W kampanii przyniósł krzesło na wiec Komorowskiego. W środę ruszył jego proces. Czy Marek M. trafi na 5 lat do więzienia?

S. Rozpędzik
S. Rozpędzik

Pamiętają państwo historię „krześlarza” z Krakowa, który przyniósł na kampanijny wiec Bronisława Komorowskiego krzesło, a następnie usłyszał zarzuty? W środę w Krakowie ruszył jego proces.

CZYTAJ WIĘCEJ: Za potrząsanie stołkiem na wiecu Komorowskiego może posiedzieć 5 lat. „Krześlarz” z Krakowa usłyszał zarzuty

Markowi M. grozi nawet pięć lat więzienia - wszystko z powodu zarzutu prokuratury, która uważa, że mężczyzna chciał rzucić w ówczesnego prezydenta krzesłem. Oskarżony broni się jednak, że przyniósł stołek tylko po to, by zademonstrować japońską wpadkę Komorowskiego i nie chciał niczego złego zrobić prezydentowi.

Na początku rozprawy sąd wyprosił z sali sądowej członków z ugrupowania KORWIN, ponieważ nagrywali przebieg postępowania bez zgody sądu. Wśród nich był również Konrad Berkowicz, wiceprezes KORWIN

— czytamy w relacji „Dziennika Polskiego”.

Nie zgadzam się z ubecką narracją prokuratury

— odpowiedział na zarzuty oskarżony.

Prokuratura zarzuciła Markowi M. publiczne znieważenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej słowami powszechnie uznanymi za obelżywe i usiłowanie dokonania czynnej napaści na Prezydenta RP. Miało to polegać na tym, że usiłował rzucić krzesłem w prezydenta, lecz zamierzonego celu nie osiągnął z uwagi na interwencję funkcjonariuszy policji. Kolejne zarzuty dotyczą podania przez Marka M. danych swojego brata i poświadczenia nieprawdy na dokumentach poprzez podpisanie ich danymi brata. Markowi M. grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.

Rzeczniczka krakowskiej prokuratury Bogusława Marcinkowska mówiła w marcu, że przesłuchany w charakterze podejrzanego Marek M. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i złożył wyjaśnienia, w których przedstawił własną wersję jego zachowania. Podał m.in., że nie chciał obrazić prezydenta i nie miał zamiaru rzucać krzesłem, oraz że od zatrzymania był w stresie i niewiele pamięta, a pełną świadomość odzyskał następnego dnia.

Według prokuratury, wersja podejrzanego stanowi jego linię obrony i jest sprzeczna z zebranym materiałem dowodowym. Po zakończeniu przesłuchania prokurator, zgodnie z listem gończym, przekazał podejrzanego do aresztu śledczego w Krakowie.

Marek M. był poszukiwany sześcioma decyzjami sądów i prokuratur, w tym dwoma listami gończymi wydanymi przez sądy - za przestępstwa oszustwa popełnione w recydywie i do odbycia detencji. Jak poinformowała prokuratura, Marek M. zbiegł bowiem z oddziału, w którym odbywał detencję. Detencja sądowa – to przymusowe osadzenie w szpitalu psychiatrycznym osoby, która popełniła przestępstwo, ale została uniewinniona ze względu na dokonanie tego czynu w stanie zniesionej poczytalności.

CZYTAJ WIĘCEJ: Pięć lat więzienia za krzesło? Ten żul powinien dostać order. Wszak prezydent tylko na tym skorzystał

lw, polskathetimes.pl, Dziennik Polski, PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych