Przedstawiam Państwu kolejną relację z procesu, w którym Prokuratura, powołując się na art.230 par.1 kodeksu karnego, oskarża dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego oraz byłego wysokiego funkcjonariusza kontrwywiadu PRL, płk. Aleksandra L., o rzekomą płatną protekcję podczas weryfikacji żołnierzy WSI, prowadzonej przez komisję pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza. Rozprawie przewodniczył sędzia Stanisław Zdun. Na rozprawę stawił się świadek, były szef Delegatury ABW w Lublinie, Tomasz Budzyński.
Na pytanie Sądu, czy świadek wie, w jakiej sprawie został wezwany, Tomasz Budzyński wyjaśnił, że śledzi tę sprawę w sposób zewnętrzny. Od czasu publikacji listu Wojciecha Sumlińskiego w 2008 r., który oskarżony dziennikarz napisał w chwili swojego załamania, świadek nie utrzymywał z nim aż do czerwca/lipca br żadnych kontaktów, mając do niego olbrzymi żal za podanie w tym liście informacji na swój temat, które ściągnęły na niego wiele kłopotów. Uważa jednak, że Wojciech Sumliński padł ofiarą prowokacji ze strony jego byłej firmy, czyli ABW, a zatrzymanie i toczący się przed Sądem proces są konsekwencjami działań Agencji. Następnie świadek opowiedział o pewnym zdarzeniu, do którego doszło na wiosnę 2008 r. Doszło do jego spotkania z Jackiem Mąką, ówczesnym z-cą szefa ABW, który wiedząc, że świadek dobrze zna Wojciecha Sumlińskiego, naciskał na niego, aby zmusił dziennikarza do współpracy z ABW w zakresie jakiejś kombinacji operacyjnej, dotyczącej Komisji Weryfikacyjnej WSI. Kombinacja ta miała na celu wykazanie niekompetencji pracowników Komisji oraz zdyskredytowanie jej prac w oczach opinii publicznej.
Świadek odmówił. Poinformował również lakonicznie Wojciecha Sumlińskiego, że wokół niego „coś się niedobrego dzieje”, aby uważał, co robi i z kim się spotyka. Świadek, mimo, że od sierpnia 2007 r. nie był już funkcjonariuszem ABW, utrzymywał kontakty z kolegami, którzy tam nadal pracowali, a którzy dobrze znali tę sprawę. Wielokrotnie padały wówczas słowa, że była to prowokacja. Kończąc swoje wyjaśnienia świadek powiedział, że jego zdaniem Wojciech Sumliński jest niewinny i padł ofiarą działań kolegów z jego byłej firmy.
Po tych zeznaniach świadka, pierwsze pytanie zadał mu mecenas Waldemar Puławski, obrońca Wojciecha Sumlińskiego, który chciał uściślić, kiedy dokładniej doszło do wzmiankowanego wcześniej spotkania. Tomasz Budzyński odparł, że był to marzec lub kwiecień 2008 r. Odpowiadając na kolejne pytanie obrońcy, czego od świadka oczekiwał podczas tego spotkania Jacek Mąka, świadek odparł, że język służb jest specyficzny i nie mówi się w nim o takich sprawach otwartym tekstem, ale były to sugestie, aby świadek bezpośrednio zaangażował się w tę sprawę. Świadek nie ma wiedzy, czy Wojciech Sumliński był już w tamtym czasie podsłuchiwany, choć można było tak przypuszczać. Do spotkania doszło z inicjatywy Jacka Mąki, który wiedział, że świadek często bywa w Warszawie. Nie potrafi również odpowiedzieć, czy była to indywidualna inicjatywa z-cy szefa ABW, czy też był on tylko pośrednikiem, ale wg niego, nikt nie robi takich rzeczy w służbach na takich stanowiskach na własną rękę. Tomasz Budzyński wyjaśnił również, że zna Jacka Mąkę, który jest prawnikiem, od czasu wspólnego pobytu w latach 90-tych w szkole oficerskiej, oraz pracy w UOP i ABW.
Jacek Mąka był w latach 2004-2006 z-cą szefa ABW, a świadek w 2004 r. został szefem delegatury ABW w Lublinie. Po odwołaniu w 2006 r. Jacka Mąki z zajmowanego stanowiska, został na nie ponownie powołany po wygranych przez PO wyborach w 2007 r., kiedy to szefem ABW został Krzysztof Bondaryk. Jacek Mąka jest również znany z tego, że w procesie cywilnym wykorzystał materiały zdobyte w sposób służbowy.
Kolejne pytania zadawał świadkowi Wojciech Sumliński, który zaczął od podziękowań, że świadek zdecydował się złożyć zeznania przed Sądem. Tomasz Budzyński odpowiedział, że gdyby w tamtym czasie (2008 r. - przyp.aut.) doszło do ich spotkania na ulicy, nie ręczy, jak mogłoby się ono zakończyć. Odpowiadając na pytanie dziennikarza dotyczące wzmiankowanego wcześniej spotkania z Jackiem Mąką, świadek powiedział, że był on długo jego przełożonym i ewentualna odmowa współdziałania mogła się dla niego skończyć śmiercią cywilną, a z kolei za wykazanie się przy tej sprawie mógł otrzymać „nagrodę”, w postaci dobrej posady w spółce Skarbu Państwa, choć nie padły konkrety, w której. Wojciech Sumliński zapytał, dlaczego w takim razie świadek zdecydował się odmówić swojemu byłemu szefowi i nie brać udziału w prowokacji skierowanej wobec Komisji Weryfikacyjnej, a w jakiejś części także wobec jego osoby - Tomasz Budzyński odparł, że są pewne granice, których się nie przekracza. Świadek dodał, że poinformował oskarżonego dziennikarza tylko lakonicznie o tym, że coś się wokół niego dzieje, bowiem obawiał się konsekwencji ewentualnego medialnego rozgłosu tej sprawy, co mogłoby ściągnąć na niego olbrzymie problemy. Zdaniem świadka Jacek Mąka zgłosił się do niego, ponieważ wiedział, że dobrze zna się z Wojciechem Sumlińskim, a z drugiej strony, ponieważ znali się z Jackiem Mąką już od 1994 r., była to również kwestia zaufania.
W odpowiedzi na kolejne pytanie Wojciecha Sumlińskiego, o ich kontakty po 2008 r., Tomasz Budzyński potwierdził, że żadnych kontaktów nie było. Decyzja, że chce złożyć zeznania w toczącym się procesie, wynika w jakimś stopniu ze zmiany sytuacji politycznej w kraju, co spowodowało, że stał się odważniejszy. Sędzia Stanisław Zdun zapytał, czego się świadek bał - Tomasz Budzyński krótko odpowiedział, że „służby mają długie ręce”.
Opowiadając o swojej znajomości z Wojciechem Sumlińskim, świadek powiedział, że poznał dziennikarza poprzez ks. Jaczewskiego. Ksiądz mówił, że dziennikarz ten zajmuje się sprawą zabójstwa ks. J. Popiełuszki i dobrze byłoby, aby ze sobą porozmawiali, do czego doszło jesienią 2005 r. Dziennikarz poprosił go, aby pomógł mu oceniać wiarygodność wiadomości czy dokumentów, które zdobywał, a także doradzać mu w jego kontaktach z ludźmi z WSI, na zasadzie prowadzenia działań osłonowych. Większość kontaktów ze świadkiem miała charakter zawodowy, choć czasem spotykali się również, aby wspólnie wypić kawę - prywatnych kontaktów nie utrzymywali. Świadek wyjaśnił, że zdecydował się pomóc dziennikarzowi, ponieważ widział jego zaangażowanie w wyjaśnianie okoliczności śmierci ks. J. Popiełuszki. Świadek nie znał początkowo powodów aż tak silnego zaangażowania dziennikarza w tę sprawę, ale potem dowiedział się, że Wojciech Sumliński mieszkał w tamtym czasie na Żoliborzu, chodził na msze i słuchał kazań ks. Popiełuszki. Zrozumiał wtedy jego intencje, dlaczego dziennikarz traktuje wyjaśnienie okoliczności śmierci księdza jako swoją misję.
W swoim kolejnym pytaniu Wojciech Sumliński zapytał świadka o okoliczności spotkań, w których oprócz nich brał udział także Aleksander L. Odpowiadając, świadek powiedział, że nie znał Aleksandra L. wcześniej, a o udział w spotkaniu poprosił go dziennikarz, który chciał uzyskać od płk. L. informacje i dokumenty, dotyczące śmierci ks. Jerzego, z odręcznymi adnotacjami gen. Kiszczaka, a także jakieś dokumenty świadczące o nieprawidłowościach w WSI. Do spotkań tych doszło chyba trzykrotnie. Świadek odbierał te spotkania jako pewnego rodzaju grę operacyjną, którą Wojciech Sumliński prowadził wobec Aleksandra L. celem uzyskania od niego dokumentów, które go interesowały. Płk. Aleksander L. także rozgrywał swoją grę, aby pozyskać wśród dziennikarzy osobę, która w danym czasie będzie mogła być wykorzystana do wykonania pewnych rzeczy. Finałem tych spotkań było stwierdzenie Aleksandra L., że aby uzyskać te dokumenty, musi komuś zapłacić, a on aktualnie ma duże wydatki związane z chorobą żony. Do spotkań tych miało dojść na przełomie 2007/2008 r. Świadek ocenił, że działania dziennikarza, w tym budowanie relacji z informatorem, był jak najbardziej prawidłowy i wymagał czasu, aby te relacje zacieśnić i pozyskać jego zaufanie. Działania dziennikarza miały, wg świadka, duże znamiona profesjonalizmu, tym bardziej, że przeciwko sobie nie miał dyletanta, tylko byłego szefa kontrwywiadu WSW. Ponieważ oskarżony dziennikarz nie miał chwilowo więcej pytań, następne pytanie zadał prokurator Węgrzyn, który chciał się dowiedzieć, gdzie doszło do spotkania świadka z Jackiem Mąką oraz czy ktoś może fakt tego spotkania potwierdzić. Tomasz Budzyński odpowiedział, że do spotkania doszło w restauracji w okolicach ul. Rakowieckiej, nikt więcej w tym spotkaniu nie brał udziału, a on tego spotkania nie nagrywał. Prokurator zapytał, w jakich okolicznościach świadek odszedł ze służby - Tomasz Budzyński wyjaśnił, że odszedł, ponieważ nabrał uprawnień emerytalnych i napisał raport o odejściu ze służby. Świadek odmówił ujawnienia prokuratorowi nazwisk swoich kolegów z ABW, którzy mówili mu, że sprawa, w której oskarżony został Wojciech Sumliński, jest prowokacją - ze względu na tajemnicę oraz konsekwencje, jakie mogłyby ich spotkać, ponieważ dalej pracują w służbach lub też są z nimi związani.
Wojciech Sumliński zapytał, czy podczas spotkania ze świadkiem Jacek Mąka mówił mu, jakie konsekwencje mogą spotkać dziennikarza, gdyby świadek zdecydował się, na prośbę Jacka Mąki, przekazać dziennikarzowi propozycję współpracy z ABW, a dziennikarz by się na to nie zgodził. Tomasz Budzyński odparł, że w takich rozmowach nie mówi się takich rzeczy, odnosi się raczej pewne wrażenia z kontekstu użytych słów. Nie padały skonkretyzowane groźby pod adresem dziennikarza, choć w szerszym kontekście padło słowo „poszarpię”. Powiedział także, że obserwował przez ostatnie 7 lat, co się dzieje wokół Wojciecha Sumlińskiego, i mimo, że był na niego zły, bo brzydko nakomplikował mu w życiu, m.in. poprzez opisanie w swoim liście z 2008 r. sprawy mieszkania, pozyskanego przez Jacka Mąkę - a którą to informację jak wszyscy uważali, ze względu na ich bliskie kontakty, że uzyskał właśnie od niego - to uważa, że dziennikarz stał się ofiarą działań służb. Tomasz Budzyński na zakończenie stwierdził, że uważa Wojciecha Sumlińskiego za niewinnego, a ponieważ po 7 latach „przełamał się”, dlaczego nie miałby zeznać tego przed Sądem.
Po zakończeniu składania zeznań przez Tomasza Budzyńskiego, o głos poprosił Aleksander L., który złożył oświadczenie, w którym stwierdził, że nigdy nie był ani sekundy w WSI, ponieważ odszedł ze służby w WSW we wrześniu 1991 r. Gen. Kiszczak również nie był we WSI, bo odszedł z WSW przed stanem wojennym. W 1984 r. był cały rok poza granicami kraju. Z Tomaszem Budzyńskim i Wojciechem Sumlińskim spotkał się tylko raz i nie było wtedy mowy o żadnych dokumentach czy zapłacie, a tylko na temat znalezienia p. Budzyńskiemu pracy. Nie miał możliwości dostarczenia materiałów o ks. J. Popiełuszce. Jego kontakty z Wojciechem Sumlińskim, ze względu na tajemnicę dziennikarską, nigdy nie miały być ujawnione; stało się inaczej. O to, aby spotykał się z Wojciechem Sumlińskim, prosiło go kilku hierarchów kościelnych, a to, co powiedział dzisiaj świadek, go zszokowało. Po godzinnej przerwie, spowodowanej koniecznością wywołania przez sędziego Zduna innej, przerwanej sprawy, o głos poprosił z kolei Wojciech Sumliński, który także złożył oświadczenie. Powiedział w nim, że jeśli chodzi o przedstawienie przez Aleksandra L. swojej wersji spotkania z udziałem Tomasza Budzyńskiego, Aleksander L. kłamie. Natomiast jeśli chodzi o tajemnicę dziennikarską, to on niczego nie ujawnił - to inni dziennikarze, w tv, radio czy prasie, ujawnili, że Aleksander L. był jego informatorem, czemu trudno było zaprzeczyć. Po tym oświadczeniu Sąd poinformował, że podejmie kolejną próbę wezwania na świadka Krzysztofa Winiarskiego, z którym udało się nawiązać kontakt telefoniczny; zostanie on wezwany na rozprawę w dn. 30 października. Mecenas Puławski ostatecznie nie złożył wniosku o wezwanie na świadka Jacka Mąki, pomimo takich początkowych zamiarów. W kwestii tej zabrał głos również Wojciech Sumliński, który uznał za zdumiewające, że takiego wniosku nie złożył prokurator. Sąd poinformował z kolei prokuratora, że jego wniosek o ujawnienie dodatkowych materiałów będzie rozpoznany na kolejnej rozprawie. Na tym rozprawa została zakończona. Było na niej prawie 20 osób publiczności, a za zgodą Sądu rejestrację prowadzili Janusz Gajewski z Solidarni2010/KSD, ekipa TV Republika oraz Krzysztof Karnkowski z SDP. Był również obecny obserwator z ramienia Centrum Monitoringu Wolności Prasy, Piotr Wolniewicz. Kolejna rozprawa odbędzie się w dn. 30 października o godz.11:00 w sali 159 - jak zwykle w gmachu Sądu Rejonowego dla Warszawy Woli, ul. Kocjana 3.
Uprzejmie proszę Szanownych Czytelników tej relacji, aby w ewentualnych komentarzach posługiwać się imieniem i inicjałem nazwiska, współoskarżonego w tym procesie wraz z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim, byłego wysokiego oficera kontrwywiadu PRL, Aleksandra L., ponieważ nie wyraził on zgody na podawanie w relacjach z procesu swoich danych osobowych ani na publikowanie swojego wizerunku.
Relację przygotował bloger „ander
Najnowsza książka Wojciecha Sumlińskiego: „Czego nie powie Masa o polskiej mafii”.
Lektura dla ludzi myślących odważnie, trzeźwo i niezależnie!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/268486-sumlinski-jest-niewinny-i-padl-ofiara-dzialan-kolegow-z-mojej-bylej-firmy-w-procesie-dziennikarza-zeznawal-byly-szef-delegatury-abw-w-lublinie-relacja