Leszek Sosnowski: Pluralizm w mediach to wielki fałsz. Tylko zasada proporcjonalności jest uczciwa

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Freeimages.com
Fot. Freeimages.com

Musi się tym zająć właśnie polski rząd i polski ustawodawca, aby w niezwykle ważnym fragmencie polskich mediów komunikacja ze społeczeństwem nie była totalnie jednoźródłowa. Dokładnie na wzór niemiecki trzeba te media rozparcelować, uczynić konkurencyjnymi poprzez treści i poziom (a nie demolkę kolejnych tytułów), uczynić w pełni narodowymi. Dla jasności dodam, że mam na myśli naród polski. Moim zdaniem po wchłonięciu przez Verlagsgruppe Passau spółki Media Regionalne (27 lutego 2015) nowo powstały koncern Polska Press Sp. z o.o. absolutnie podpada pod działania Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. I niezwłocznie potrzebne są regulacje ustawowe ograniczające wielkość kapitału zagranicznego w polskiej prasie codziennej. Są już zresztą zapowiadane.

2). Zasada proporcjonalności

Każdy kraj demokratyczny ma swoją specyfikę polityczną. Polska charakteryzuje się tym, że opcja prawicowa ostatnimi czasy prezentowana jest w parlamencie tylko przez jedną partię, za to prawie największą, teraz już całkowicie największą. Partie wyznające poprawność polityczną mają różne warianty, ilościowo biją PiS. Ale w mediach – zwłaszcza publicznych! – nie może przecież decydować ilość ugrupowań politycznych, lecz ilość wyborców, która za nimi stoi. I tu na razie z PiS-em nikt nie wygrywa. Poza mediami. Dla nich większość parlamentarna jest tylko przedmiotem manipulacji.

Jak wygląda niby pluralistyczna debata w telewizji? Zaprasza się przedstawicieli 5 partii zasiadających w Sejmie. Z tego cztery osoby reprezentują de facto partie opozycyjne, a jedna – PiS jako partię rządzącą. Jest np. 20 minut na audycję i każdy z gości dostaje po 4 minuty na wypowiedź. Tyle wpada z prostego podzielenia 20 minut przez 5 osób. To nazywa się pluralizmem, a jest de facto demagogią.

Ten „pluralizm” powoduje, że czwórka gości w studio, która jest w całości opozycją, tak naprawdę posiada 16 minut, żeby atakować tego jednego, który ma tylko 4 minuty dla siebie. Powinna natomiast obowiązywać zasada zachowania proporcjonalności, co jest zresztą stosowane w różnych niemieckich rozwiązaniach dotyczących mediów. Stosownie do tego, jak poszczególne ugrupowania są ilościowo prezentowane w parlamencie, analogicznie ich przedstawiciele powinni mieć swój udział czasowy w debacie publicznej. A więc PiS co najmniej 50 procent czasu, pozostali razem wzięci resztę. Można stosować oczywiście inne uczciwe rozwiązania, np. przez 4 dni stale zapraszać do rozmowy przedstawiciela największego ugrupowania, a dla innych przeznaczyć po jednym dniu. Zachwianie tych proporcji powoduje, że każda debata publiczna staje się nieuczciwa w stosunku do wyniku wyborów; taka debata jest wyjątkowo niedemokratyczna. Skutkuje też tym, że najmniejsi, choćby byli ekstremami wchodzącymi do parlamentu z 5 procentami, są traktowani jak ci, których wybrała ponad połowa głosujących. To niczym niezasłużona, darmowa, wielka promocja. Jeśli dwa, trzy razy w jednym wydaniu Wiadomości oglądam niejakiego pana Kosiniaka-Kamysza, a tak jest niemal codziennie, to odnoszę wrażenie, iż jego PSL wygrał wybory! Tymczasem na jego ugrupowanie głosowało 7,3 razy mniej ludzi niż na PiS. Do tego właśnie prowadzi fałszywe rozumienie pluralizmu.

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych