Polska w dotychczasowym kształcie nie była ani demokratyczna, ani nie przestrzegano w niej konstytucji, ani nie gwarantowano równości i powszechnego korzystania z przysługujących obywatelom praw.
Całkiem prosta i czytelna jest koncepcja zmian proponowanych przez nowy obóz władzy w Polsce. I dlatego, że jest tak czytelna, wzbudza wściekły opór tych, którym nie może się ona podobać, bo po prostu oznacza koniec ich świata. Pierwsze, co bardzo łatwo rzuca się w oczy, to fakt, że dotychczasowa Polska pod wieloma względami nie była demokratycznym państwem prawa. To, na co sędziowie Trybunału Konstytucyjnego powoływali się przy każdym uzasadnieniu jakiegokolwiek swego orzeczenia było fikcją. Demokracja i państwo prawa nie upośledzają przecież materialnie, socjalnie, kulturowo czy prawnie wielkich grup społecznych i nie uzależniają dostępu do sprawiedliwości (prawa) od statusu majątkowego bądź funkcjonowania w pewnym układzie wzajemnych zależności i usług bądź w układzie towarzyskim. Demokracja i państwo prawa nie sankcjonują też przecież kasty uprzywilejowanych, którzy swą wyjątkową pozycję zawdzięczają nie pracy, umiejętnościom czy nawet dziedziczeniu, lecz układowi okrągłego stołu i późniejszym jego konsekwencjom.
Łatwo rzucającą się w oczy fikcją jest też przestrzeganie w Polsce przyjętej w 1997 r. konstytucji (podobnie było wcześniej z tzw. małą konstytucją), na co również na każdym kroku powołują się sędziowie Trybunału Konstytucyjnego. A poza nimi obecna opozycja oraz rzesza tzw. autorytetów. Przede wszystkim Polska w dotychczasowym kształcie nie spełnia zapisu art. 2 konstytucji (o demokratycznym państwie prawa i urzeczywistnianiu zasad sprawiedliwości społecznej). Generalnie większość artykułów pierwszego rozdziału ustawy zasadniczej (o Rzeczypospolitej) nie jest w różnym stopniu spełniana. Podobnie jest z rozdziałem drugim, dotyczącym wolności, praw i obowiązków obywateli. Nie jest spełniona konstytucyjna zasada równości wszystkich obywateli i tego nawet nie trzeba uzasadniać. Nie są respektowane zapisane w konstytucji prawa obywateli, przede wszystkim prawo do szeroko rozumianego bezpieczeństwa. W ogromnej większości nie są przestrzegane konstytucyjnie zagwarantowane prawa socjalne, prawo do pracy, dobrej opieki zdrowotnej i bezpłatnej edukacji. Wreszcie, nie jest przestrzegana zasada zrównoważonego rozwoju wszystkich części Polski. Powoływanie się na konstytucję, przede wszystkim przez sędziów TK, często brzmi jak prowokacja czy natrząsanie się z Polaków, bo przecież w rzeczywistości są to w wielu dziedzinach puste zapisy.
Nie atutem, lecz balastem był dotychczasowy, postkolonialny model rozwoju Polski. Wiąże się to z prywatyzacją prowadzoną od początku lat 90, ze strukturą gospodarki, ze strukturą kapitału oraz prawami przyznanymi niepolskim podmiotom. Efektem tego wszystkiego jest wyprowadzanie co roku z Polski około 50 mld zł oraz finansowanie deficytu sumą ponad 40 mld zł rocznie. Efektem jest nienowoczesna gospodarka, w ogromnej mierze bazująca na taniej pracy, a nie na dużej wartości dodanej wytwarzanych produktów i usług. Efektem jest status Polski jako gospodarczego zaplecza, rynku zbytu i rezerwuaru taniej siły roboczej dla rozwiniętych gospodarek innych państw, przede wszystkim Niemiec. Efektem jest to, że (wedle różnych szacunków) dwie trzecie bądź trzy czwarte Polaków zarabia poniżej średniej krajowej i żyje na bardzo niskim poziomie oraz korzysta z bardzo ograniczonych możliwości rozwoju czy nawet konsumpcji. Innym efektem jest typowa dla państw postkolonialnych hierarchia społeczna: z wąską grupa uprzywilejowanych i ogromną większością społeczeństwa nie mogącą korzystać z wielu cywilizacyjnych osiągnięć oraz z wielu praw, w tym tych zapisanych w konstytucji.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Polska w dotychczasowym kształcie nie była ani demokratyczna, ani nie przestrzegano w niej konstytucji, ani nie gwarantowano równości i powszechnego korzystania z przysługujących obywatelom praw.
Całkiem prosta i czytelna jest koncepcja zmian proponowanych przez nowy obóz władzy w Polsce. I dlatego, że jest tak czytelna, wzbudza wściekły opór tych, którym nie może się ona podobać, bo po prostu oznacza koniec ich świata. Pierwsze, co bardzo łatwo rzuca się w oczy, to fakt, że dotychczasowa Polska pod wieloma względami nie była demokratycznym państwem prawa. To, na co sędziowie Trybunału Konstytucyjnego powoływali się przy każdym uzasadnieniu jakiegokolwiek swego orzeczenia było fikcją. Demokracja i państwo prawa nie upośledzają przecież materialnie, socjalnie, kulturowo czy prawnie wielkich grup społecznych i nie uzależniają dostępu do sprawiedliwości (prawa) od statusu majątkowego bądź funkcjonowania w pewnym układzie wzajemnych zależności i usług bądź w układzie towarzyskim. Demokracja i państwo prawa nie sankcjonują też przecież kasty uprzywilejowanych, którzy swą wyjątkową pozycję zawdzięczają nie pracy, umiejętnościom czy nawet dziedziczeniu, lecz układowi okrągłego stołu i późniejszym jego konsekwencjom.
Łatwo rzucającą się w oczy fikcją jest też przestrzeganie w Polsce przyjętej w 1997 r. konstytucji (podobnie było wcześniej z tzw. małą konstytucją), na co również na każdym kroku powołują się sędziowie Trybunału Konstytucyjnego. A poza nimi obecna opozycja oraz rzesza tzw. autorytetów. Przede wszystkim Polska w dotychczasowym kształcie nie spełnia zapisu art. 2 konstytucji (o demokratycznym państwie prawa i urzeczywistnianiu zasad sprawiedliwości społecznej). Generalnie większość artykułów pierwszego rozdziału ustawy zasadniczej (o Rzeczypospolitej) nie jest w różnym stopniu spełniana. Podobnie jest z rozdziałem drugim, dotyczącym wolności, praw i obowiązków obywateli. Nie jest spełniona konstytucyjna zasada równości wszystkich obywateli i tego nawet nie trzeba uzasadniać. Nie są respektowane zapisane w konstytucji prawa obywateli, przede wszystkim prawo do szeroko rozumianego bezpieczeństwa. W ogromnej większości nie są przestrzegane konstytucyjnie zagwarantowane prawa socjalne, prawo do pracy, dobrej opieki zdrowotnej i bezpłatnej edukacji. Wreszcie, nie jest przestrzegana zasada zrównoważonego rozwoju wszystkich części Polski. Powoływanie się na konstytucję, przede wszystkim przez sędziów TK, często brzmi jak prowokacja czy natrząsanie się z Polaków, bo przecież w rzeczywistości są to w wielu dziedzinach puste zapisy.
Nie atutem, lecz balastem był dotychczasowy, postkolonialny model rozwoju Polski. Wiąże się to z prywatyzacją prowadzoną od początku lat 90, ze strukturą gospodarki, ze strukturą kapitału oraz prawami przyznanymi niepolskim podmiotom. Efektem tego wszystkiego jest wyprowadzanie co roku z Polski około 50 mld zł oraz finansowanie deficytu sumą ponad 40 mld zł rocznie. Efektem jest nienowoczesna gospodarka, w ogromnej mierze bazująca na taniej pracy, a nie na dużej wartości dodanej wytwarzanych produktów i usług. Efektem jest status Polski jako gospodarczego zaplecza, rynku zbytu i rezerwuaru taniej siły roboczej dla rozwiniętych gospodarek innych państw, przede wszystkim Niemiec. Efektem jest to, że (wedle różnych szacunków) dwie trzecie bądź trzy czwarte Polaków zarabia poniżej średniej krajowej i żyje na bardzo niskim poziomie oraz korzysta z bardzo ograniczonych możliwości rozwoju czy nawet konsumpcji. Innym efektem jest typowa dla państw postkolonialnych hierarchia społeczna: z wąską grupa uprzywilejowanych i ogromną większością społeczeństwa nie mogącą korzystać z wielu cywilizacyjnych osiągnięć oraz z wielu praw, w tym tych zapisanych w konstytucji.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/276818-pasozytnicza-klasa-iii-rp-jest-swiadoma-kresu-swego-panowania-dlatego-tak-wrzeszczy-i-zlorzeczy?strona=1