Wolność mediów w III RP... "Ktoś chciał, by bezprecedensowe wydarzenie, jakim było przesłuchanie prezydenta Komorowskiego ws. jego związków z oficerami służb zostało zakryte przed opinią publiczną"

Fot. wSieci.pl
Fot. wSieci.pl

Mimo powagi sytuacji reporterzy nie mogli powstrzymać się od uśmieszków. Po chwili jednak spoważniałem.

Poza wszystkim jestem rozczarowany także i tym, że prezydent zeznając pod odpowiedzialnością karną i dodatkowo jeszcze zaprzysiężony, manipulował faktami i drastycznie mijał się z prawdą

— kontynuowałem.

To poważny zarzut. Zapominasz, że dziennikarz musi poprzeć swoje opinie dowodami

-– przypomniał jeden z kilku uczestniczących w rozmowie reporterów radiowych.

Dowody są w aktach tej sprawy. Większość kłamców daje się przyłapać, ponieważ albo zapominają, co powiedzieli, albo ich kłamstwo staje niespodziewanie wobec niezaprzeczalnej prawdy. Dlatego ludzie mówiący nieprawdę i nieufający swojej pamięci lub po prostu mniej przebiegli najczęściej stosują najprostszy wybieg, polegający właśnie na zasłanianiu się niepamięcią. Skuteczniejszym systemem kłamstwa jest przeplatanie prawdy kłamstwem albo trzymanie się na tyle blisko prawdy, że nigdy się nie ma pewności. Dziś było wszystko z tego po trochu, najwięcej oczywiście niepamięci. Ale tam, gdzie prezydent nie zasłaniał się niepamięcią, przeczył słowom większości innych świadków, od Krzysztofa Bondaryka, byłego szefa ABW, począwszy, na Pawle Grasiu, byłym rzeczniku rządu, skończywszy. Albo więc kłamało wielu innych świadków – a przecież zeznawali pod odpowiedzialnością karną – albo kłamał Bronisław Komorowski. Trzeciej drogi nie ma. Poza tym prezydent wielokrotnie twierdził dziś, że nie musiał nielegalnie zapoznawać się ze ściśle tajnym Aneksem do raportu WSI, bo i tak by się z nim zapoznał natychmiast po nominacji na stanowisko marszałka Sejmu. To kłamstwo. Przeczytałby Aneks dopiero po decyzji prezydenta Lecha Kaczyńskiego o jego ujawnieniu, a takiej decyzji Lech Kaczyński nigdy nie podjął. To tylko przykłady dzisiejszych manipulacji ze strony Bronisława Komorowskiego. Jest ich znacznie więcej

— udzielałem odpowiedzi jeszcze przez kilka minut, nim dziennikarze, dostawszy to, czego chcieli, rozeszli się do swoich redakcji.

Po kilkunastominutowym spotkaniu z członkami Stowarzyszenia „Solidarni 2010”, którzy przez czas rozprawy trwali na zewnątrz na deszczu i porywistym wietrze, udzielając mi moralnego wsparcia, postanowiłem wrócić do domu. Chciałem się przejść, by pomyśleć o tym i owym.

« poprzednia strona
1234
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.