Dzięki niemieckiej prasie, tak żywo zainteresowanej w utrzymaniu niemieckiej kontroli nad Warszawą, poznajemy kolejne elementy dyplomatycznego ataku na Polskę. I tak jak podejrzewaliśmy, widać jednoznacznie aktywną rolę Donalda Tuska w montowaniu nagonki na nową ekipę.
Według „Der Spiegel” Tusk miał powiedzieć:
Nie mam żadnych wątpliwości, że „polski problem” jest na tyle interesujący, że można o nim dyskutować.
Wcześniej jego wybranica polityczna pani komisarz Elżbieta Bieńkowska nie zrobiła nic by powstrzymać obłudną procedurę kontroli praworządności w Polsce.
Potwierdzają się informacje, które dochodzą nieoficjalnie: to Tusk i Bieńkowska, wraz z politykami niemieckimi, są sprężynami nakręcającymi agresję Brukseli wobec Polski. Widać to też w szczegółach: Tusk publicznie mówił by krytykując Warszawę wyraźnie koncentrować się na ekipie PiS, a nie Polsce jako takiej. I chwilę później ten właśnie język przyjął w kolejnym wywiadzie szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz. Można podejrzewać, że Tusk to nie jest nasz człowiek w Brukseli, ale (był) człowiek Brukseli i Berlina w Warszawie.
Warto zauważyć, że wszystko wskazuje iż decyzje o uruchomieniu procedur przeciw Polsce zapadły już dawno, a zalecana przez niektórych publicystów pokorna postawa nic by tu nie zmieniła. Więcej - agresywny język był testowaniem polskich władz. Na ile są silne, jakie mają poparcie społeczne, na jakie media mogą liczyć. W tej sytuacji twarda postawa, pewność siebie i wskazanie iż nad suwerennością Polski, jej prawem do zmiany rządu i kierunków polityki, nad naprawą w sprawach wewnętrznych, dyskutować nie będziemy, atak osłabiła. Bo komisarze niemieccy dostrzegli, że powtórki z lat 2005-2007, kiedy ekipa pisowska była bardzo słaba i każdy miesiąc musiała walczyć o przetrwanie, nie będzie.
W tej sytuacji uważam, że rację ma minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, krytykowany przez niektórych za swój list do wiceszefa Komisji Europejskiej, podkreślając, że na agresywne słowa trzeba odpowiadać twardo.
W dyplomacji jest prawo symetrii. (…) Pan Timmermans napisał do mnie drugi list - nie znalazł się w mediach jak tamten, tylko trafił do mnie. I był już napisany grzecznym językiem. Odpiszę mu w podobnym stylu
— ujawnił szef resortu sprawiedliwości.
Tak, teraz, gdy formy grzecznościowe zostały wymuszone, a język pouczania władz suwerennego państwa zarzucony, można porozmawiać. W dużej mierze także dzięki listowi ministra Ziobry. Musimy pamiętać, że to nie polskie władze zaczęły tę eskalację.
Rozpoczynający się tydzień będzie kulminacja zewnętrznego ataku na Polskę. Ale też momentem od którego, jestem przekonany, zacznie on słabnąć. Na sprawę trzeba bowiem patrzeć szerzej. Plan ekipy tracącej władzę był bowiem nastepujący: Po pierwsze uderzyć medialnie, a media mieli wszystkie. Po drugie, wyprowadzić na ulicę miliony, czego byli pewni. Po trzecie, dołożyć unijne sankcje i krach gospodarczy. Dwa pierwsze elementy są jednak nie wypaliły. Media okazały się mieć mniejszą siłę niż sądzono, ludzi przeciw PiS wyszły zaledwie dziesiątki tysięcy, a na dodatek za zmianą wyszło dużo więcej. W tej sytuacji atak ze strony Brukseli, choć nieprzyjemny, jest chwilowy i skazany na niepowodzenie. A krachu żadnego też nie uda im się wywołać, bo miał on sens tylko przy wdrożeniu trzech pierwszych punktów.
No i w końcu, prędzej czy później zamiast obroną polskiej demokracji będą musieli się zająć obroną swoich kobiet przed islamskimi przybyszami, których pani Merkel bez konsultacji z kimkolwiek tu zaprosiła, a którzy poczynają sobie coraz śmielej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/278469-zbigniew-ziobro-ma-racje-na-wulgarna-agresje-trzeba-bylo-odpowiedziec-zdecydowanie-teraz-po-wymuszeniu-podstawowego-szacunku-mozna-porozmawiac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.