Przypomina to nieco - nieco, bo jednak skala jest trochę mniejsza - problem przyjęcia do Polski uchodźców. Rozhisteryzowane elity krzyczały wówczas o niedojrzałych, ksenofobicznych i niewiele rozumiejących Polakach, a ci… myśleli i robili swoje. Krzyczano ze wszystkich możliwych platform na tych, którzy ośmielali się oddać głos na Dudę lub Kukiza, ale ten krzyk puszczany był koło uszu. I mam wrażenie, patrząc na reakcje osób będących naprawdę z dala od polityki, że dziś efekt krzyku mainstreamu również jest odwrotny.
Skutki całej tej histerii skupionej na tym, że kolejny urzędnik w Brukseli (nikt ich nie rozróżnia) oburzył się na Kaczyńskiego, a dziennikarz kolejnego niemieckiego czy francuskiego tytułu (nikt ich nie rozróżnia) skrzywił się na jakość polskiej demokracji, są dwa.
Po pierwsze, w krótszej perspektywie - połajanki z Brukseli i Berlina - paradoksalnie - tylko wzmocnią pozycję rządu PiS wśród Polaków i zaufanie do niego. Stawiam nieśmiało tezę, że każdy krytyczny artykuł zagranicznej prasy (im bardziej ostrym, zestawiającym Warszawę z Moskwą językiem pisanym, tym lepiej) poszerza grono wyborców patrzących z sympatią na PiS.
Po drugie zaś - patrząc na dalszy horyzont zdarzeń - jeszcze bardziej zniechęcą Polaków do projektu Unii Europejskiej. Bruksela już dziś traktowana przez wielu jako ktoś, kto chce przesadnie ingerować w wewnętrzne sprawy naszego kraju będzie odbierana coraz bardziej jako ciało obce. W dłuższej perspektywie to akurat cieszyć nie powinno, bo mimo wszystkich wad to UE jest jednym z gwarantów bezpieczeństwa (a przynajmniej otwartą ścieżką do walki o nie). To tutaj widać wielkie zadanie dla polskiej dyplomacji i prezydenta Dudy, którzy powinni przerzucać mosty.
Styczeń będzie pod tym względem ważnym miesiącem dla polskiej polityki. Z jednej strony debata o Polsce w instytucjach europejskich, która wzmocni pozycję rządu nad Wisłą, z drugiej zaś tego typu wizyty jak prezydenta Dudy w Brukseli. Nowa władza musi w dość zgrabny sposób balansować, z jednej strony nie tracąc kontaktu z UE (która narzędzi realnego nacisku nie ma jednak zbyt wiele i warto o tym pamiętać), z drugiej zaś - ze swoimi obywatelami, wyborcami i ich oczekiwaniami. To trudne, ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Rozmowy o UE i NATO. Prezydent Andrzej Duda uda się 18 stycznia z oficjalną wizytą do Brukseli
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przypomina to nieco - nieco, bo jednak skala jest trochę mniejsza - problem przyjęcia do Polski uchodźców. Rozhisteryzowane elity krzyczały wówczas o niedojrzałych, ksenofobicznych i niewiele rozumiejących Polakach, a ci… myśleli i robili swoje. Krzyczano ze wszystkich możliwych platform na tych, którzy ośmielali się oddać głos na Dudę lub Kukiza, ale ten krzyk puszczany był koło uszu. I mam wrażenie, patrząc na reakcje osób będących naprawdę z dala od polityki, że dziś efekt krzyku mainstreamu również jest odwrotny.
Skutki całej tej histerii skupionej na tym, że kolejny urzędnik w Brukseli (nikt ich nie rozróżnia) oburzył się na Kaczyńskiego, a dziennikarz kolejnego niemieckiego czy francuskiego tytułu (nikt ich nie rozróżnia) skrzywił się na jakość polskiej demokracji, są dwa.
Po pierwsze, w krótszej perspektywie - połajanki z Brukseli i Berlina - paradoksalnie - tylko wzmocnią pozycję rządu PiS wśród Polaków i zaufanie do niego. Stawiam nieśmiało tezę, że każdy krytyczny artykuł zagranicznej prasy (im bardziej ostrym, zestawiającym Warszawę z Moskwą językiem pisanym, tym lepiej) poszerza grono wyborców patrzących z sympatią na PiS.
Po drugie zaś - patrząc na dalszy horyzont zdarzeń - jeszcze bardziej zniechęcą Polaków do projektu Unii Europejskiej. Bruksela już dziś traktowana przez wielu jako ktoś, kto chce przesadnie ingerować w wewnętrzne sprawy naszego kraju będzie odbierana coraz bardziej jako ciało obce. W dłuższej perspektywie to akurat cieszyć nie powinno, bo mimo wszystkich wad to UE jest jednym z gwarantów bezpieczeństwa (a przynajmniej otwartą ścieżką do walki o nie). To tutaj widać wielkie zadanie dla polskiej dyplomacji i prezydenta Dudy, którzy powinni przerzucać mosty.
Styczeń będzie pod tym względem ważnym miesiącem dla polskiej polityki. Z jednej strony debata o Polsce w instytucjach europejskich, która wzmocni pozycję rządu nad Wisłą, z drugiej zaś tego typu wizyty jak prezydenta Dudy w Brukseli. Nowa władza musi w dość zgrabny sposób balansować, z jednej strony nie tracąc kontaktu z UE (która narzędzi realnego nacisku nie ma jednak zbyt wiele i warto o tym pamiętać), z drugiej zaś - ze swoimi obywatelami, wyborcami i ich oczekiwaniami. To trudne, ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Rozmowy o UE i NATO. Prezydent Andrzej Duda uda się 18 stycznia z oficjalną wizytą do Brukseli
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/277210-polajanki-z-brukseli-i-berlina-tylko-wzmocnia-rzad-pis-w-polsce-i-jeszcze-bardziej-zniecheca-polakow-do-projektu-ue-co-akurat-cieszyc-nie-powinno?strona=2