Na marginesie dużej polityki i głównego sporu funkcjonuje partia Razem - ugrupowanie, które zdobyło w wyborach parlamentarnych 3,5% głosów, wciągając tym samym Zjednoczoną Lewicę pod próg wyborczy i otwierając drzwi do samodzielnej większości PiS. Nawiasem mówiąc, brodaty Adrian Zandberg, do spółki z promującymi go na ostatniej prostej kampanii dziennikarzami większych mediów, wciąż nie otrzymali zasłużonej butelki dobrego trunku przesłanej z Nowogrodzkiej.
Na przyjętą przez Razem i Zandberga taktykę patrzę z czystą ciekawością - nie przekonuje mnie bowiem lwia część ich postulatów i diagnoz, a 3,5% urwane w 2 tygodnie dzięki wyborcom z Placu Zbawiciela traktuję jako mały fenomen medialno-socjologiczny. Dlaczego więc warto zwrócić uwagę na partyjkę, która dzięki temu fenomenowi uzyskała solidne finansowanie i może spokojnie działać?
Ano choćby z powodu reakcji, jaką Zandberg oraz jego koledzy i koleżanki wywołali w środowisku „Gazety Wyborczej”. Wtorkowe wydanie przynosi pełen oburzenia tekst Adama Leszczyńskiego. Oburzenia własnie na Razem i przyjętą przez nich taktykę.
Opowiadanie, że „przez 26 lat odbierano nam nasze prawa”, to złowroga głupota. Stawia Razem w jednym szeregu z PiS, który chce wyrzucić hurtem dorobek III RP na śmietnik. (…) Głosowałem na Razem i zaczynam tego żałować. Partia, która miała odnowić lewicę i oczyścić ją z resztek skompromitowanego towarzystwa z Ordynackiej, zrobiła poważny błąd. W dodatku uzasadniła swoją decyzję w sposób, który pokazuje, że naprawdę może jej być bardziej po drodze z PiS niż z innymi siłami polskiej polityki
— denerwuje się Leszczyński.
Glanowanie Razem za dystans wobec manifestacji Komitetu Obrony Demokracji i występowania ramię w ramię z politykami Platformy i Nowoczesnej to charakterystyczna cecha tego środowiska. Kto nie z nami, nie na naszych zasadach, niepodporządkowany - ten pewnie pisowiec. Plemienność myślenia, by nie rzec sekciarstwo.
Tymczasem rację w tym sporze w rodzinie ma właśnie Zandberg. Warto zwrócić uwagę na jego ostatni wywiad dla „Tygodnika Powszechnego”, w którym uzasadnia taktykę partii Razem i przyjęty punkt widzenia. Dostrzegając i podziwiając „olbrzymią pracę prawicy w ostatnich latach”, Zandberg przekonuje, że dziś zwyczajnie nie opłaca się iść pod sztandarami elit związanych z Platformą, Nowoczesną i całą III RP:
Taka pozorna jedność - pod rękę ze skompromitowanym establishmentem - niczego nie przyniesie. Nie będziemy wchodzić w samobójcze koalicje, które być może okazałyby się korzystne dla nas na krótką metę, ale byłyby jednocześnie zamknięciem sobie drogi do tych grup społecznych, do których musimy dotrzeć.
Do pierwszego szeregu w protestach przeciw niszczeniu państwa prawa wyrywają się dziś ci, którzy sami wyjęli pierwszą cegiełkę z tego muru. (…) Hipokryzją byłoby stawanie na jednej platformie z posłami PO i PSL.
Liberalne okopy, w których chowają się dziś niektórzy lewicowi publicyści, nie są w stanie wiele obronić. (…) Mają złudne poczucie siły i bezpieczeństwa, że „jest dobrze, bo w Warszawie tysiące ludzi przyszły na demonstrację” - ale tak naprawdę zamknięcie się w środowisku wielkomiejskiej inteligencji oznacza nieme przyzwolenie na scenariusz w stylu węgierskim.
Abstrahując na chwilę od meritum (wszak Zandberg nie ukrywa, że jest równie mocno, jeśli nie bardziej, zaniepokojony rządami PiS), to w stanowisku tego polityka widać skalę zmian, jakie zaszły w ostatnich miesiącach. Oto nawet wychowani na „Polityce” i „Wyborczej” krytycy prawicy nie widzą szansy dla reaktywacji III RP, dla jej elit, intelektualistów, autorytetów, sposobu myślenia.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Na marginesie dużej polityki i głównego sporu funkcjonuje partia Razem - ugrupowanie, które zdobyło w wyborach parlamentarnych 3,5% głosów, wciągając tym samym Zjednoczoną Lewicę pod próg wyborczy i otwierając drzwi do samodzielnej większości PiS. Nawiasem mówiąc, brodaty Adrian Zandberg, do spółki z promującymi go na ostatniej prostej kampanii dziennikarzami większych mediów, wciąż nie otrzymali zasłużonej butelki dobrego trunku przesłanej z Nowogrodzkiej.
Na przyjętą przez Razem i Zandberga taktykę patrzę z czystą ciekawością - nie przekonuje mnie bowiem lwia część ich postulatów i diagnoz, a 3,5% urwane w 2 tygodnie dzięki wyborcom z Placu Zbawiciela traktuję jako mały fenomen medialno-socjologiczny. Dlaczego więc warto zwrócić uwagę na partyjkę, która dzięki temu fenomenowi uzyskała solidne finansowanie i może spokojnie działać?
Ano choćby z powodu reakcji, jaką Zandberg oraz jego koledzy i koleżanki wywołali w środowisku „Gazety Wyborczej”. Wtorkowe wydanie przynosi pełen oburzenia tekst Adama Leszczyńskiego. Oburzenia własnie na Razem i przyjętą przez nich taktykę.
Opowiadanie, że „przez 26 lat odbierano nam nasze prawa”, to złowroga głupota. Stawia Razem w jednym szeregu z PiS, który chce wyrzucić hurtem dorobek III RP na śmietnik. (…) Głosowałem na Razem i zaczynam tego żałować. Partia, która miała odnowić lewicę i oczyścić ją z resztek skompromitowanego towarzystwa z Ordynackiej, zrobiła poważny błąd. W dodatku uzasadniła swoją decyzję w sposób, który pokazuje, że naprawdę może jej być bardziej po drodze z PiS niż z innymi siłami polskiej polityki
— denerwuje się Leszczyński.
Glanowanie Razem za dystans wobec manifestacji Komitetu Obrony Demokracji i występowania ramię w ramię z politykami Platformy i Nowoczesnej to charakterystyczna cecha tego środowiska. Kto nie z nami, nie na naszych zasadach, niepodporządkowany - ten pewnie pisowiec. Plemienność myślenia, by nie rzec sekciarstwo.
Tymczasem rację w tym sporze w rodzinie ma właśnie Zandberg. Warto zwrócić uwagę na jego ostatni wywiad dla „Tygodnika Powszechnego”, w którym uzasadnia taktykę partii Razem i przyjęty punkt widzenia. Dostrzegając i podziwiając „olbrzymią pracę prawicy w ostatnich latach”, Zandberg przekonuje, że dziś zwyczajnie nie opłaca się iść pod sztandarami elit związanych z Platformą, Nowoczesną i całą III RP:
Taka pozorna jedność - pod rękę ze skompromitowanym establishmentem - niczego nie przyniesie. Nie będziemy wchodzić w samobójcze koalicje, które być może okazałyby się korzystne dla nas na krótką metę, ale byłyby jednocześnie zamknięciem sobie drogi do tych grup społecznych, do których musimy dotrzeć.
Do pierwszego szeregu w protestach przeciw niszczeniu państwa prawa wyrywają się dziś ci, którzy sami wyjęli pierwszą cegiełkę z tego muru. (…) Hipokryzją byłoby stawanie na jednej platformie z posłami PO i PSL.
Liberalne okopy, w których chowają się dziś niektórzy lewicowi publicyści, nie są w stanie wiele obronić. (…) Mają złudne poczucie siły i bezpieczeństwa, że „jest dobrze, bo w Warszawie tysiące ludzi przyszły na demonstrację” - ale tak naprawdę zamknięcie się w środowisku wielkomiejskiej inteligencji oznacza nieme przyzwolenie na scenariusz w stylu węgierskim.
Abstrahując na chwilę od meritum (wszak Zandberg nie ukrywa, że jest równie mocno, jeśli nie bardziej, zaniepokojony rządami PiS), to w stanowisku tego polityka widać skalę zmian, jakie zaszły w ostatnich miesiącach. Oto nawet wychowani na „Polityce” i „Wyborczej” krytycy prawicy nie widzą szansy dla reaktywacji III RP, dla jej elit, intelektualistów, autorytetów, sposobu myślenia.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/277876-polityczny-feniks-iii-rp-nie-odrodzi-sie-z-popiolow-symboliczne-glanowanie-zandberga-i-razem-przez-wyborcza-tylko-to-potwierdza?strona=1