Chodzi o coś więcej niż zwykły zakład lub standardową wymianę argumentów. Redaktor Wielowieyska pożaliła się profesorowi Zybertowiczowi, że prezydent Andrzej Duda „odmawia udzielania wywiadów”. Można oczywiście skomentować złośliwie, że był czas przywyknąć, zważywszy, iż poprzedni prezydent Bronisław Komorowski przez pięć lat ani razu nie pozwolił się przepytać dociekliwemu dziennikarzowi. To była dopiero Korona Himalajów w dziedzinie kontaktów z mediami!
Andrzej Zybertowicz jednak wykazał się refleksem i trafił redaktor Wielowieyską centralnie, jakby to określiła młodzież. Odparł mianowicie, że on poprosi prezydenta o udzielenie wywiadu pani redaktor, jeśli ta w zamian nakłoni byłego prezydenta, aby dał mu się „przepytać” w sprawie afery marszałkowej. Niestety, z redaktor uszło natychmiast powietrze i zbyła profesora taniutkim aż do żenady wykrętem
Jednak dajmy pokój złośliwościom, bo pytanie jest poważne: Dlaczego redaktor Wielowieyska nie poszła na taki deal z profesorem Zybertowiczem? Układ był uczciwy, coś za coś. Wiadomo, że Zybertowicz jest doradcą prezydenta Dudy i raczej byłby w stanie taki wywiad załatwić dla pani Wielowieyskiej. Również jest tajemnicą poliszynela o związkach środowiska Gazety Wyborczej z byłym prezydentem Komorowskim i wpływach nań na tyle silnych, że delikwent w trakcie pełnienia urzędu sprawiał wrażenie robota sterowanego jakimiś przyciskami z centrali na Czerskiej. Zatem i tutaj nie powinno być problemu.
Problem jednak był w czym innym. A mianowicie w tym, że redaktor Wielowieyska na sto procent z góry wiedziała, iż Komorowski za żadne skarby nie da się „przepytać” w sprawie afery marszałkowej. Udowodnił to przecież w czasie procesu, gdy był przesłuchiwany przez sąd i w wyjątkowo kompromitujący sposób wykręcił się wówczas totalną niepamięcią, wręcz amnezją.
Wielowieyska jest zapewne święcie przekonana, że były prezydent Komorowski nie udzieli wywiadu prawdziwie dociekliwemu dziennikarzowi w tej sprawie ani swoich związków z postsowieckimi służbami, tym bardziej podejrzanej konfidencji ze złodziejami, którzy okradli SKOK Wołomin. Także w sprawie dziwnych i bardzo częstych konszachtów z krwawym Janukowyczem nie zechce się dać przepytać ani ze swojej miłości do oficerów WSI, nie wspominając już o żenujących szachrajstwach z wyposażeniem swojego „instytutu”. Po takim wywiadzie z uważnym rozmówcą Komorowski wyglądałby jak okupacyjna marmolada z buraków.
Układ zaproponowany przez Zybertowicza był więc z góry skazany na niepowodzenie, gdyż redaktor Wielowieyska doskonale zdawała sobie sprawę, iż szafa byłego prezydenta Komorowskiego pęka od politycznych trupów. A tak się jakoś składa, iż to Gazeta Wyborcza wykreowała pięcioletnią kadencję Komorowskiego jako niedościgniony wzór prezydentury. Gdyby więc pozwolono publicznie upaść temu mitowi, byłoby to równoznaczne z ostatecznym blamażem III RP. W takim przypadku zaś redaktorzy z Czerskiej, zamiast łazić po tych pionowych korytarzach swojej siedziby, powinni od razu „przepytać” znajomych o adres najbliższego pośredniaka. Na co się zresztą od pewnego czasu zanosi.
W zestawie taniej! Polecamy „wSklepiku.pl” pakiet 4 książek autorstwa Wojciecha Sumliskiego: „Dziennikarz śledczy. Nigdy się nie poddawaj!”. W kolekcji: „Czego nie powie Masa o polskiej mafii”, „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”, „Z mocy nadziei”, „Z mocy bezprawia”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/276978-dlaczego-dominika-wielowieyska-nie-namowi-bronislawa-komorowskiego-na-rozmowe-o-aferze-marszalkowej