„GW” pismem sądu atakuje Kamińskiego. Oskarżenia o łamanie demokracji, niszczenie ludzi, a nawet tworzenie korupcji. I dziwny dowód: sms od dziennikarza...

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Gazeta wskazuje na kolejny, ponoć, błąd władz CBA. Z tego rzeczywiście powinien się wytłumaczyć Mariusz Kamiński i jego zastępcy. Sąd uznał bowiem, że rozpoczynając operację specjalną CBA nie dysponowało stosownym rozporządzeniem, że nie mogło choćby wytwarzać samo dokumentów legalizacyjnych w chwili rozpoczęcia operacji. Ten zarzut, wygląda wiarygodnie, ale już koleje stwierdzenia „GW” ośmieszają zupełnie sędziego. W tekście czytamy:

Sąd wyciąga z tego wniosek, że CBA nie mogło użyć agenta do prowokacji. Czy CBA działało w błędzie? Sąd uznaje, że nie. Powołuje się na SMS (prawdopodobnie od dziennikarza), który dostał szef MSWiA Janusz Kaczmarek w lipcu, po spaleniu akcji: „Panie ministrze jest afera. Nie ma zarządzenia premiera określającego zasady korzystania z fałszywek. W CBA podobno panika”. Sąd stawia mocny wniosek - CBA wiedziało o tym, że nie może użyć agenta pod przykrywką i o luce prawnej.

Z tego fragmentu wynika jednoznacznie, że dla sędziego sms do szefa MSWiA jest rozstrzygającym argumentem na rzecz tezy, że CBA z premedytacją łamało prawo i działało bez podstawy prawnej. Oby była to jedynie manipulacja gazety z Czerskiej, bowiem trudno o większą kompromitację sądu.

Dla Mariusza Kamińskiego i jego współpracowników uzasadnienie jest niewygodne szczególnie w kilku punktach. W toku działań sąd ponoć ustalił, że sprawą ofert korupcyjnych CBA zajęło się na poważnie nie, gdy o ofercie Andrzeja K. dowiedział się Mariusz Kamiński, ale po telefonie Adama Lipińskiego, którego z kolei o propozycjach K. zaalarmował jeden z biznesmenów, których K. odwiedził. Telefon Lipińskiego sprawił, że Biuro miało się przyjrzeć działaniu K. bliżej. Jeśli tak było, sytuacja wygląda trochę dziwie, choć nie jest ani łamaniem prawa, ani obyczajów. Poseł zgłaszający podejrzenie korupcji działa zgodnie z wymogami i spełnia obowiązki. Dziwi jednak, że telefon Lipińskiego, jeśli rzeczywiście miał miejsce, był potrzeby.

Innym pytaniem do Kamińskiego jest sprawa kręgu osób objętych w tej sprawie kontrolą operacyjną. Sąd twierdzi, że przy tej okazji zastosowano klucz partyjny.

K. miał kontakty z politykami różnych ugrupowań, w tym z politykami ugrupowania, które reprezentował Kowalczyk. Wprost razi nieobjęcie go kontrolą operacyjną i świadczy dobitnie o rzeczywistej motywacji oskarżonych. (…) Nie wystąpiono o kontrolę operacyjną innych osób zatrudnionych w Ministerstwie Rolnictwa, cały wysiłek skierowano na posłów zrzeszonych w klubie parlamentarnym Samoobrony

— pisze ponoć sąd w uzasadnieniu. Pytania o tę sprawę należy zadać Kamińskiemu i spytać, czy rzeczywiście działano wedle klucza partyjnego. Pytanie do byłego szefa CBA powinno również dotyczyć opisywanego już wcześniej rozporządzenia premiera, które wydano już po rozpoczęciu operacji specjalnej. Czy Kamiński miał świadomość, że brakuje przepisów? Sms do Janusza Kaczmarka w tej sprawie nie wystarczy…

Tekst oparty na dokumentach sądu nie wygląda wiarygodnie. W jednym z akapitów sugeruje się nawet, że Kamiński i jego zastępcy być może tylko dzięki zwolnieniu z pracy nie popełniali innych przestępstw.

Jedną z okoliczności łagodzących dla skazanych było to, że od 2007 r. nie popełnili innych podobnych czynów. Ale jak zauważył sąd, nie pracują już w CBA, co „drastycznie ograniczyło możliwość popełniania tego rodzaju przestępstw”

— czytamy w gazecie.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

« poprzednia strona
1234
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.