Obecną wojnę przeciw Polsce można porównać do działań „targowickich”, do akcji organizatorów Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad w 1920 r., do wezwań frakcji w PZPR o bratnią pomoc.
Jeszcze zanim Prawo i Sprawiedliwość wygrało w październiku 2015 r. wybory, istniał scenariusz takich działań za granicami Polski, które zwycięzcom miały uniemożliwić rządzenie. Ataki medialne są znane i oczywiste, ale chodzi przede wszystkim o otwarte działanie przeciw Polsce rodzimych polityków. Nie zawoalowane i dyskretne, lecz całkiem „na rympał”, byleby dowalić i zaszkodzić. Politycy PO oraz Nowoczesnej rysują za granicą obraz Polski okupowanej, w której oni funkcjonują w jakimś podziemnym ruchu oporu. I chyba tylko jakimś cudem jeszcze żyją. A przedarłszy się przez zasieki i kontrole graniczne ujawniają nieświadomemu Zachodowi straszny obraz Polski cierpiącej pod pisowskim reżimem. W rzeczywistości wszystko wygląda zupełnie inaczej, czyli zadowoleni z siebie i korzystający z wszelkich udogodnień pluszowi męczennicy z zimną krwią i pełnym wyrachowaniem realizują plan szkodzenia własnemu państwu i donoszenia na nie, bo to nie oni rządzą.
Oto niemiecki tygodnik „Der Spiegel” ujawnił, co przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk mówił na zamkniętym spotkaniu z tzw. zielonymi w Parlamencie Europejskim. Były polski premier najpierw przygotował atmosferę grozy, twierdząc, że „dla większości polityków reprezentujących nową władzę w Polsce jest wrogiem publicznym numer jeden”. Dlaczego? „Z wielu powodów, a także dlatego, że jest przewodniczącym Rady Europejskiej” – wyjaśnił Tusk z charakterystyczną dla siebie głębią. A skoro został męczennikiem, ma prawo twierdzić, iż „osobiście jest bardzo krytyczny wobec wielu przedsięwzięć nowych władz w jego kraju”. I dlatego „nie ma wątpliwości, że także dla Rady Europejskiej polski problem jest na tyle interesujący, by o nim rozmawiać”. Czyli istnieje „polski problem”, który Europejczyk Tusk, wraz z innymi zatroskanymi Europejczykami przedyskutuje, bo jest zatroskany o „swój kraj”.
Postawa Donald Tuska, opisana w niemieckim tygodniku, ale także działania innych, nominalnie polskich polityków, pokazują, na czym polega troska o Polskę. Najkrócej polega ona na takich działaniach, które maksymalnie utrudnią funkcjonowanie legalnie wybranemu polskiemu rządowi, a najlepiej, żeby zmusiły go do odejścia. W tym celu np. Grzegorz Schetyna, szykujący się do objęcia szefostwa Platformy Obywatelskiej i wybrany na „koordynatora przygotowań do debaty o Polsce w Parlamencie Europejskim” rysuje obraz Polski „od zielonej wyspy do spalonej ziemi”, co „każdy z Polaków odczuje we własnej kieszeni”. Oczywiście z powodu tego strasznego PiS. Schetyna ilustruje swoją zapowiedź apokalipsy dwoma zestawionymi z sobą mapkami Europy z zaznaczonymi na nich ratingami firmy Standard & Poor’s, gdzie za rządów PO jest ona „zieloną wyspą”, a po dwóch miesiącach rządów PiS „spaloną ziemią”. Rating Standard & Poor’s, a właściwie rating Niemca Feliksa Winnekensa (niedawno skończył trzydzieści lat), który za obniżenie notowań Polski odpowiada, był potrzebny jako punkt zaczepienia. Podobnie jak potrzebna jest debata w PE i kontrola Komisji Europejskiej - czy w Polsce przestrzegana jest praworządność. I wszystko to po dwóch miesiącach od powołania rządu Beaty Szydło, co pokazuje zarówno determinację, jak i planową systematyczność działań.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Obecną wojnę przeciw Polsce można porównać do działań „targowickich”, do akcji organizatorów Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad w 1920 r., do wezwań frakcji w PZPR o bratnią pomoc.
Jeszcze zanim Prawo i Sprawiedliwość wygrało w październiku 2015 r. wybory, istniał scenariusz takich działań za granicami Polski, które zwycięzcom miały uniemożliwić rządzenie. Ataki medialne są znane i oczywiste, ale chodzi przede wszystkim o otwarte działanie przeciw Polsce rodzimych polityków. Nie zawoalowane i dyskretne, lecz całkiem „na rympał”, byleby dowalić i zaszkodzić. Politycy PO oraz Nowoczesnej rysują za granicą obraz Polski okupowanej, w której oni funkcjonują w jakimś podziemnym ruchu oporu. I chyba tylko jakimś cudem jeszcze żyją. A przedarłszy się przez zasieki i kontrole graniczne ujawniają nieświadomemu Zachodowi straszny obraz Polski cierpiącej pod pisowskim reżimem. W rzeczywistości wszystko wygląda zupełnie inaczej, czyli zadowoleni z siebie i korzystający z wszelkich udogodnień pluszowi męczennicy z zimną krwią i pełnym wyrachowaniem realizują plan szkodzenia własnemu państwu i donoszenia na nie, bo to nie oni rządzą.
Oto niemiecki tygodnik „Der Spiegel” ujawnił, co przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk mówił na zamkniętym spotkaniu z tzw. zielonymi w Parlamencie Europejskim. Były polski premier najpierw przygotował atmosferę grozy, twierdząc, że „dla większości polityków reprezentujących nową władzę w Polsce jest wrogiem publicznym numer jeden”. Dlaczego? „Z wielu powodów, a także dlatego, że jest przewodniczącym Rady Europejskiej” – wyjaśnił Tusk z charakterystyczną dla siebie głębią. A skoro został męczennikiem, ma prawo twierdzić, iż „osobiście jest bardzo krytyczny wobec wielu przedsięwzięć nowych władz w jego kraju”. I dlatego „nie ma wątpliwości, że także dla Rady Europejskiej polski problem jest na tyle interesujący, by o nim rozmawiać”. Czyli istnieje „polski problem”, który Europejczyk Tusk, wraz z innymi zatroskanymi Europejczykami przedyskutuje, bo jest zatroskany o „swój kraj”.
Postawa Donald Tuska, opisana w niemieckim tygodniku, ale także działania innych, nominalnie polskich polityków, pokazują, na czym polega troska o Polskę. Najkrócej polega ona na takich działaniach, które maksymalnie utrudnią funkcjonowanie legalnie wybranemu polskiemu rządowi, a najlepiej, żeby zmusiły go do odejścia. W tym celu np. Grzegorz Schetyna, szykujący się do objęcia szefostwa Platformy Obywatelskiej i wybrany na „koordynatora przygotowań do debaty o Polsce w Parlamencie Europejskim” rysuje obraz Polski „od zielonej wyspy do spalonej ziemi”, co „każdy z Polaków odczuje we własnej kieszeni”. Oczywiście z powodu tego strasznego PiS. Schetyna ilustruje swoją zapowiedź apokalipsy dwoma zestawionymi z sobą mapkami Europy z zaznaczonymi na nich ratingami firmy Standard & Poor’s, gdzie za rządów PO jest ona „zieloną wyspą”, a po dwóch miesiącach rządów PiS „spaloną ziemią”. Rating Standard & Poor’s, a właściwie rating Niemca Feliksa Winnekensa (niedawno skończył trzydzieści lat), który za obniżenie notowań Polski odpowiada, był potrzebny jako punkt zaczepienia. Podobnie jak potrzebna jest debata w PE i kontrola Komisji Europejskiej - czy w Polsce przestrzegana jest praworządność. I wszystko to po dwóch miesiącach od powołania rządu Beaty Szydło, co pokazuje zarówno determinację, jak i planową systematyczność działań.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/278559-tusk-schetyna-i-petru-razem-ida-na-wojne-z-polska-bo-nie-odpowiadaja-im-obecne-wladze
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.