Brunon Kwiecień od trzech lat jest w areszcie tymczasowym. To miała być oczywista sprawa. Kompromitująca nieskuteczność III RP!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl/TVP
Fot. wPolityce.pl/TVP

Sprawa Kwietnia budzi zdziwienie. Bez względu na to, jak ją interpretować mamy do czynienia z kompromitacją. Jeśli Kwiecień jest winny, a dowody są mocne, dziwi i szokuje, że przez trzy lata nie udało się doprowadzić do skazania człowieka, który ma na sumieniu przygotowanie gigantycznego zamachu na polską elitę polityczną. Jeśli prokuratura i służby są pewne, że dobrze oceniły Kwietnia, mamy do czynienia z zaskakującą niewydolnością sądownictwa, które nie jest w stanie ukarać człowieka odpowiedzialnego za tak poważne przestępstwo. W tym przypadku kara powinna być natychmiastowa. Jeśli nie jest szybko karany człowiek, który ma szykować zamach na konstytucyjne organa państwa, to jaki czyn ma być poważnie traktowany przez sądy III RP?

Jeśli więc Kwiecień jest winny, a jego działania rzeczywiście były poważne należało oczekiwać szybkiego procesu i szybkiego skazania. Jednak trudno uznać ten proces za szybki, a całą sprawę za klarowną.

Nie należy bronić Kwietnia bez znajomości materiału, ale nie sposób nie wskazać na drugie możliwe tłumaczenie tego zaskakującego opóźnienia. Być może mamy do czynienia z kompromitacją służb i prokruatury, które działały w tej sprawie w sposób nierzetelny. Jeśli po trzech latach okazuje się, że sprawca tak poważnego przestępstwa jak zamach na przedstawicieli wszystkich najważniejszych władz nie może zostać skazany, naturalnym jest pytanie o dowody w tej sprawie, o profesjonalizm działań służb. I tu okazuje się, że są bardzo poważne wątpliwości.

O tym, jak powinna wyglądać profesjonalna akcja służb w podobnej sprawie, mówił w lipcu 2013 roku płk. Andrzej Kowalski. Relacjonował wtedy w Sejmie akcję FBI w podobnej sprawie.

Do 17 października 2012 roku FBI prowadziła operację specjalną przeciwko człowiekowi, który chciał doprowadzić do zamachu. Operacje specjalną prowadzono do czasu, gdy załadował on materiały wybuchowe na samochód, uzbroił go i doprowadził pod budynek, który chciał wysadzić. Potem wysiadł, poszedł do hotelu i nagrał swoje wystąpienie po zamachu. Wziął detonator i go odpalił. Oczywiście nic się nie stało, ponieważ operacja była kontrolowana. Ładunek wybuchowy, dostarczony przez służby, był fałszywym i nie mógł eksplodować. Wszystko było bezpieczne. Dzięki temu co się stało, agenci nie mieli wątpliwości. Mieli dowody, że ten człowiek chciał przygotować i przeprowadzić zamach. Wykonał wszystkie czynności, żeby zrealizować swoje plany. Mieli nawet dowód, że chciał zdetonować ładunek

— mówił Kowalski.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

« poprzednia strona
123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych