PiS otwiera kadry państwa na nowych ludzi. Zamach na stołki? Za PO-PSL czyniono go w białych rękawiczkach, ale brudnymi rękami

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wpolityce.pl
fot. wpolityce.pl

Wśród rozlicznych „zamachów”, o które szeroka (od Czerskiej do Wiejskiej) Koalicja Oszalałych Demagogów (w skrócie KOD) oskarża PiS, znalazł się „zamach na służbę cywilną”. Warto przypomnieć, jak za rządów PO-PSL obsadzano kolesiami urzędnicze posady i kupczono stołkami.

Źródłem nieocenionej wiedzy na ten temat są taśmy prawdy. Weźmy spotkanie w gronie Elżbieta Bieńkowska (dawna wicepremier), Bartosz Arłukowicz (b. minister zdrowia), Tomasz Tomczykiewicz (nieżyjący już b. wiceminister gospodarki), Krzysztof Kwapisz (biznesmen). Rzecz ma miejsce, a jakże by inaczej, w restauracji „Sowa i Przyjaciele”.

Jeden z uczestników rozmowy (prokuratura ustala kto) tak oto załatwiał przez telefon posadę asystentki w Brukseli dla niejakiej Diany.

Ty masz od 1 lipca pracę, ale kto ci mówi, żebyś ty chodziła do pracy. Masz etat, a nie to, że masz chodzić do roboty, bo wiesz, to jest różnica. Będziesz tam referentką do spraw różnych, no i tyle, nie będziesz się ruszać, będziesz leżeć

— mówił do słuchawki nagrany dygnitarz.

Pani lub panna Diana jako „referentka ds. różnych” mogła leżeć i pachnieć na intratnym etacie ponieważ była protegowaną polityka Platformy. Na taśmie nie słychać, by ktoś z rozmówców oburzał się z tego powodu. Najwyraźniej wszyscy traktowali taki sposób rekrutacji kadr jako najzupełniej normalny.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych