Ostatnie posiedzenie sądu w sprawie Wojciecha Sumlińskiego i Aleksandra L. powinno wywołać burzę. Rzuca ono bowiem nowe światło na aferę marszałkową, a także na sposób działania państwa. Zeznania byłego oficera ABW pokazują, że w III RP więcej mafii niż demokracji.
Mogłem uzyskać dobrą posadę w spółce skarbu państwa
-– tak mówił Tomasz B., były funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Miała to być nagroda za wykorzystanie Sumlińskiego do celów ABW.
Po latach B. ujawnił, że otrzymał polcenie zbliżenia się do Wojciecha Sumlińskiego. Miał go nakłonić do udziału w prowokacji przeciwko komisji weryfikacyjnej.
Bloger Ander, który był na procesie, tak relacjonuje zeznania B.:
Świadek opowiedział o pewnym zdarzeniu, do którego doszło na wiosnę 2008 r. Doszło do jego spotkania z Jackiem Mąką, ówczesnym z-cą szefa ABW, który wiedząc, że świadek dobrze zna Wojciecha Sumlińskiego, naciskał na niego, aby zmusił dziennikarza do współpracy z ABW w zakresie jakiejś kombinacji operacyjnej, dotyczącej Komisji Weryfikacyjnej WSI. Kombinacja ta miała na celu wykazanie niekompetencji pracowników Komisji oraz zdyskredytowanie jej prac w oczach opinii publicznej.
B. odmówił wykonania polecenia Mąki, a potem odszedł ze służby.
Są jakieś granice
— mówił pytany, dlaczego propozycji nie przyjął i odszedł z ABW.
Jednak z jego słów wynika, że w Agencji niektórzy granic nie czuli, ani nie mieli. B. dodawał, że „nikt w służbach nie robi takich rzeczy na własną rękę”. Jakich mocodawców miał zatem Mąka, gdy nakłaniał B. do działań przeciwko komisji weryfikacyjnej? Wydaje się, że mocodawcy muszą być mocni, skoro oficer ABW tyle lat milczał. Przyznał, że jego milczenie wynika ze strachu.
Służby mają długie ręce
— tłumaczył B. pytany dlaczego dopiero teraz chciał zeznawać.
Z zeznań oficera wynika, że choć on odmówił, doszło jednak do prowokacji wymierznej przeciwko komisji, a Sumliński jest ofiarą działań Agencji. To ponoć niemal powszechna opinia wśród ludzi ABW.
Świadek, mimo, że od sierpnia 2007 r. nie był już funkcjonariuszem ABW, utrzymywał kontakty z kolegami, którzy tam nadal pracowali, a którzy dobrze znali tę sprawę. Wielokrotnie padały wówczas słowa, że była to prowokacja. Kończąc swoje wyjaśnienia świadek powiedział, że jego zdaniem Wojciech Sumliński jest niewinny i padł ofiarą działań kolegów z jego byłej firmy
— czytamy w relacji z rozprawy. B. jest przekonany, że sytuacja została wytworzona przez służby, a Sumliński został wplątany w ich działania. B. wskazał przy tym, że Mąka zagroził, że jeśli Sumliński nie zgodzi się na współpracę „poszarpią go trochę, a potem przestanął”. Widać, że wciąż szarpią…
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ostatnie posiedzenie sądu w sprawie Wojciecha Sumlińskiego i Aleksandra L. powinno wywołać burzę. Rzuca ono bowiem nowe światło na aferę marszałkową, a także na sposób działania państwa. Zeznania byłego oficera ABW pokazują, że w III RP więcej mafii niż demokracji.
Mogłem uzyskać dobrą posadę w spółce skarbu państwa
-– tak mówił Tomasz B., były funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Miała to być nagroda za wykorzystanie Sumlińskiego do celów ABW.
Po latach B. ujawnił, że otrzymał polcenie zbliżenia się do Wojciecha Sumlińskiego. Miał go nakłonić do udziału w prowokacji przeciwko komisji weryfikacyjnej.
Bloger Ander, który był na procesie, tak relacjonuje zeznania B.:
Świadek opowiedział o pewnym zdarzeniu, do którego doszło na wiosnę 2008 r. Doszło do jego spotkania z Jackiem Mąką, ówczesnym z-cą szefa ABW, który wiedząc, że świadek dobrze zna Wojciecha Sumlińskiego, naciskał na niego, aby zmusił dziennikarza do współpracy z ABW w zakresie jakiejś kombinacji operacyjnej, dotyczącej Komisji Weryfikacyjnej WSI. Kombinacja ta miała na celu wykazanie niekompetencji pracowników Komisji oraz zdyskredytowanie jej prac w oczach opinii publicznej.
B. odmówił wykonania polecenia Mąki, a potem odszedł ze służby.
Są jakieś granice
— mówił pytany, dlaczego propozycji nie przyjął i odszedł z ABW.
Jednak z jego słów wynika, że w Agencji niektórzy granic nie czuli, ani nie mieli. B. dodawał, że „nikt w służbach nie robi takich rzeczy na własną rękę”. Jakich mocodawców miał zatem Mąka, gdy nakłaniał B. do działań przeciwko komisji weryfikacyjnej? Wydaje się, że mocodawcy muszą być mocni, skoro oficer ABW tyle lat milczał. Przyznał, że jego milczenie wynika ze strachu.
Służby mają długie ręce
— tłumaczył B. pytany dlaczego dopiero teraz chciał zeznawać.
Z zeznań oficera wynika, że choć on odmówił, doszło jednak do prowokacji wymierznej przeciwko komisji, a Sumliński jest ofiarą działań Agencji. To ponoć niemal powszechna opinia wśród ludzi ABW.
Świadek, mimo, że od sierpnia 2007 r. nie był już funkcjonariuszem ABW, utrzymywał kontakty z kolegami, którzy tam nadal pracowali, a którzy dobrze znali tę sprawę. Wielokrotnie padały wówczas słowa, że była to prowokacja. Kończąc swoje wyjaśnienia świadek powiedział, że jego zdaniem Wojciech Sumliński jest niewinny i padł ofiarą działań kolegów z jego byłej firmy
— czytamy w relacji z rozprawy. B. jest przekonany, że sytuacja została wytworzona przez służby, a Sumliński został wplątany w ich działania. B. wskazał przy tym, że Mąka zagroził, że jeśli Sumliński nie zgodzi się na współpracę „poszarpią go trochę, a potem przestanął”. Widać, że wciąż szarpią…
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/268544-szokujace-zeznania-b-oficer-ujawnia-kulisy-dzialan-abw-wymierzonych-w-sumlinskiego-i-komisje-weryfikacyjna-mafijne-uklady-wychodza-na-jaw?strona=1