiecką i dławiły niepodległość i suwerenność.
Jak pisał w 2004 roku Jarosław Jakimczyk we „Wproście” Dukaczewski nie był jedynie szeregowym kursantem.
Generałowie Dukaczewski i Izydorczyk (do niedawna dyrektor Zespołu Koordynacji Przedsięwzięć Partnerstwa dla Pokoju w NATO) musieli się cieszyć zaufaniem Sowietów, bo zgodzili się oni, bo zostali starszymi grupy kursantów. A starsi grupy utrzymywali ściślejszy kontakt z nadzorcami z tzw. akwarium (potoczna nazwa centrali GRU pod Moskwą) niż pozostali adepci
— pisał dziennikarz. TU artykuł „Wprost” z 2004 roku.
Na niebezpieczeństwo związane z obecnością Dukaczewskiego na kursach GRU wskazuje Raport Macierewicza.
Organizowanie przez GRU i KGB kursów dla żołnierzy krajów bloku wschodniego ukierunkowane było na zdobycie wiedzy na temat uczestników kursów, ich nałogów i przyzwyczajeń, stworzenia ich profili psychologicznych i na poszerzenie wiedzy o składzie kadrowym służb
— czytamy w Raporcie. Można więc przyjąć, że obecność Dukaczewskiego w Moskwie wiąże się ze zbieraniem na niego materiałów, które mogły służyć do nacisków i szantażowania.
Raport Macierewicza wskazuje, że „kadra perspektywiczna”, jak oceniano również Dukaczewskiego, była kierowana na kursy w specjalnym celu.
Według danych posiadanych przez Komisję Weryfikacyjną na sowieckie kursy wysłano oficerów, co do których planowano, iż po zmianach politycznych obejmą w nowych służbach specjalnych stanowiska kierownicze (oraz agenturę wpływu)
— pisze dokument.
W przypadku Dukaczewskiego ta teza się sprawdziła, został szefem WSI, a wcześniej wysłano go do Norwegii. Zaskakująca jest zbieżność dat. Dukaczewski w sierpniu 1989 roku odbył kurs GRU, zaś już w marcu 1990 roku rozpoczął przygotowania do objęcia stanowiska w Norwegii, gdzie miał m.in. rozpoznawać potencjał NATO. Czy trafił tam dzięki obecności na kursach GRU? Kto zdecydował o jego wysłaniu do Norwegii, a także do Moskwy? Czy to ta sama osoba?
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Prof. Sławomir Cenckiewicz w głośnej książce „Długie ramię Moskwy” opisał historię wojskowych służb specjalnych PRL. Wykazał, że struktury te nie były profesjonalnymi służbami wywiadowczymi, że nie miały sukcesów na tym polu. Działały za to dość sumiennie, by bronić reżimu komunistycznego i umacniać władzę komunistów, dorabiając przy tym na boku. Warto mieć w pamięci tę książkę, gdy czyta się ostatni artykuł historyka. W „Do Rzeczy” opisuje on nieznane wcześniej materiały na temat gen. Marka Dukaczewskiego, byłego szefa WSI. Dukaczewski nie tylko okazuje się człowiekiem w pełni lojalnym wobec komunistycznego państwa nastawionego na walkę z Polakami, ale również osobą zupełnie nieprofesjonalną.
Cenckiewicz opisując ścieżkę kariery Dukaczewskiego wskazuje m.in. na opinie na jego temat. Wynika z nich jednoznacznie, że Dukaczewski był oceniany źle jako oficer wywiadu, efekty jego pracy były na niskim poziomie. Widząc cytaty przytoczone przez autora tekstu można wręcz pytać, czy nie utrzymywano go w służbie głównie przez postawę „ideologiczną” i zaangażowanie partyjne. Jak pisze Cenckiewicz nawet w czasie stanu wojennego wprowadzonego przez juntę Jaruzelskiego Dukaczewski „wykazywał się postawą patriotyczną, zaangażowaniem w walce o socjalistyczne wartości naszego ustroju. Bardzo aktywny i oddany pracy społecznej i partyjnej”. W ocenie Cenckiewicza Dukaczewski wiedział, że swoje ogólne oceny, które utrzymywały się na wysokim poziomie, zawdzięcza zaangażowaniu partyjnemu. Dukaczewski od lat młodzieńczych prezentował postawę jednoznacznie wspierającą reżim komunistyczny.
Marek Dukaczewski jawi się niczym janczar komuny od najmłodszych lat oddany sprawie PRL… Stał się reprezentantem typowej resortowej rodziny
— wskazuje Cenckiewicz, opisując kolejne kroki na drodze socjalistycznej kariery Dukaczewskiego.
Zakorzenienie Dukaczewskiego w ideologii komunistycznej i strukturach partii musiało być duże, skoro przechodzono do porządku dziennego nad wynikami jego pracy np. w Waszyngtonie. Centrala oceniała jego prace i materiały przysyłane słabo. Jednak na Dukaczewskiego wciąż patrzono jako na perspektywicznego oficera. Widocznie był dla komunistycznych służb ważny. Na tyle ważny, że w czasie transformacji zadbano o niego. Prof. Cenckiewicz publikuje dokument poświadczający, że gen. Dukaczewski odbył kurs GRU w ZSRS. Kurs ten zorganizowano… w sierpniu 1989 roku, gdy Polska weszła już na drogę przemian ustrojowych. W czasie gdy Polska zaczynała swoją powolną drogę do struktur zachodnich Dukaczewski brał udział w kursie sowieckim, kontynuował współpracę ze strukturami, które wiązały Polskę w dominację sowiecką i dławiły niepodległość i suwerenność.
Jak pisał w 2004 roku Jarosław Jakimczyk we „Wproście” Dukaczewski nie był jedynie szeregowym kursantem.
Generałowie Dukaczewski i Izydorczyk (do niedawna dyrektor Zespołu Koordynacji Przedsięwzięć Partnerstwa dla Pokoju w NATO) musieli się cieszyć zaufaniem Sowietów, bo zgodzili się oni, bo zostali starszymi grupy kursantów. A starsi grupy utrzymywali ściślejszy kontakt z nadzorcami z tzw. akwarium (potoczna nazwa centrali GRU pod Moskwą) niż pozostali adepci
— pisał dziennikarz. TU artykuł „Wprost” z 2004 roku.
Na niebezpieczeństwo związane z obecnością Dukaczewskiego na kursach GRU wskazuje Raport Macierewicza.
Organizowanie przez GRU i KGB kursów dla żołnierzy krajów bloku wschodniego ukierunkowane było na zdobycie wiedzy na temat uczestników kursów, ich nałogów i przyzwyczajeń, stworzenia ich profili psychologicznych i na poszerzenie wiedzy o składzie kadrowym służb
— czytamy w Raporcie. Można więc przyjąć, że obecność Dukaczewskiego w Moskwie wiąże się ze zbieraniem na niego materiałów, które mogły służyć do nacisków i szantażowania.
Raport Macierewicza wskazuje, że „kadra perspektywiczna”, jak oceniano również Dukaczewskiego, była kierowana na kursy w specjalnym celu.
Według danych posiadanych przez Komisję Weryfikacyjną na sowieckie kursy wysłano oficerów, co do których planowano, iż po zmianach politycznych obejmą w nowych służbach specjalnych stanowiska kierownicze (oraz agenturę wpływu)
— pisze dokument.
W przypadku Dukaczewskiego ta teza się sprawdziła, został szefem WSI, a wcześniej wysłano go do Norwegii. Zaskakująca jest zbieżność dat. Dukaczewski w sierpniu 1989 roku odbył kurs GRU, zaś już w marcu 1990 roku rozpoczął przygotowania do objęcia stanowiska w Norwegii, gdzie miał m.in. rozpoznawać potencjał NATO. Czy trafił tam dzięki obecności na kursach GRU? Kto zdecydował o jego wysłaniu do Norwegii, a także do Moskwy? Czy to ta sama osoba?
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/280287-dukaczewski-janczar-komuny-z-sowieckim-dyplomem-pod-pacha-tekst-cenckiewicza-powinien-zakonczyc-medialna-kariere-b-szefa-wsi-czas-odejsc-do-rezerwatu-postkomunizmu?strona=1