Sprawa jest naprawdę poważna. Po 24 latach od śmierci odradza się powołany w 1949 r. Sowiecki Komitet Obrońców Pokoju.
To znaczy odradza się w polskiej mutacji, bo tak że w naszym kraju powstała lokalna odmiana - Polski Komitet Obrońców Pokoju. Jak wiadomo, obecnie z pokojem jest pewien kłopot, więc odrodzona organizacja przyjęła nazwę Komitet Obrony Demokracji. Nie jest on, tak jak sowiecki pierwowzór i jego lokalna kopia, ograniczony państwowo, więc mogą go wspierać zarówno rodzimi spadkobiercy organizacji założonej dla umacniania chwały i wielkości ZSRS i towarzysza Stalina oraz ich bezkompromisowej walki o pokój, jak i dziedzice spuścizny Bolesława Bieruta, warszawskiego namiestnika towarzysza Soso. Demokracja nie wypadła sroce spod ogona, podobnie jak w 1949 r. pokój, wiec jej obrona wydaje się zrozumiała. Tym bardziej że jest to inicjatywa bliska sercu wielu redaktorom „Gazety Wyborczej” i nie trzeba czytać „Resortowych dzieci”, żeby wiedzieć dlaczego.
Każdy, kto chociaż trochę zna historię, wie, że zanim towarzysz Stalin łaskawie zgodził się na powstanie Sowieckiego Komitetu Obrońców Pokoju oraz jego kopii w państwach satelickich, równie przychylnie patrzył na zorganizowany w sierpniu 1948 r. we Wrocławiu Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju. Na tę propagandową imprezę dało się nabrać wielu lewicowych twórców i intelektualistów światowej sławy, m.in. Pablo Picasso, Julian Huxley, Irena Joliot-Curie, Paul Eluard czy Julien Benda, a z Polski Tadeusz Kotarbiński, Jarosław Iwaszkiewicz, Maria Dąbrowska czy Zofia Nałkowska. A potem była już prosta droga do zorganizowania właściwych Komitetów Obrońców Pokoju. Oczywiście żadnego pokoju one nie broniły, bowiem służyły osłonie sowieckiego imperializmu oraz zmasowanej krytyce demokratycznego Zachodu. Kiedy sowieccy czy nadwiślańscy towarzysze oraz masa użytecznych idiotów na Zachodzie miała usta pełne frazesów o pokoju, w ZSRS najpierw zbudowano bombę atomową (1949), a potem wodorową (1953) i przygotowywano się do zsowietyzowania wolnego świata, także przy pomocy uderzenia zbrojnego. Wszyscy rozsądni ludzie właściwie nie mieli złudzeń, że walka ZSRS o pokój oznacza przygotowywanie się do wojny.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Sprawa jest naprawdę poważna. Po 24 latach od śmierci odradza się powołany w 1949 r. Sowiecki Komitet Obrońców Pokoju.
To znaczy odradza się w polskiej mutacji, bo tak że w naszym kraju powstała lokalna odmiana - Polski Komitet Obrońców Pokoju. Jak wiadomo, obecnie z pokojem jest pewien kłopot, więc odrodzona organizacja przyjęła nazwę Komitet Obrony Demokracji. Nie jest on, tak jak sowiecki pierwowzór i jego lokalna kopia, ograniczony państwowo, więc mogą go wspierać zarówno rodzimi spadkobiercy organizacji założonej dla umacniania chwały i wielkości ZSRS i towarzysza Stalina oraz ich bezkompromisowej walki o pokój, jak i dziedzice spuścizny Bolesława Bieruta, warszawskiego namiestnika towarzysza Soso. Demokracja nie wypadła sroce spod ogona, podobnie jak w 1949 r. pokój, wiec jej obrona wydaje się zrozumiała. Tym bardziej że jest to inicjatywa bliska sercu wielu redaktorom „Gazety Wyborczej” i nie trzeba czytać „Resortowych dzieci”, żeby wiedzieć dlaczego.
Każdy, kto chociaż trochę zna historię, wie, że zanim towarzysz Stalin łaskawie zgodził się na powstanie Sowieckiego Komitetu Obrońców Pokoju oraz jego kopii w państwach satelickich, równie przychylnie patrzył na zorganizowany w sierpniu 1948 r. we Wrocławiu Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju. Na tę propagandową imprezę dało się nabrać wielu lewicowych twórców i intelektualistów światowej sławy, m.in. Pablo Picasso, Julian Huxley, Irena Joliot-Curie, Paul Eluard czy Julien Benda, a z Polski Tadeusz Kotarbiński, Jarosław Iwaszkiewicz, Maria Dąbrowska czy Zofia Nałkowska. A potem była już prosta droga do zorganizowania właściwych Komitetów Obrońców Pokoju. Oczywiście żadnego pokoju one nie broniły, bowiem służyły osłonie sowieckiego imperializmu oraz zmasowanej krytyce demokratycznego Zachodu. Kiedy sowieccy czy nadwiślańscy towarzysze oraz masa użytecznych idiotów na Zachodzie miała usta pełne frazesów o pokoju, w ZSRS najpierw zbudowano bombę atomową (1949), a potem wodorową (1953) i przygotowywano się do zsowietyzowania wolnego świata, także przy pomocy uderzenia zbrojnego. Wszyscy rozsądni ludzie właściwie nie mieli złudzeń, że walka ZSRS o pokój oznacza przygotowywanie się do wojny.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/272813-komitet-obrony-demokracji-w-prostej-linii-nawiazuje-do-wielkiego-dziela-sowieckiego-komitetu-obroncow-pokoju?strona=1