Na początku zbiór zastrzeżony liczył ponad dwa kilometry. Dziś pozostało 430 metrów. Cieszę się z deklaracji ministra Antoniego Macierewicza, że zbiór ten ma zostać znacząco zredukowany i zlikwidowany
—mówi dr Paweł Ukielski z Instytutu Pamięci Narodowej w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Zbiór zastrzeżony Instytutu Pamięci Narodowej stał się w ostatnich dniach dość gorącym tematem. I ciężko się dziwić, jeśli minister Antoni Macierewicz mówi, że odtajnienie tych akt może spowodować upadek „fikcyjnych elit medialnych, biznesowych i politycznych”. Jak pan widzi cały problem?
dr Paweł Ukielski, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej: Z mojej perspektywy sprawa wygląda tak, że istnienie zbioru zastrzeżonego jako wyodrębnionej całości jest zupełnie nieuzasadnione. Dokumenty z tego zbioru, które powinny być utajnione z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa powinny mieć nadane specjalne klauzule, ale wszystkie pozostałe materiały powinny trafić do zwykłego zbioru IPN. Tam byłyby udostępniane wszystkim zainteresowanym, którzy ustawowo taki dostęp mają. Nie widzę tutaj żadnego problemu, by tak się stało, by odwrócić spojrzenie na dostęp do tych dokumentów.
Dziś bowiem jest tak, że to służby specjalne mogą odtajnić fragmenty tego zbioru – byłoby dobrze, gdyby odpowiednie dokumenty, które ewentualnie powinny być tajne, zostały objęte odpowiednimi klauzulami, ale nie zamykajmy dostępu do nich w całości. Zbiór zastrzeżony jako osobny byt nie powinien dalej. funkcjonować.
To charakterystyczne, że kogo nie spytałbym o opinię w tej sprawie, mówi, że nic nie stoi na przeszkodzie, by go zlikwidować. A jednak przez wiele lat istniał. Dlaczego?
Zbiór zastrzeżony został wyodrębniony wraz z utworzeniem Instytutu Pamięci Narodowej. Myślę, że jego istnienie było wygodne dla służb specjalnych, które mogły umieszczać tam dokumenty z, nazwijmy to, dużym zapasem, jeśli chodzi o dowolność. A ponieważ ustawodawca nie zdecydował się na krok likwidujący zbiór, to IPN i jego kolejni prezesi musieli funkcjonować zgodnie z istniejącymi przepisami.
Warto jednak pamiętać, że przez ten czas zbiór zastrzeżony został znacząco odchudzony. Na początku mierzył on na pewno ponad dwa kilometry.
Powiedzmy, w czym rzecz – dokumentów w zbiorze zastrzeżonym było tak dużo, że gdyby spakować je w teczki i ustawić na półce, to zajęłyby przestrzeń dwóch kilometrów. Jak dużo materiałów zostało wciąż zastrzeżonych?
Pozostało 430 metrów. A i tak w obecnej kadencji prezes Łukasz Kamiński wydał decyzje, które zredukowały ten zbiór o ok. 25 procent, czyli 10 tysięcy jednostek archiwalnych. Natomiast cieszę się z deklaracji ministra Antoniego Macierewicza, że zbiór ten ma zostać znacząco zredukowany i zlikwidowany. Z punktu widzenia każdego badacza i historyka, ale i przejrzystości życia publicznego to dobry ruch.
Mówił pan wcześniej, że nie było prób likwidacji zbioru zastrzeżonego. Ale Piotr Woyciechowski w rozmowie z naszym portalem przywołuje historię, gdy wiceszefem MON był Antoni Macierewicz – wówczas miały rozpocząć się procedury uszczuplające tajność tego zbioru. Dopiero za czasów Platformy Bogdan Klich cofnął tę decyzję. Stąd wraca pytanie – czy zbiór zastrzeżony to ważna kwestia tylko dla historyków i badaczy, czy jednak i dla polityków…
Jak wiadomo, dokumenty, które znajdują się również w zbiorze, który jest jawny, dotyczą wielu osób, które są obecne w życiu publicznym. Nie chciałbym spekulować, ponieważ nie wiem, co dokładnie jest w zbiorze zastrzeżonym i takiej wiedzy mieć nie możemy. Na pewno te dokumenty kogoś dotyczyć muszą. Nie chciałbym jednak komentować decyzji politycznych, w czasach pracy Bogdana Klicha w MON prezesem był Janusz Kurtyka, a mnie daleko było do przyjścia do IPN, więc nie znam szczegółów tamtej sprawy.
Z całą pewnością procedura, w której prezes nie miał de facto wielkiego pola manewru wobec szefów służb specjalnych i szefa MON, mogła przyczynić się do tego, że ten zbiór został w takim, a innym wymiarze. Nie chcę zastanawiać się, dlaczego tak się stało. Jestem jednak przekonany, że dla dobra życia publicznego powinniśmy oczekiwać likwidacji zbioru zastrzeżonego – może wówczas upadłoby parę mitów na temat jego zawartości.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Na początku zbiór zastrzeżony liczył ponad dwa kilometry. Dziś pozostało 430 metrów. Cieszę się z deklaracji ministra Antoniego Macierewicza, że zbiór ten ma zostać znacząco zredukowany i zlikwidowany
—mówi dr Paweł Ukielski z Instytutu Pamięci Narodowej w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Zbiór zastrzeżony Instytutu Pamięci Narodowej stał się w ostatnich dniach dość gorącym tematem. I ciężko się dziwić, jeśli minister Antoni Macierewicz mówi, że odtajnienie tych akt może spowodować upadek „fikcyjnych elit medialnych, biznesowych i politycznych”. Jak pan widzi cały problem?
dr Paweł Ukielski, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej: Z mojej perspektywy sprawa wygląda tak, że istnienie zbioru zastrzeżonego jako wyodrębnionej całości jest zupełnie nieuzasadnione. Dokumenty z tego zbioru, które powinny być utajnione z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa powinny mieć nadane specjalne klauzule, ale wszystkie pozostałe materiały powinny trafić do zwykłego zbioru IPN. Tam byłyby udostępniane wszystkim zainteresowanym, którzy ustawowo taki dostęp mają. Nie widzę tutaj żadnego problemu, by tak się stało, by odwrócić spojrzenie na dostęp do tych dokumentów.
Dziś bowiem jest tak, że to służby specjalne mogą odtajnić fragmenty tego zbioru – byłoby dobrze, gdyby odpowiednie dokumenty, które ewentualnie powinny być tajne, zostały objęte odpowiednimi klauzulami, ale nie zamykajmy dostępu do nich w całości. Zbiór zastrzeżony jako osobny byt nie powinien dalej. funkcjonować.
To charakterystyczne, że kogo nie spytałbym o opinię w tej sprawie, mówi, że nic nie stoi na przeszkodzie, by go zlikwidować. A jednak przez wiele lat istniał. Dlaczego?
Zbiór zastrzeżony został wyodrębniony wraz z utworzeniem Instytutu Pamięci Narodowej. Myślę, że jego istnienie było wygodne dla służb specjalnych, które mogły umieszczać tam dokumenty z, nazwijmy to, dużym zapasem, jeśli chodzi o dowolność. A ponieważ ustawodawca nie zdecydował się na krok likwidujący zbiór, to IPN i jego kolejni prezesi musieli funkcjonować zgodnie z istniejącymi przepisami.
Warto jednak pamiętać, że przez ten czas zbiór zastrzeżony został znacząco odchudzony. Na początku mierzył on na pewno ponad dwa kilometry.
Powiedzmy, w czym rzecz – dokumentów w zbiorze zastrzeżonym było tak dużo, że gdyby spakować je w teczki i ustawić na półce, to zajęłyby przestrzeń dwóch kilometrów. Jak dużo materiałów zostało wciąż zastrzeżonych?
Pozostało 430 metrów. A i tak w obecnej kadencji prezes Łukasz Kamiński wydał decyzje, które zredukowały ten zbiór o ok. 25 procent, czyli 10 tysięcy jednostek archiwalnych. Natomiast cieszę się z deklaracji ministra Antoniego Macierewicza, że zbiór ten ma zostać znacząco zredukowany i zlikwidowany. Z punktu widzenia każdego badacza i historyka, ale i przejrzystości życia publicznego to dobry ruch.
Mówił pan wcześniej, że nie było prób likwidacji zbioru zastrzeżonego. Ale Piotr Woyciechowski w rozmowie z naszym portalem przywołuje historię, gdy wiceszefem MON był Antoni Macierewicz – wówczas miały rozpocząć się procedury uszczuplające tajność tego zbioru. Dopiero za czasów Platformy Bogdan Klich cofnął tę decyzję. Stąd wraca pytanie – czy zbiór zastrzeżony to ważna kwestia tylko dla historyków i badaczy, czy jednak i dla polityków…
Jak wiadomo, dokumenty, które znajdują się również w zbiorze, który jest jawny, dotyczą wielu osób, które są obecne w życiu publicznym. Nie chciałbym spekulować, ponieważ nie wiem, co dokładnie jest w zbiorze zastrzeżonym i takiej wiedzy mieć nie możemy. Na pewno te dokumenty kogoś dotyczyć muszą. Nie chciałbym jednak komentować decyzji politycznych, w czasach pracy Bogdana Klicha w MON prezesem był Janusz Kurtyka, a mnie daleko było do przyjścia do IPN, więc nie znam szczegółów tamtej sprawy.
Z całą pewnością procedura, w której prezes nie miał de facto wielkiego pola manewru wobec szefów służb specjalnych i szefa MON, mogła przyczynić się do tego, że ten zbiór został w takim, a innym wymiarze. Nie chcę zastanawiać się, dlaczego tak się stało. Jestem jednak przekonany, że dla dobra życia publicznego powinniśmy oczekiwać likwidacji zbioru zastrzeżonego – może wówczas upadłoby parę mitów na temat jego zawartości.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/275496-tylko-u-nas-pawel-ukielski-z-ipn-zlikwidujmy-zbior-zastrzezony-to-moze-rzucic-nowe-swiatlo-na-wydarzenia-z-przeszlosci-ktore-sa-dla-nas-interesujace-wywiad?strona=1